Każdy z nas ma prawo do własnego odrębnego zdania. nie ma w tym nic dziwnego i nadzwyczajnego. Sęk, w tym, że jeśli chodzi o opinię na temat cyklu pani Stephens - a przynajmniej pierwszego tomu - jest ona skrajnie różna. Podczas gdy zagraniczni booktuberzy i blogerzy rozpływają się nad ową trylogią, polscy nie pozostawiają na niej suchej nitki (choć nie przeczę, nawet u nas znalazło się kilku wielbicieli serii). Poczułam się zaintrygowana i dlatego też z przyjemnością skorzystałam z okazji by poznać pierwszy tom - "Bezmyślną" właśnie. Czy było warto?
Chłopak Kiery stanowi urzeczywistnienie marzeń niejednej dziewczyny - Danny jest opiekuńczy, czuły i zupełnie jej oddany. Nic więc dziwnego, że kiedy otrzymuje ofertę stażu w innym mieście, Kiera postanawia mu towarzyszyć. Opuszcza rodzinę i rozpoczyna studia na nowym uniwersytecie by w Seattle ułożyć sobie z Dannym wspólne życie. Wszystko układa się niemal idealnie dopóki nieprzewidziane okoliczności nie zmuszają pary do rozłąki. Kiera czuje się opuszczona i osamotniona, a jej współlokator Kellan wydaje się stanowić doskonały lek na trudne chwile. Tyle że niewinna początkowo znajomość ulega stopniowej przemianie. Jedna noc zmienia życie całej trójki - Kiery, Danny'ego i Kellana, bo od tej pory nie mogą już dłużej udawać, że wszystko jest takie jak być powinno.
W ostatnim czasie miałam do czynienia z kilkoma powieściami z gatunku New Adult i z grubsza wiedziałam już czego mogę się po nich spodziewać. Po pierwsze, nie są
to z reguły pozycje, które zmieniają coś w naszym życiu, pełnią po
prostu rolę czysto rekreacyjną. Po drugie, duży nacisk kładą na relacje
damsko-męskie - i nie chodzi mi tutaj tylko i wyłącznie o jej duchowy aspekt. Byłam więc przygotowana na to co otrzymam i być może dlatego też w moim odczuciu "Bezmyślna" nie jest pozycją złą. Choć nawet ja dostrzegam drobne mankamenty.
Wiem, że mało kto lubi wątek "trójkąta" w powieściach młodzieżowych . Faktem jest jednak to, że brak stałości w uczuciach i zdrady są obecne w życiu ludzi, zwłaszcza tych młodych. Spodobał mi się więc sposób w jaki owy temat ugryzła autorka. Fakt, że w ową sytuację wplątała zwykłych ludzi; że może początkowo panowie wydają się wpasowywać w schemat TEGO ZŁEGO i TEGO DOBREGO, ale z czasem dostrzegamy, że obie strony mają zarówno wady jak i zalety. Na wstępie wybór między jednym a drugim nie jest więc oczywisty (taki okazał się dopiero mniej więcej w połowie ;) )
Szkoda tylko, że pani S. C. Stephens nie ograniczyła nieco "rozmiarów" swojej powieści. "Bezmyślna" liczy sobie przeszło sześćset stron i naprawdę nie wydaje mi się żeby "uszczuplenie" jej o sto a nawet dwieście z nich wpłynęło negatywnie na moje odczucia. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że może wówczas udałoby się uniknąć poczucia wtórności niektórych sytuacji i rozmów. Powtórzę również to, co mówili już inni, że największą wadą "Bezmyślnej" jest, adekwatna do tytułu (zabieg celowy?), główna bohaterka. Ja rozumiem rozdarcie uczuć i tak dalej, ale nie w takim natężeniu!
Pomijając jednak drobną wpadkę przy kreacji owej bohaterki, S. C. Stephens udało się stworzyć ciekawe i barwne postacie, które zapadają w pamięć. Bohaterów drugoplanowych jest sporo, ale przez to, że posiadają oni własne, unikatowe charaktery, czytelnik nie powinien mieć problemu by ich od siebie odróżnić. Mamy więc choćby nieco "misiowatego" i kochliwego Evana; odrobinę nieśmiałego Matta; nienasyconego Griffina z wybujałym ego i dobroduszną Jenny. Och!, no i oczywiście (nieco zbyt) idealnych kandydatów o serce Kiery - przystojnego, wrażliwego i opiekuńczego Kellana i czułęgo, niezwykle pracowitego Danny'ego.
Każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu powieści, która oderwie od problemów życia codziennego i nie będzie wymagała zbytniego zaangażowania. A "Bezmyślna" właśnie taka jest. To taka lekka historia, którą, mimo objętości i drobnych mankamentów, czyta się szybko i z przyjemnością; historia, która w ciekawy sposób pokazuje jaki wpływ na życie może mieć zdrada. "Bezmyślna" mnie nie zawiodła, ale i nie zachwyciła. Z kolejnym tomem pewnie się jednak zapoznam, a i Was zachęcam do wyrobienia sobie własnej opinii.
Szkoda tylko, że pani S. C. Stephens nie ograniczyła nieco "rozmiarów" swojej powieści. "Bezmyślna" liczy sobie przeszło sześćset stron i naprawdę nie wydaje mi się żeby "uszczuplenie" jej o sto a nawet dwieście z nich wpłynęło negatywnie na moje odczucia. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że może wówczas udałoby się uniknąć poczucia wtórności niektórych sytuacji i rozmów. Powtórzę również to, co mówili już inni, że największą wadą "Bezmyślnej" jest, adekwatna do tytułu (zabieg celowy?), główna bohaterka. Ja rozumiem rozdarcie uczuć i tak dalej, ale nie w takim natężeniu!
Pomijając jednak drobną wpadkę przy kreacji owej bohaterki, S. C. Stephens udało się stworzyć ciekawe i barwne postacie, które zapadają w pamięć. Bohaterów drugoplanowych jest sporo, ale przez to, że posiadają oni własne, unikatowe charaktery, czytelnik nie powinien mieć problemu by ich od siebie odróżnić. Mamy więc choćby nieco "misiowatego" i kochliwego Evana; odrobinę nieśmiałego Matta; nienasyconego Griffina z wybujałym ego i dobroduszną Jenny. Och!, no i oczywiście (nieco zbyt) idealnych kandydatów o serce Kiery - przystojnego, wrażliwego i opiekuńczego Kellana i czułęgo, niezwykle pracowitego Danny'ego.
Każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu powieści, która oderwie od problemów życia codziennego i nie będzie wymagała zbytniego zaangażowania. A "Bezmyślna" właśnie taka jest. To taka lekka historia, którą, mimo objętości i drobnych mankamentów, czyta się szybko i z przyjemnością; historia, która w ciekawy sposób pokazuje jaki wpływ na życie może mieć zdrada. "Bezmyślna" mnie nie zawiodła, ale i nie zachwyciła. Z kolejnym tomem pewnie się jednak zapoznam, a i Was zachęcam do wyrobienia sobie własnej opinii.
★★★
8 comments