Chociaż to 2018 jest rokiem, w którym postanowiłam zapoznać się z jak największą liczbą powieści nominowanych do The Women's Prize for Fiction, już wcześniej zdarzało mi się spoglądać na ów listę, pod kątem poszukiwania nowych, ciekawych czytelniczych inspiracji. Takim sposobem sięgnęłam choćby po powieść „Achilles. W pułapce przeznaczenia" czy „Musimy porozmawiać o Kevinie" właśnie. Niewiele wiedziałam tak naprawdę o samej historii, ponad to, że przedstawia negatywny portret matki, ale już sama informacja o nominacji była dla mnie wystarczającą zachętą. Przyznaję jednak już na wstępie, że akurat „Musimy porozmawiać o Kevinie" było dla mnie pod pewnymi względami lekturą rozczarowującą.
Eva Khatchadourian była kobietą sukcesu - właścicielką odnoszącej sukcesy firmy, która zajmuje się wydawaniem przewodników turystycznych; kimś kto dzięki pracy zwiedził już spory kawałek świata; i wreszcie szczęśliwie zakochaną żoną Franklina Plasketta. Obecnie Eva postrzegana jest jako matka TEGO chłopaka - odpowiedzialnego za masakrę w Gladstone. Po tragicznych wydarzeniach, kobieta stara się w jakiś sposób zrozumieć całą sytuację, a w tym celu pisze listy do swojego małżonka.
„Musimy porozmawiać o Kevinie" jest powieścią epistolarną - historią w całości przedstawioną za pośrednictwem listów Evy do Franklina, w których bohaterka na zmianę relacjonuje wydarzenia po tamtym dniu, jak i opowieść o Kevinie od momentu jego narodzin. Już sama ta forma narzuca pewien chaos. Całą historię poznajemy bowiem achronologicznie i fragmentarycznie i musimy ją ułożyć samodzielnie w pewną całość. Nie powiedziałabym jednak, że jest to mankament opowieści - oddaje bowiem specyfikę tego w jaki sposób kieruje się ludzki umysł, z tym że może to nieco utrudnić zaangażowanie czytelnika w całą historię.
Niewątpliwie powieść Lionel Shriver niesie z sobą pewne wartości. Autorka kreuje niezwykle wstrząsający i zaskakujący portret macierzyństwa - gdzie matka nie jest bezwarunkowo zakochana w swoim dziecku; i prowokuje czytelnika do wyciągnięcia bardzo niewygodnych wniosków - że być może nie każda kobieta została stworzona do roli matki i że czasami człowiek rodzi się już jako zła istota. Nie mogę powiedzieć, żebym bezwarunkowo zgadzała się we wszystkim z Lionel Shriver, ale bez wątpienia postawione przez nią pytania sprowokowały mnie do pewnej refleksji - nawet jeśli czułam się przez to niekomfortowo.
Kiedy wspominał o tym, że „Musimy porozmawiać o Kevinie" było dla mnie pod pewnymi względami lekturą rozczarowującą, chodziły mi po głowie zupełnie inne aspekty. Sporo w tej historii nienaturalności - poczynając od sposobu wysławiania poszczególnych postaci (zbyt górnolotny i pretensjonalny), na zachowaniu adresata kończąc. Wydaje mi się, że w zamyśle autorki to Eva miała być postacią wzbudzającą negatywne emocje, ale to zaślepienie Franklina powodowało u mnie nieustanną irytację. Nie do końca rozumiem też dlaczego Lionel Shriver tak szybko wytrąciła sobie z rąk atut w postaci aury tajemniczości i zdradziła czego dopuścił się Kevin. Nie jest to jedyny zwrot fabularny, ale kolejny następuje tak późno, że część czytelników może zniechęcona odłożyć lekturę na bok.
Dostrzegam walory powieści Lionel Shriver i nawet jestem w stanie zrozumieć nominacje i prestiżowe nagrody „Musimy porozmawiać o Kevinie". Ale źródło mojego rozczarowania tkwi w tym, ze mogło być jeszcze lepiej. Mimo wszystko polecam Wam zapoznać się z historią autorstwa Lionel Shriver. To tego rodzaju tytuł, który pozostawia po sobie jakiś trwalszy ślad w czytelniku.
„Musimy porozmawiać o Kevinie” Lionel Shriver; tłum. Krzysztof Uliszewski; wydawnictwo Videograf II; Chorzów 2008 ★★★☆☆
Krzysztof Uliszewski
Lionel Shriver
literatura amerykańska
powieść obyczajowa
women's prize for fiction
wydawnictwo Videograf II
0 comments