TYTUŁ: Cienie
TYTUŁ ORYGINAŁU: Shadows
AUTOR: Amy Meredith
WYDAWNICTWO: Amber
Wątek trójkątów miłosnych jest ostatnio wprost rozchwytywany. Popularna dziewczyna zakochuje się w dwóch chłopakach równocześnie, przy czym przeważnie jednemu z nich przykleja się etykietkę "tego dobrego", a drugiemu przypisuje się wszelkie przymioty szatana. Ten Zły obowiązkowo jest seksownym, tajemniczym brunetem, a Dobry wyglądem przypomina anioła. I pod tym względem Amy Meredith nie sili się na oryginalność.
"Jaki ma sens gadanie o rzeczach bez znaczenia?"
"Cienie" od dawna znajdowały się na mojej liście książek, które zamierzałam przeczytać.Zawsze jednak w końcu zamiast je zakupić, wybierałam inną, bardziej zachęcającą pozycję. Odstraszała mnie przede wszystkim grubość książki. Należę do osób, które czytają dosyć szybko, a 248 stron nie brzmi zachęcająco, prawda? W końcu jednak "Cienie" i tak znalazły się w moich dłoniach za sprawą kochanej panny M.
Akcja powieści rozgrywa się w modnym kurorcie, zamieszkiwanym przez liczne sławy. Główna bohaterka wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką rozpoczynają właśnie naukę w liceum. W tym samym czasie do miasteczka wprowadza się dwóch, zabójczo przystojnych chłopców; zmieniający dziewczyny jak rękawiczki, syn pastora - Luke oraz tajemniczy, małomówny Mal, który zamieszkuje dom byłej gwiazdy rocka. Obaj przyprawiają oni Eve o szybsze bicie serca i zajmują jej myśli, nawet wówczas, gdy wkoło zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Coraz więcej dziewczyn, nękanych przez tajemnicze cienie, ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Co gorsza, Eve odkrywa, że jej potomkinią była wiedźma i że teraz to ona odziedziczyła moce mające jej umożliwić pokonanie demonów w Deepdene.
Ogólnie rzecz biorąc byłam pozytywnie zaskoczona faktem, że tym razem miejsce wampirów, wilkołaków i aniołów, zajęła wiedźma i demony. To zdecydowanie miła odmiana. Byłam również zaskoczona zakończeniem książki. Amy Meredith budowała napięcie, aż w końcu wybuchło ono rażąc iskrami i piorunami.
Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że książka momentami jest niezmiernie irytująca. Autorka buduje nastrój grozy, ze zdenerwowania mocniej zaciskam dłonie na kartkach, a potem Jess znikąd wyjmuje szczotkę do włosów, żeby poprawić głównej bohaterce fryzurę i nagle bum! Cały nastrój znika.
Akcja powieści rozgrywa się w modnym kurorcie, zamieszkiwanym przez liczne sławy. Główna bohaterka wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką rozpoczynają właśnie naukę w liceum. W tym samym czasie do miasteczka wprowadza się dwóch, zabójczo przystojnych chłopców; zmieniający dziewczyny jak rękawiczki, syn pastora - Luke oraz tajemniczy, małomówny Mal, który zamieszkuje dom byłej gwiazdy rocka. Obaj przyprawiają oni Eve o szybsze bicie serca i zajmują jej myśli, nawet wówczas, gdy wkoło zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Coraz więcej dziewczyn, nękanych przez tajemnicze cienie, ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Co gorsza, Eve odkrywa, że jej potomkinią była wiedźma i że teraz to ona odziedziczyła moce mające jej umożliwić pokonanie demonów w Deepdene.
Ogólnie rzecz biorąc byłam pozytywnie zaskoczona faktem, że tym razem miejsce wampirów, wilkołaków i aniołów, zajęła wiedźma i demony. To zdecydowanie miła odmiana. Byłam również zaskoczona zakończeniem książki. Amy Meredith budowała napięcie, aż w końcu wybuchło ono rażąc iskrami i piorunami.
Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że książka momentami jest niezmiernie irytująca. Autorka buduje nastrój grozy, ze zdenerwowania mocniej zaciskam dłonie na kartkach, a potem Jess znikąd wyjmuje szczotkę do włosów, żeby poprawić głównej bohaterce fryzurę i nagle bum! Cały nastrój znika.
"(...) A widzę, że pomalowane usta pomagają zrozumieć biologię(..)"
Cóż, mam nadzieję, iż w kolejnych tomach Eve i Jess nieco wydorośleją. I choć z pewnością nie dam się namówić na zakupienie kolejnych części "Dotyku ciemności", z przyjemnością sięgnę po nie, gdy pojawią się na półkach biblioteki.
Polecam wszystkim, którzy w zimne, deszczowe wieczory pragną zaszyć się pod kołdrą z książką i kubkiem gorącej kawy w dłoniach. "Cienie" to idealna pozycja na umilenie sobie wieczoru, w sam raz by od czasu do czasu uśmiechnąć się do siebie delikatnie. Wielbicieli bardziej ambitnej literatury może jednak zawieźć.
7/10
0 comments
Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala