Twórczość pani Magdaleny Witkiewicz ma ogromny potencjał do tego by przemówić także do osób, które tzw. literatury kobiecej nie czytają zbyt często i zawsze z zainteresowaniem przyglądam się kolejnym premierom jej autorstwa. Przyzwyczaiłam się także do tego, że większość jej powieści zbiera pozytywne opinie, ale entuzjazm z jakim przyjęto Czereśnie zawsze muszą być dwie" jednak mnie zaskoczył. Odniosłam dziwne wrażenie, że wszyscy pozostają zgodni co do tego, że to najlepszy z dotychczasowych tytułów autorki. I oczywiście koniecznie musiałam się o tym przekonać "na własnej skórze".
Niecodzienna przyjaźń pomiędzy panią Stefanią - emerytowaną pracownicę szkoły, a Zosią Krasnopolską - młodą, nieco samotną kobietą narodziła się przypadkowo, ale przetrwała próbę czasu. Po śmierci starszej pani, to właśnie Zosia otrzymuje w spadku opuszczoną willę w Rudzie Pabianickiej. Problemy uczuciowe sprawiają, że niniejsze miejsce staje się azylem dla Zosi. Dziewczyna stara się zbudować tam swoje życie od nowa, a równocześnie powoli odkrywa tajemnice kryjące się w historii starej willi w Rudzie Pabianickiej.
Jeśli po zapoznaniu się z fabułą, ciśnie się Wam na usta stwierdzenie "ale to już przecież było", muszę przyznać Wam rację. Rzeczywiście, było - odziedziczony w spadku domek; ucieczka z miasta; i rozpoczynanie życie na nowo. Ale pomimo pewnej wtórności jeśli chodzi o wykorzystane motywy, „Czereśnie zawsze muszą być dwie" czyta się absolutnie cudownie, czerpiąc z lektury ogromną dawkę ciepła i przekonanie, że nawet jeśli nic na to chwilowo nie wskazuje, zaraz może być lepiej. Powieść pani Magdaleny Witkiewicz napisana jest w lekki sposób, a chociaż przewijają się tu wątki smutne i chwytające za serce, zostają przełamane odrobiną humoru (choć w zdecydowanie mniejszych dawkach niż to miało miejsce choćby w przypadku „Pracowni dobrych myśli").
„Czereśnie zawsze musza być dwie" pod pewnymi względami przypominają oczywiście pozostałe powieści autorki. Pani Magdalena Witkiewicz ma pewien talent do kreowania reprezentatywnych (takich, z którymi łatwo przychodzi się utożsamić), nie pozbawionych wad, a mimo to budzących sympatię bohaterów. I do wytrącania na tym polu czytelnikom wszelkich argumentów "przeciw" - no bo jak zarzucić Zosi niezdecydowanie i irracjonalność, skoro wypunktowują to już inne postacie? Ponad to autorka potrafi przekazać w swoich historiach kilka niesamowicie trafnych refleksji odnośnie życia. W „Czereśnie zawsze muszą być dwie" niesamowicie przemówił do mnie wątek dotyczący Zosi i jej rodziców; i rak umiejętności państwa Krasnopolskich do okazywania swoich uczuć.
Chociaż postać Zosi i jej relacje z pozostałymi bohaterami - Szymonem, Markiem, panią Stefanią i innymi są kluczowym punktem dla fabuły, jest coś co doskonale uzupełnia tę historię i stanowi niejako czereśnie (ha!) na torcie. Pani Magdalena Witkiewicz przeplata tym razem wydarzenia teraźniejsze z tymi, które rozgrywały się w przeszłości i bezpośredni sposób dotyczą historii willi w Rudzie Pabianickiej. Z tego co się orientuje, to pierwszy raz, gdy pani Magdalena Witkiewicz osadziła swoją historię w czasach nam niewspółczesnych, ale zaostrzyła tym samym mój czytelniczy apetyt.
Czy „Czereśnie zawsze muszą być dwie" to naprawdę najlepsza powieść w dorobku pani Magdaleny Witkiewicz, nie mogę Wam powiedzieć, bo i (niestety!) nie przeczytałam wszystkich historii spod jej pióra. Jeśli natomiast poszukujecie ciepłej opowieści, które odgoni chandrę, zdecydowanie jest to tytuł, na który powinniście zwrócić uwagę. Ja jestem zachwycona.
„Czereśnie zawsze muszą być dwie” Magdalena Witkiewicz; wydawnictwo Filia; Poznań 2017 ★★★★☆
0 comments