O tym jak miłośnik papierowej książki czyta ebooki | abonament Legimi


Dostałam czytnik na któreś urodziny - nie potrafię teraz stwierdzić, kiedy dokładnie, ale prawdopodobnie było to około sześciu/siedmiu lat temu. Zamierzałam wówczas czytać książki w oryginale tj. w języku angielskim i wydawało mi się, że będę korzystać z Kindle'a non stop. Tak rzeczywiście było, ale przez bardzo krótki okres - czas zweryfikował wkrótce moje podejście do sprawy i po kilku miesiącach intensywnego użytkowania, czytnik powędrował do szafy. I leżał tam przez kilkanaście miesięcy jeśli nie dłużej... Wspominałam o tym już kilkakrotnie na blogu i na swoich mediach społecznościowych, ale ostatnimi czasy sporo w moim życiu się zmieniło. Obroniłam pracę magisterską i skończyłam swoją studencką pracę jako obsługa imprez i wydarzeń kulturalnych. Zamiast tego zaczęłam pracować jako młodszy bibliotekarz - w jednej z krakowskich filii, umiejscowionej nie tak daleko od miejsca mojego zamieszkania. I wszystko byłoby super - pracuję otoczona książkami, spotykam ogrom niesamowicie sympatycznych ludzi i bardzo szybko przemieszczam się na trasie dom-praca, praca-dom - tylko że straciłam jakieś 3/3,5 godziny dziennie, które zazwyczaj poświęcałam na lekturę (czyt. moją podróż komunikacją miejską).

Początkowo wciąż zabierałam ze sobą książkę „na drogę", tyle że zazwyczaj, kiedy wsiadałam do autobusu był on już niemal całkowicie wypełniony ludźmi i musiałam zadowolić się miejscem stojącym, a jakieś dziesięć przystanków później byłam już na miejscu. Jeżeli w trakcie drogi chociaż wyciągnęłam książkę, mogliśmy mówić o sukcesie. Jasne, czytanie nie jest formą wyścigów i nie ilość jest najważniejsza, ale teraz czuję, że jeszcze bardziej niż wcześniej muszę orientować się „co słychać" na rynku wydawniczym. Szukałam zatem sposobu na to, żeby wykorzystać te kilkanaście minut drogi w jedną stronę na lekturę. I zaczęłam bardziej interesować się ofertą abonamentu Legimi.

Będąc blogerem książkowym i przynależąc do rozmaitych grup czytelniczych na Facebooku, nie da się nie słyszeć o ofercie Legimi, ale jakoś nigdy wcześniej mnie ona nie zainteresowała. Byłam przekonana, że czytanie ebooków nie jest dla mnie i że inwestując w taki abonament, wyrzucę pieniądze w błoto. Za namową Pani Mamy postanowiłam jednak spróbować - żeby uniknąć skoku na głęboką głowę, chciałam po prostu najpierw wypróbować 14-dniowy okres próbny. Zdecydowałam się na pakiet z umową na 12 miesięcy z możliwością dostępu do ebooków i audiobooków bez limitu  i ściągnięcia 10 ebooków na miesiąc na Kindle’a. Jakie są moje wrażenia po kilku miesiącach korzystania z abonamentu?

Cóż, mój światopogląd nie uległ diametralnej zmianie. Chciałabym powiedzieć, że posiadanie abonamentu na Legimi zagłuszyło we mnie potrzebę kupowania nowych książek i posiadania wielkiej, bogatej w różnorodne tytuły biblioteczki, ale minęłabym się tym samym z prawdą. Świadomość, że mogę przeczytać dany tytuł na czytniku, wcale nie spowodowała, że w pierwszej kolejności nie myślę o tym aby zakupić papierowy egzemplarz. Nic na to nie poradzę, że uwielbiam książki - rozumiane nie tylko jako historię zapisaną na kolejnych stronach, ale i fizyczny przedmiot. Ostatnie kilka miesięcy utwierdziło mnie w przekonaniu, że nic nie zastąpi mi dotyku papieru czy widoku kolorowych grzbietów. Rozumiem ludzi, którzy całkowicie przerzucili się na czytanie książek elektronicznych, ale sama nie mogłabym być jedną z nich. Równocześnie jednak, postawmy sprawę jasno już w tym miejscu, jestem absolutnie zachwycona swoim abonamentem na Legimi i nie wyobrażam sobie teraz jego porzucenia. 

W ubiegłych latach zdarzało mi się targać w torbie grube książki - dla przykładu, pamiętam doskonale upychanie w torebce egzemplarza „Tajemnej historii” Donny Tartt, wydanie znakowskie, w twardej oprawie. Pomijam już fakt ciężaru, nawet cieńsze tytuły w miękkich okładkach zajmowały sporo miejsca, a zazwyczaj musiałam jeszcze wygospodarować wolną przestrzeń dla zeszytu z notatkami, pojemnika z jedzeniem czy butelkę wody. Dla kronikarskiego obowiązku zaznaczmy, że czytnik wymaga  takiego miejsca zdecydowanie mniej i nie stanowi takiego obciążenia. Ale oczywiście nie chodzi tylko i wyłącznie o to. 

Czytnik - czy to Kindle, czy jakikolwiek inny model - pozostawia dużo więcej swobody. Zazwyczaj decydowałam się na lekturę książki papierowej w komunikacji, jeśli miałam miejsce siedzące, albo zajęłam tzw. „kącik rowerowy” (kto podróżuje krakowskim tramwajem Krakowiakiem powinien wiedzieć o co chodzi).  Jako osoba z tendencją do głupich wypadków i słabo rozwiniętej koordynacji ruchowej, w przeciwnym wypadku potrzebowałam po prostu obu rąk do tego aby chwycić się poręczy i zapobiec upadkowi w razie nagłego hamowania i nie w głowie było mi przewracanie kolejnych stron. Dzięki czytnikowi czytam swobodnie stojąc w zatłoczonym autobusie (wypróbowałam to wielokrotnie), a nawet w drodze z przystanka do domu/pracy. I jeszcze nikogo przy tym nie staranowałam. W końcu nabrałam też nawyku czytania tuż przed snem. Zazwyczaj ostatnie minuty/godziny przed zaśnięciem spędzałam z telefonem w ręku - scrollując Facebooka, oglądając Instastory, albo nadrabiając filmy na YouTube czy nowe odcinki serialu. Powrót do czytnika zmotywował mnie do tego by zamienić telefon na Kindle'a i przez ostatnie miesiące staram się przed snem przeczytać jeszcze choćby jeden czy dwa rozdziały. 

Legimi posiada bogaty katalog ebooków i audiobooków wchodzących w skład abonamentu, chociaż przyznaję, że do tej pory korzystałam jedynie z tego pierwszego formatu. Jasne, w ofercie nie ma wszystkich tytułów - niektóre ebooki są możliwe poza opcją z abonamentem (tzn. trzeba za nie zapłacić), a innych nie ma w katalogu wcale. Najbardziej żałuję chyba tego, że z oferty wycofała się Grupa Wydawnicza Foksal tj. wydawnictwo W.A.B., Uroboros itp., ale, tak jak wspomniałam, wciąż częściej czytam „w papierze", więc nie jest to dla mnie aż tak duży problem. Zwłaszcza, że większość interesujących mnie pozycji jednak znajduje się w ofercie Legimi i to od daty premiery, a ostatnimi czasy niekiedy nawet wcześniej.

Przyznaję, że gdybym miała dokonywać zakupu czytnika teraz, raczej nie zdecydowałabym się jednak na Kindle'a. Nie chodzi o kwestie techniczne samego urządzenia, pod tym względem nie mam mu nic do zarzucenia. Legimi na Kindle wiąże się jednak z pewnymi niedogodnościami. Pomijam kwestie tego, że posiadając Kindle'a nie mogę skorzystać z darmowych kodów na Legimi, możliwych do dostania co miesiąc w bibliotekach. Po pierwsze, nie wszystkie tytuły dostępne w abonamencie na innych urządzeniach, są równocześnie udostępnione dla użytkowników Kindle'a. Owszem, Legimi wciąż  oferuje takim użytkownikom szeroki katalog tytułów do wyborów, ale kilkakrotnie zetknęłam się już z sytuacją, gdy tytuł, który mnie interesował znajdował się poza moim zasięgiem. Po drugie, korzystanie z abonamentu na Kindle'u wiąże się z koniecznością comiesięcznego podpinania urządzenia do komputera i synchronizacji - to wtedy ściągacie na czytnik interesujące Was tytuły. Ja zazwyczaj od razu wybieram 10 możliwych pozycji, bo zwyczajnie nie chce mi się wykonywać takiej czynności kilkakrotnie w ciągu miesiąca. Jeżeli naszłaby mnie nagła ochota na jakiś tytuł, którego nie ściągnęłam jeszcze na urządzenie, musiałabym czekać do kolejnego okresu odnowienia subskrypcji. Czy mi to przeszkadza? Do tej pory jeszcze nie zdarzyła się taka sytuacja, bo i tak planuję swój TBR wcześniej, a poza tym nie czytam raczej 10 ebooków na miesiąc, więc zbiera mi się zapas ciekawych tytułów. Raz zapomniałam jednak o podpięciu czytnika do laptopa w odpowiednim terminie i kiedy uruchomiłam Kindle'a w autobusie, czekała mnie smutna niespodzianka - straciłam do niego dostęp. 

Przez bardzo długi czas żyłam w przeświadczeniu, że abonament Legimi nie jest dla mnie, a tu proszę - spora niespodzianka, okazuje się, że zostałam jego wielbicielką. A mam wrażenie, że ta sympatia może się jeszcze pogłębić w momencie, gdy kiedyś, jak już wszystko wróci w miarę do normy, przyjdzie mi się udać w jakąś podróż i zaoszczędzę nieco miejsca w walizce (Panna M. wciąż żyje w słodkiej nieświadomości ile grubych tomów dźwigałam jadąc na Majorkę!).

*Zdjęcie użyte w poście pochodzi z banku zdjęć Unsplash, a jego autorem jest @heftiba

0 comments