Literacki tydzień w Krakowie


Wielu z Was wspominało już o swoich targowych doświadczeniach i w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy warto dorzucać jeszcze swoje trzy grosze, zwłaszcza, że to raczej takie marne trzy grosze nieokraszone żadnymi zdjęciami czy wielkimi, odkrywczymi myślami. Magia owych relacji polega jednak na tym, ze każda z nich, nie ważne jak jest ich dużo, wygląda tak naprawdę inaczej, bo też i każdemu towarzyszą inne emocje. Nie ukrywam również, że tegoroczne targi były dla mnie w pewnym sensie wyjątkowe i przełomowe - do tej pory odwiedzając targi skupiałam się głównie na książkowych zakupach i zbieraniu autografów od ulubionych autorów, omijając wszelkie panele dyskusyjne i spotkania autorskie organizowane w salach czy salonikach literackich. Tegoroczne Warszawskie Targi Książki, o których haniebnie nie wspomniałam ani słowem ze względu na letnią sesję, uświadomiły mi jak wiele tracę nie uczęszczając na ów Spotkania z autorami. Po raz pierwszy, mimo że to moje piąte krakowskie targi książki, przeglądałam więc towarzyszący im program pod nieco innym kontem. I dokonałam doskonałego wyboru. Jednak od początku.

Mimo że jestem Krakowianką od urodzenia po raz pierwszy zdecydowałam się również rozpocząć swój literacki tydzień nieco wcześniej i przyjrzeć się bliżej   programowi towarzyszącemu Conrad Festival.  Nie ukrywam, że liczyłam na spotkanie z tegoroczną noblistką Swietłaną Aleksijewicz - zgubiła mnie jednak zmiana decyzji organizatorów. Po ogłoszeniu laureatów nagrody, wprowadzono wejściówki a my - razem z Panną M. trochę za późno  wyłapałyśmy ową informację. We wtorek, rozemocjonowane i pełne oczekiwań byłyśmy jednak już całkowicie przygotowane na spotkanie z panią Olgą Tokarczuk.

Festiwal Conrada w Krakowie, Spotkanie z Olgą Tokarczuk, Fot. Tomasz Wiech

W Pałacu pod Baranami byłyśmy jakieś półgodziny wcześniej i nie miałyśmy jakiś wielkich problemów ze znalezieniem miejsca - niestety nie w pierwszej sali, tylko w drugiej, gdzie nie było mowy żeby coś zobaczyć, ale gdzie w rekompensacie nie było za to nie wiadomo jakich tłumów a i nagłośnienie było świetne. Nie czytałam "Ksiąg Jakubowych", do których w dużej mierze nawiązywał prowadzący jak i sama autorka, ale zupełnie nie przeszkadzało mi to czerpać radości w przysłuchiwaniu się rozmowie. Pani Olga Tokarczuk ma wiele do powiedzenia i potrafi zaciekawić słuchacza (a także zachęcić opornych do zapoznania się   z jej twórczością ;) ). Mój jedyny zarzut skierowany byłby tylko do prowadzącego - za mało interakcji z autorką, za dużo długich pytań które nijak nie nawiązywały do jej poprzednich odpowiedzi i sprawiały wrażenie przygotowanych zawczasu i drobne faux pas na zakończenie. 

Festiwal Conrada w Krakowie, Spotkanie z Hanną Krall, Mariuszem Szczygłem i Wojciechem Tochmanem, Fot. Tomasz Wiech

Czwartkowe spotkanie w ramach festiwalu z Hanną Krall, Mariuszem Szczygłem i Wojciechem Tochmanem oceniłabym jednak już na szóstkę w plusem,mimo że akurat wtedy widać było wady takiej lokalizacji. Podobnie jak we wtorek byłyśmy na miejscu jakieś pół godziny przed czasem z tym że tym razem nie znalazłyśmy już żadnej wolnej przestrzeni do siedzenia i spędziłyśmy półtorej godziny stojąc w dusznym pomieszczeniu otoczone przez masę ludzi (co było irytujące zwłaszcza wówczas gdy ktoś przeciskał się do wyjścia). Tyle, że trio autorów tak świetnie ze sobą współgrało, ze naprawdę nie trudno było nie zawracać sobie tym głowy. Nie jestem znawcą ani w dziedzinie reportażu, ani twórczości któregoś z autorów w szczególności, ale nie żałuje ani chwili poświęconej na owe spotkanie. Mariusz Szczygieł jest doskonałym konferansjerem - było zabawnie, ale nie do przesady z racji na poruszane tematy i po prostu bardzo... naturalnie. Aż chciałoby sie żeby takie chwile potrwały nieco dłużej.

Wejście do hali expo; Zdjęcie z oficjalnie strony Targów targi.krakow.pl

W piątek w godzinach późno popołudniowych zawitałyśmy w końcu na Targi Książki. Nie wiem jak wcześniej, ale około 16 nie było już tłumów ludzi. Sprawnie zeszła zarówno rejestracja blogerska jak i zakup biletu (w przypadku Panny M.).  Nie nastawiałyśmy się tego dnia na żadne konkretne spotkania, więc po prostu pochodziłyśmy trochę po stanowiskach, przyglądając się ich ofertom. Jak co roku chyba promocje nie porażały (w podobnych cenach z łatwością można nabyć tytuły w internetowych dyskontach), ale magia targów robi swoje. Po krótkich dyskusjach przy kawie wybrałyśmy się na szalone zakupy a potem obładowane do granic możliwości pełne entuzjazmu poszłyśmy do wyjścia. 

Wiem, że sporo osób narzekało na to, że nie na każdym stanowisku można było płacić kartą - dla mnie to nawet plus, bo korzystając z gotówki łatwiej zachować kontrolę  nad wydatkami; że były spore kolejki do szatni - z której w tym roku w ogóle nie skorzystałam i nawet nie zorientowałam się że jest darmowa ;); czy że niefortunnie ustawiono stanowiska - z czym akurat się zgodzę, a co przeszkadzało zwłaszcza w sobotę w "godzinach szczytu". Mnie osobiście irytował trochę fakt, że nie wszystkie wydawnictwa informowały widocznie o przewidzianych rabatach - owszem, można było uzyskać takową informację od osób tam pracujących, ale czasami kiedy otaczały ich tłumy ludzi mogło to nieco odstraszyć od zakupów.

 Panel dyskusyjny wydawnictwa Od deski do deski; Zdjęcie z oficjalnie strony Targów targi.krakow.pl

Jako, że osobiście nie mieszkam w centrum Krakowa, maratonowe przeszkody komunikacyjne nie budziły we mnie aż tak ogromnego sprzeciwu - chociaż zgadzam się, ze organizowanie dwóch dużych imprez w tym samym czasie było zupełnie nieprzemyślanym krokiem. Dotarłyśmy na miejsce tuż przed 10 i nie miałyśmy najmniejszych problemów z wejściem do środka - chociaż, ponownie, gdyby nie wejściówka i karnet musiałybyśmy trochę sobie postać, na zewnątrz już formowała się kolejka.  W sobotę nastawiałyśmy się już stricte na spotkania. Chciałyśmy się z Panna M. wybrać na panel dyskusyjny dotyczący literatury kobiecej z udziałem m. in. Niny George, ale z racji tego, że kolidował on z innymi punktami naszego programu, musiałyśmy trochę skorygować nasze plany.  

Sobotę rozpoczęłyśmy od cudownego panelu poświęconego polskim kryminałom z udziałem Gaji Grzegorzewskiej, Katarzyny Puzyńskiej i Ryszarda Ćwirleja. Niefortunny dobór godziny, dziesiąta rano, można było łatwo dostrzec spoglądając na widownie - mimo że kryminał jest teraz jednym z najpopularniejszych gatunków, pozostało sporo wolnych miejsc siedzących. A szkoda bo samo spotkanie przebiegło w naprawdę przyjemnej atmosferze. Widać było sympatię między autorami a także obeznanie prowadzącej w temacie. Zresztą, równie pozytywne odczucia towarzysza mi w przypadku kolejnego panelu organizowanego przez wydawnictwo Od deski do deski z udziałem Janusza Leona Wiśniewskiego, Huberta Klimko Dobrzanieckiego i Łukasza Orbitowskiego, a prowadzonego przez Tomasza Sekielskiego. Od jakiegoś czasu byłam zainteresowana pozycjami, które proponuje wydawnictwo, ale dopiero spotkanie dało mi kopa do działania (efektem czego opuściłam targi bogatsza o jedną z ich pozycji).

Spotkanie z Niną George, Kathryn Taylor i Sofią Caspari; Zdjęcie z oficjalnego fanpage'a targów

Ukoronowaniem trzeciego dnia targów było dla mnie spotkanie z Niną George. Tak jak już wspominałam, niestety nie udało nam się dotrzeć na panel z autorkami, nie mogłyśmy sobie jednak odpuścić podpisywania przez nie książek.  Z boku wyglądało to trochę niefortunnie - wydawnictwo chyba nie przewidziało, że większość ludzi skupi się wokół  Niny George, a Sofia Caspari i Kathryn Taylor większość czasu spędzą siedząc i uśmiechając się do czytelniczek. Samo spotkanie z autorką wspominam jednak z wielką sympatią. Nina Geroge jest niezwykle sympatyczną i otwartą osobą, która dla każdego miała miłe słowo i ciepły uśmiech. 

Wymiana książek; Zdjęcie z oficjalnego fanpage'a targów

Ostatni dzień targów był dla mnie synonimem wymiany książek - trzeciej w moim życiu. Nieco zdziwiła mnie ogromna kolejka na pół godziny przed wymianą, ale nie zamierzałyśmy się z Panną M. poddawać. Zdaje sobie sprawę z tego, że  sporo osób upolowało cudne pozycje, ale osobiście byłam odrobinę rozczarowana rezultatami. Na salę nie weszłyśmy jako pierwsze (ale też nieostatnie ;)  i większość pozycji była już poprzebierana - zostało sporo "Zmierzchów", "Domów nad rozlewiskiem" i pozycji, których zupełnie nie kojarzyłam. Owszem, panie dzielnie dokładały kolejne pozycje, ale trzeba się było sporo naszukać żeby upolować perełki ("Fioletowy hibiskus" - jak ktoś mógł porzucić taką książkę?).

Mimo kilku niedogodności, to był cudny książkowy tydzień i naprawdę żałuje, że dobiegł końca. Za rok z pewnością zdecyduję się na uczestnictwo w podobnych spotkaniach z autorami i nie odpuszczę kolejnego Conrad Festivalu - zwłaszcza, że organizatorzy obiecali lepszą lokalizacje dla takiego tłumu osób ;) Swoimi zdobyczami postaram się z Wami podzielić na początku listopada - bo stosu dawno nie było, a książek przybywa ;) Tymczasem żegnam się z Wami wciąż w iście książkowym nastroju.  I proszę mnie dłużej nie okłamywać, że ludzie nie czytają

¹Zdjęcie pochodzi ze strony krakow.pl

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala