Zauważyłam ostatnio w blogosferze i vlogosferze - i to zarówno tej polskiej, jak i zagranicznej - trend na to by w 2018 roku nie stawiać przed sobą żadnych czytelniczych wyzwań, a jeśli już je stawiać - obrócić je o niemal sto osiemdziesiąt stopni od tych zwyczajowych: Czytać mniej!, Sięgać jedynie po te pozycje, na które mam ochotę! Szanuję to nastawienie, ale nie do końca rozumiem argumentów wysuwanych w tym kontekście przez czytelników. Że nie chcą czuć presji; że czytanie ma być przyjemnością a nie przymusem. Bo też i od kiedy czytelnicze postanowienia czynią z lektury obowiązek?
Lubię stawiać samej sobie wyzwania. Spisane na kartce, albo na blogu postanowienia motywują mnie do tego żeby próbować czegoś nowego i odkrywać o sobie jako o czytelniku zupełnie zaskakujące informacje. Gdyby nie swego rodzaju wyzwania, nie dowiedziałabym się, że uwielbiam twórczość Agathy Christie, Khaleda Hosseiniego czy Chimamandy Ngozi Adichie; nie przekonałabym samej siebie do twórczości polskich autorów; i prawdopodobnie nie skończyłabym lektury żadnej serii. Kiedy kilka lat temu nie udało mi się sprostać wyzwaniu na Goodreads, nie czułam do siebie pretensji. Nie zrezygnowałam też nigdy ze spotkania ze znajomymi czy rodziną, bo musiałam przeczytać jeszcze jedną książkę (chociaż czasami, gdy wciągnęłam się w lekturę, pokusa była ogromna). Dlatego na przekór trendowi by 2018 rok był wolny od jakichkolwiek postanowień, ja stawiam ich aż dziesięć!
Przeczytać 100 książek
Wiem że dla niektórych ta liczba jest niewyobrażalna, ale przez ostatnie kilka lat (na pewno od momentu założenia bloga) nie było roku, w którym przeczytałabym mniej niż te 100 pozycji. Jestem osobą, która czyta stosunkowo szybko, a na dodatek spędzam około 3 godzin dziennie w komunikacji miejskiej (albo nawet więcej) i nie potrafię wpatrywać się bezczynnie w okno. Owszem, póki co w styczniu czytam jakby wolniej i nie wiem czy jest to spowodowane stresem przed sesją, zimowym rozleniwieniem czy po prostu jakimiś zmianami w moim czytelniczym życiu. Ale podejrzewam, że w kolejnych miesiącach się to zmieni.
Czytać książki z TBR-u na 2018 roku
Jest kilka książek, na których lekturze zależy mi w szczególności (chociażby dlatego, że zbyt długo zalegają na moich półkach), ale równocześnie potrzebuję jakiejś motywacji by a) nie zapomnieć o nich i b) faktycznie się z nimi zapoznać. Takich tytułów jest 18, z czego większość znajduje się na moich półkach. Postaram się opowiedzieć o nich jeszcze w styczniu, ale jeśli się nie uda - spodziewajcie się go w lutym. (Pochwalę się Wam już teraz, że jedną z nich czytam akurat obecnie! A zwlekałam z tym od lutego! Widzicie jak działają na mnie postanowienia noworoczne?).
Czytać powieści nominowane do The Women's Prize for Fiction
Akurat o tym jednym konkretnym postanowieniu już Wam wspominałam przy okazji posta, w którym zamieściłam listę wszystkich nominowanych do tej pory tytułów. Wspominałam Wam też skąd akurat zainteresowanie tą konkretną nagrodą - miałam okazję czytać kilka pozycji z listów: niektóre z nich były po prostu dobre, ale inne znajdują się na liście moich ulubionych tytułów i mam cichą nadzieję, że wykonując ów wyzwanie, odnajdę nowych faworytów. 12 tytułów wydaje się racjonalną liczbą w skali roku, ale nie przywiązuje do niej aż takiej wagi.
Wyzwanie “zrównoważonej biblioteczki”
Nigdy nie zależało mi na tym, żeby “wyzerować” liczbę nieprzeczytanych tytułów na moich półkach. Ale chciałabym nad nią w jakimś stopniu zapanować. I dlatego tak bardzo przekonują mnie wyzwania dziewczyn z zagranicznego booktuba - Drinking By My Shelf czy MercysBookishMusings. Nie będę wchodzić w szczegóły, bo nie ma to dużego znaczenia z punktu widzenia bloga czy kolejnych recenzji - po prostu podoba mi się wizja pewnej zależności zakupywanych pozycji od tych przeczytanych w danym miesiącu. A jeśli jesteście zainteresowani ideą, obejrzyjcie filmy na przywołanych kanałach.
Czytać więcej powieści już znanych mi autorów
Mam taką przykrą tendencję do tego by nieustannie szukać czegoś nowego - zamiast kontynuować rozpoczęte serie, czytać kolejne pierwsze tomy; zamiast sięgać po twórczość autorów, którzy mnie jakoś zachwycili, zabierać się za pozycje autorstwa nieznanych mi osób. I chciałabym to w sobie jakoś zwalczyć. Wciąż mam do przeczytania powieści Chimamandy Ngozi Adichie i coś od Khaleda Hosseiniego; w 2017 roku zachwycałam się dziełami Margaret Atwood, Sarah Waters czy chociaż Elizabeth Strout. Nie chciałabym tu stawiać żadnych liczb, ale może po pierwszym kwartale opowiem Wam co nieco o moich postępach w tym zakresie.
Kontynuować porozpoczynane serie
Kontynuując poprzednią myśl, wiecie o co mi chodzi. Mam pewne obawy, że teraz kiedy ograniczyłam liczbę historii YA czy NA, kontynuowanie serii może się skończyć licznymi rozczarowaniami, ale A) nie mam co do tego przecież pewności i B) są przecież serie w innych gatunkach (choćby kryminały, które przecież uwielbiam czy sagi rodzinne). Znowu, nie stawiam żadnych ilościowych progów, ale chciałabym na to po prostu zwrócić uwagę w codziennym doborze lektur.
Brać udział w maratonach czytelniczych
Nie mam zbyt dużego doświadczenia jeśli mowa o udzielę w maratonach czytelniczych - wyjątkiem jest 7ReadUp, ale świadomość, że w danym momencie także inni czytelnicy wypełniają podobne wyzwania i po prostu czytają jest cudowna. Chciałabym się przekonać czy częstszy udział w maratonach - np. raz na kwartał - jest czymś co sprawia mi przyjemność. Co prawda u nas w Polsce tego rodzaju wydarzenia nie są organizowane zbyt często, ale już zagraniczny booktube pozostawia większe pole do popisu. (Już teraz mogę Wam powiedzieć, że nie mogę się np. doczekać na Spookathon!)
Wyzwanie w 80 książek dookoła świata
Tym razem inspiruje się wyzwaniem polskiej blogerki - Marty Mrowiec. O ile jestem zadowolona (w większości przypadków) z gatunkowej różnorodności moich lektur, o tyle sięgam głównie po twórczość autorów anglojęzycznych lub naszych rodzimych autorów. A co z resztą świata? Nie mam pełnej listy 80 krajów z odpowiednimi tytułami i nie aspiruję do tego żeby przeczytać wszystkie 80 w 2018 roku, ale już 12 byłoby pewnym krokiem na przód jeśli chodzi o moje czytelnicze nawyki. Póki co wykreśliłam jeden kraj z listy, chyba najprostszy - Stany Zjednoczone, ale rok się przecież dopiero zaczyna.
Dać szansę nowym gatunkom
Sama sobie trochę zaprzeczam - z jednej strony piszę o stosunkowo dużej różnorodności gatunkowej w moich czytelniczych wyborach, z drugiej wspominam o tym, że chcę dać szansę nowym gatunkom. Ale w tym szaleństwie jest metoda - zdaję sobie bowiem sprawę z tego, że za rzadko sięgam po literaturę faktu, że mogłabym spróbować zapoznać się z literaturą fantastyczną, albo nie tyle gatunkowi co po prostu zbiorom opowiadań. Kto wie? Może w ten sposób odkryję zupełnie nowe, fascynujące mnie rejony literatury?
Prowadzić regularnie bloga
W 2017 zdarzały się tygodnie gdzie nie publikowałam nic - trochę dlatego że w związku ze studiami miałam sporo nauki, ale trochę przez moje małe załamanie psychiczne. Nie chciałabym dopuścić znowu do ciszy na blogu bo przecież blogowanie sprawia mi mnóstwo przyjemności. Idealnie byłoby gdyby udało mi się zamieścić min. 2 teksty w tygodniu, ale jeśli rozkład zajęć na uczelni czy inne obowiązki mi na to nie pozwolą, jeden to absolutne minimum.
Ciekawa jestem czy Wy także zrezygnowaliście w tym roku z postanowień czy, podobnie do mnie, to właśnie w nich odnajdujecie motywację niezbędną do lektury?
0 comments