Rok 2019 w książkach


Zawsze podziwiałam osoby, które są w stanie przygotować posty z podsumowaniem końcoworocznym dokładnie 31 grudnia/1 stycznia, czy nawet nieco wcześniej. Za każdym razem, kiedy sama zabierałam się do tej czynności z odpowiednim wyprzedzeniem, towarzyszyło mi tysiąc myśli na minutę, z czego większość była wątpliwościami - no bo na co te wszystkie wcześniejsze przygotowania, skoro z dużą prawdopodobnością będę czytać/oglądać do ostatniej wolnej chwili i wszystko trzeba będzie potem jeszcze raz zweryfikować przed publikacją. W 2019 zresztą rzeczywiście czytałam niemal dosłownie do samej końcówki roku - po raz kolejny miałam przed sobą wizję nieukończenia Goodreadsowego wyzwania przez dokładnie jeden tytuł i postanowiłam, że postaram się jakoś temu zaradzić. Mniej więcej około godziny 21:30 skończyłam swoją ostatnią, sto dziesiątą lekturę roku i tym samym udało mi się sprostać wyznaczonemu wcześniej wyzwaniu. Jasne, ilość przeczytanych w roku książek nie jest najważniejsza, ale nic nie poradzę na to, że lubię stawiać samej sobie pewne cele i czerpać satysfakcję z ich realizacji. 

Teraz, kiedy rok 2019 mogę uznać za definitywnie zakończony, mogę w końcu przysiąść do jednego z moich ulubionych postów. Po raz kolejny zapraszam Was do tekstu przepełnionego statystykami i wykresami, które stanowi miód na moje nerdowskie serducho <3

PRZECZYTANE W 2019



Jak już wspomniałam mimochodem między wierszami, w 2019 roku przeczytałam równo 110 książek. Nie jest to mój najwyższy wynik w porównaniu do ubiegłych lat, ale też wcale się tego nie spodziewałam (zwłaszcza po tym, jak w połowie roku dokonałam wstępnego przeglądu statystyk). I z pewnością przyczyniło się do tego sporo czynników - musiałam przysiąść do napisania pracy magisterskiej, przez sporą część roku łączyłam studia dzienne i blogowanie z dodatkową pracą, no i „zaliczyłam” kilka trudniejszych momentów, jeśli chodzi o moją równowagę psychiczno-emocjonalną. Chociaż nie jest to post poświęcony planom na 2020 (i raczej wątpię żebym miała go przygotowywać), zdradzę Wam, że w tym roku wyznaczyłam już sobie nieco niższy „standard” tj. 100 tytułów. Wiem po prostu, że muszę skupić się też na nieco innych życiowych aspektach i ta liczba wydaje się bardziej osiągalna. Miesiącem, w którym przeczytałam najmniej okazał się wrzesień (dokładnie 5 książek), co chyba nie powinno mnie szczególnie dziwić. A) był to okres, w którym uczestniczyłam w ogromie konferencji i spędzałam większość dnia w pracy i b) zbliżał się termin mojej obrony. Najwięcej przeczytałam z kolei w grudniu (mowa o 13 tytułach), co może mieć związek z tym, że, jak już Wam wspominałam, starałam się jakoś wypełnić swoje Goodreadsowe wyzwanie.


Niezmiennie wciąż czytam więcej od autorów, których twórczość nie jest mi jeszcze znana. Wspominałam Wam o tym już niejednokrotnie na blogu, ale towarzyszy mi nieustanne pragnienie by wiedzieć o czym mówią inni. Lubię próbować nowych smaków, poszukiwać nowych artystów, sprawdzać czym zachwycają się pozostali ludzie. Dlatego mam pewną trudność z tym by wracać do twórczości autorów, którzy już zaskarbili sobie moją sympatię i zaufanie, nie wspominając nawet o tym by dawać niektórym twórcą tzw. drugą szansę (wciąż obiecuję sobie i Wam, że wrócę do serii Jo Nesbo, ale jak widać - na razie bezskutecznie). W porównaniu do pierwszego półrocza te proporcje uległy niewielkiej zmianie (przedtem było to 44% do 56%). Chciałabym się jeszcze nieco bardziej zbliżyć  do stosunku 50/50, ale zobaczymy czy uda się to w 2020. (Dla ciekawskich, pod uwagę brałam nieco większą liczbę niż 110, a to dlatego że niektóre czytane przeze mnie pozycje były wspólnym dziełem dwóch lub większej ilości autorów).

Po raz kolejny, niezmiennie od kilku, jeśli nie kilkunastu lat, wśród czytanych przeze mnie pozycji, dominują te spod pióra kobiet. Na tym etapie życia nie wzbudza to już we mnie żadnego zaskoczenia, a jedynie delikatny uśmiech, gdy wśród większości czytelników dostrzegam niemal całkowicie odwrotne proporcje. Czuję się niemal zobowiązana do tego by napisać, że postaram się zapoznać z większą ilością prac panów, ale jeśli mam być ze sobą szczera, akurat nie czuję potrzeby by zmieniać coś w tym zakresie. Wciąż próbuję sięgać po twórczość mniej lub bardziej znanych pisarzy, ale skoro lepiej odnajduję się w problematyce, którą poruszają autorki, nie ma w tym nic złego.
Jeżeli mielibyśmy rozmawiać o jakiś zmianach, które miałabym wprowadzić w swoje czytelnicze życie,  chętnie urozmaiciłabym nieco swoje lektury pod względem grupy docelowej do jakiej są skierowane. Mam wrażenie, że odcinając się od literatury dziecięcej czy tzw. powieści middle grade, sporo mi umyka. To postanowienie nieco stoi w sprzeczności z tym by ograniczyć zakup nowych tytułów (ale zdecydowanie nie całkowicie z tego zrezygnować!), bo brakuje w mojej biblioteczce tego typu lektur, a nie chcę znowu popaść w pułapkę biblioteki (wyjaśnię Wam nieco więcej później). Ale postaram się znaleźć jakieś rozwiązanie i zapoznać się przynajmniej z kilkoma tytułami, skierowanymi docelowo do młodszego czytelnika.  

2019 był rokiem, w którym kontynuowałam swoje postanowienie by oceniać książki zgodnie ze swoim własnym sumieniem i czytelniczymi preferencjami, a nie obiektywnymi zaletami czy mankamentami. Z przykrością stwierdzam, że zawiodłam się na sporej ilości głośnych tytułów polskich autorów (myślałam nawet nad stworzeniem oddzielnego posta poświęconego najbardziej rozczarowującym tytułom, ale zrezygnowałam z tego pomysłu), ale trafiłam też na lektury dobre i bardzo dobre. Chyba niezmiennie dominują pozycje ocenione w przedziale od trzech do czterech gwiazdek, czyli takie, które uważam za pozycje warte lektury, ale równocześnie nie posiadające „tego czegoś”. Średnia ocen (uwzględniająca „połówki gwiazdek”, a nie Goodreadsowa) wynosi 3,4 i chociaż wiadomo, że idealnie byłoby gdybym była nieco wyższa, jestem z niej względnie usatysfakcjonowana. 


Przyznam Wam szczerze, że nie lubię przygotowywać statystyk dotyczących gatunków przeczytanych książek. Czytając jakąś lekturę, dosyć trudno mi jednoznacznie stwierdzić jej gatunek - czasami wydaje mi się, że mam do czynienia ze swego rodzaju misz-maszem gatunkowym, innym razem nie mogę wymyślić choćby jednego gatunku do danego tytułu, poza rozróżnieniem, czy jest to fikcja czy literatura faktu. Poniższe statystyki nie są idealne, ale przynajmniej dają pewien wstępny pogląd na moje czytelnicze wybory. Czytam zdecydowanie więcej beletrystyki niż non-fiction (co staram się zmienić, ale wiecie, jak się to kończy) - 104/6. Wychodzi na to, że czytam przede wszystkim powieści obyczajowe, ale jest to bardzo rozległa kategoria - mieszczą się w niej zarówno obyczajówki w znaczenie tzw. „literatury kobiecej”, jak i literatura piękna, której akcja rozgrywa się we współczesnych nam czasach. Ponad to czytałam sporo thrillerów i kryminałów, ale tym akurat nie jestem zaskoczona. Mam ewidentną słabość do powieści z dreszczykiem grozy.

W 2019 roku, tak jak i w latach ubiegłych, czytałam głównie literaturę amerykańską, ale jak możecie zobaczyć poniżej, drugą najliczniejszą grupę stanowią dzieła naszych rodzimych autorów (i to wcale nie jest duża różnica - 38, a 31 tytułów). Zdaję sobie sprawę z panującej mody na to by ograniczyć lekturę pozycji anglojęzycznych na rzecz literatury z innych zakątków świata, ale nie jestem zawiedziona takimi wynikami i raczej nie czuję potrzeby wprowadzania w tym zakresie zmian. Jasne, nie zamierzam zamykać się na inne pozycje, ale to właśnie literatura anglojęzyczna budzi moje największe zainteresowanie - to o niej wspomina się przy okazji ważnych nagród literackich i to o niej rozmawiają zagraniczni booktuberzy, których śledzę na YouTubie, czy Goodreadsie. 


Wśród moich lektur zdecydowanie dominowały tzw. jednotomówki. Odkąd odkryłam, że wykazuje tendencje do tego by rozpoczynać kolejne serie, ale ich nie kończyć, zdecydowanie bardziej doceniłam historie zamknięte w jednej pozycji. Mimo tej wiedzy i tak rozpoczęłam jednak aż 22 serie, a zakończyłam zaledwie 4 (przy czym wiecie jak to jest z seriami - zdarza się, że po pewnym czasie autor „dopisuje” kolejne tomy). W 2020 chciałabym przyłożyć nieco większą wagę do tego by kontynuować już rozpoczęte historie i poznać finał przynajmniej kilku z nich. Mam też w swoich zbiorach kilka nieprzeczytanych zbiorów opowiadań i chciałabym się z nimi zapoznać żeby jednoznacznie zdecydować czy jest to forma, która mnie do siebie przekonuje.

Gdyby ktoś zapytał mnie jakie jest moje ulubione wydawnictwo, nie byłabym w stanie wskazać na żadne jednoznacznie, ale poniższe statystyki dają pewien pogląd na to, które z nich wydaje najwięcej interesujących mnie pozycji. W tej różnorodnej zbieraninie zdecydowanie wyróżnia się wydawnictwo Albatros, Filia i W.A.B. (zwróćcie uwagę, że są to takie wydawnictwa, które wydają bardzo zróżnicowane tytuły). Ale czytałam też sporo pozycji od Czwartej Strony, Prószyńskiego, Znaku czy Świata Książki. 

Przez swego rodzaju przerwę w blogowaniu, w dużym stopniu zrezygnowałam ze współprac recenzenckich z wydawnictwami. Czytałam pozycje zalegające na moich własnych półkach oraz sporo egzemplarzy bibliotecznych (zresztą , sami za chwile się przekonacie). Nowości wydawnicze stanowiły zaledwie ok. 23% moich lektur. Czytałam dużo tytułów wydanych między 2015 a 2018 rokiem, ale też kilka jeszcze starszych tytułów. Owszem, mam teraz pewne „tyły” jeśli chodzi o pozycje, o których wszyscy rozmawiają w kontekście najlepszych tytułów 2019 roku, ale przynajmniej nadrobiłam kilka zaległości z poprzednich lat.

W 2019 wpadłam „w pułapkę” korzystania z biblioteki. Znosiłam stosami kolejne pozycje, ignorując tytuły z własnej biblioteczki. I nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie stale rosnąca liczba nieprzeczytanych książek z półki. Nie zamierzam w 2020 całkowicie zrezygnować z korzystania ze zbiorów lokalnych bibliotek (zresztą, właśnie odebrałam kilka kolejnych pozycji), ale zamierzam wypożyczać przede wszystkim kolejne tomy rozpoczętych serii i skupić się na tych tytułach, które już posiadam. Gdybyście się zastanawiali o co chodzi z kategorią „Pożyczone” - jest to jeden tytuł, który przyniosła mi z własnej biblioteczki przyjaciółka. Byłam dobrym człowiekiem i zapoznałam się z nim w pierwszej kolejności, żeby szybko zwrócić egzemplarz właścicielce.


ZAKUPIONE W 2019



W 2019 moje półki wzbogaciły się o 113 nowych tytułów. To duża liczba, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę liczbę przeczytanych pozycji (przypominam - 110) oraz fakt, że sporo z nich pochodziło z biblioteki. Jeżeli spojrzycie na wykres poniżej, możecie zaobserwować, że i tak ograniczyłam napływ nowych książek w stosunku do 2018 (zeszłoroczny czerwiec wciąż przyprawia mnie o ból głowy). Najwięcej tytułów dotarło do mnie w kwietniu (co może mieć związek z tym, że wówczas przypada Światowy Dzień Książki i zazwyczaj pojawia się trochę promocji), a najmniej w czerwcu. Z ciekawostek: 3 ze 113 tytułów opuściły moje mieszkanie bez uprzedniej lektury. Panna M. przeprowadziła się „na swoje" i zabrała kilka należących do niej pozycji.



Tak jak już wspomniałam, znacząco ograniczyłam przyjmowanie egzemplarzy recenzenckich i tylko niespełna 9% ze 113 pochodziło od wydawców. Byłam natomiast stanowczo rozpieszczana przez swoich bliskich okolicznościowymi prezentami, albo książkami bez powodu. Kategoria „Inne" to, podobnie jak w zeszłych latach, egzemplarze które zakupiły dla siebie Panna M., albo Pani Mama, lub moje prezenty dla nich, które trafiły w konsekwencji do wspólnej biblioteczki. W 2020 nie rezygnuje z kupowania książek, ale staram się zbalansować swój TBR - zatroszczyć się, aby w każdym miesiącu czytać więcej książek z półki, niż trafia na nią nowych pozycji. Zobaczymy co z tego wyjdzie.


Jestem ciekawa czy któraś z powyższych statystyk jest dla Was zaskoczeniem i jak prezentował się Wasz rok 2019 w książkach. Kolejne trzy posty to prawdopodobnie tzw. topki, więc możecie już wypatrywać nowych poleceń ;)

* Zdjęcie wykorzystane w poście pochodzi z banku zdjęć Unsplash z konta @alexblock

0 comments