Wiem, że niepisaną domeną blogerów i vlogerów na końcu (czy też początku - w zależności, kiedy publikują podsumowania) każdego miesiąca jest narzekanie na temat tego, że czas ucieka im gdzieś między palcami i nie wiedzą kiedy upłynął kolejny miesiąc. Tym razem się jednak wyłamię. Mam wrażenie, że swoje 22 urodziny obchodziłam dawno temu, nie wspominając o krótkim wypadzie do Wrocławia, a tymczasem to wszystko wydarzyło się w ciągu ostatnich 31 dni. Nie miałabym nic przeciwko temu by maj trwał jeszcze dłużej, zwłaszcza, że wizja nowego początku na uczelni nie napawa mnie optymizmem (a właśnie tym będzie dla mnie rozpoczynanie studiów magisterskich - zupełnie nowym początkiem, z nieznajomymi ludźmi), ale równocześnie nie mam przeświadczenia, że coś mi umknęło.
Twórczość Alex Marwood zainteresowała mnie już w momencie polskiej premiery jej debiutu, czyli „Dziewczyn, które zabiły Chloe”. Rekomendacja Stephena Kinga w połączeniu z pozytywnymi opiniami czytelników sprawiły, że nawet zakupiłam swój egzemplarz, ale jakoś nie nadarzyła się okazja żebym faktycznie zasiadła do lektury i powieść wciąż leży na mojej półce nieprzeczytana, “obrastając kurzem”. Premiera „Najmroczniejszego sekretu” i ciekawa akcja marketingowa wydawnictwa na nowo wzbudziły moje zainteresowanie twórczością autorki i wkrótce po otrzymaniu egzemplarza, zabrałam się do lektury.
Kirsty Moseley jest jedną z tych autorek, które zostały mi przedstawione przez polskich blogerów książkowych i bookstagramowiczów. Pamiętam, że pierwsza wydana w Polsce powieść jej autorstwa - „Chłopak, który zakradł się do mnie przez okno” - zebrała skrajnie odmienne opinie czytelników i już tym przyciągnęła moją uwagę. Od tamtego czasu przymierzałam się do tego by samej zapoznać się z twórczością Kirsty Moseley a kiedy wydawnictwo HarperCollins Polska postanowiło wydać „Nic do stracenia. Początek” byłam praktycznie zdecydowana, którą z pozycji wybrać na pierwsze spotkanie z autorką. W tym przypadku dała o sobie znać moja słabość do filmów pokroju Córki prezydenta czy Prezydenckiej córki.
Z niewiadomych przyczyn mam zawsze problem z tym by napisać posty okolicznościowe. Od kilku lat planuję z okazji dnia dziecka opublikować tekst o moich lekturach z dzieciństwa; wielokrotnie tworzyłam dokument o szkolnych lekturach w okolicach września/października; nie wspominając o historiach świątecznych. Żeby uniknąć zawirowań w związku z postem na dzień matki, postanowiłam oddelegować do jego napisania kogoś innego. Pani Mama, znana także jako mamutek, miała stworzyć poradnik zawierający tytuły jakie moglibyście zakupić z okazji święta swoim mamom. Tylko widzicie, ewidentnie łączy nas coś więcej niż miłość do książek. Pani Mama długo zbierała się do swojego zadania, nie dając mi czasu nad popracowaniem nad materiałem jaki mi w końcu dostarczyła. Poradnik się nie pokazał, ale za to dzisiaj, w dzień matki, pojawia się post z rankingiem 5 tytułów, które w 2017 roku szczególnie ujęły Mamutka.
Być może kilkoro z Was kojarzy moją historię z twórczością Camilli Läckberg. Pierwotnie sięgnęłam po powieści jej autorstwa z polecenia znajomych z pracy - „Księżniczka z lodu” może mnie nie zachwyciła, ale zaintrygowała na tyle by sięgnąć po kolejny tom. „Kaznodzieja” okazała się dla mnie jednak dużym rozczarowaniem. Prawdopodobnie gdybym nie posiadała „Kamieniarza” na swojej półce, zakończyłabym swoją przygodę z serią o Fjällbace, ale że było inaczej - odczekałam chwilę i dałam Camilli Läckberg kolejną szansę. I chyba muszę z tej całej historii wyciągnąć pewną lekcję bo lektura „Kamieniarza” była dla mnie pozytywnym zaskoczeniem.
Od jakiegoś czasu wspominałam już na fanpage’u o zbliżającym się konkursie i w końcu nadszedł czas by uchylić poinformować o nim oficjalnie. Skoro maj jest dla mnie tak wyjątkowym miesiącem a dodatkowo trafiły do mnie podwójne egzemplarze cudnych tytułów (o których już Wam opowiadałam!), postanowiłam że chociaż minimalnie i Wam umilę nieco ten okres. Mam nadzieję, że licznie weźmiecie udział w konkursie, zwłaszcza że odpowiedzi mają stanowić dla mnie inspiracje przy poszukiwaniu nowych pomysłów na lekturę!
Trend na powieści fantastyczne osadzone w klimatach rodem z „Baśni tysiąca i jednej nocy” powoli przenika na nasz rynek wydawniczy. W marcu swoją premierę miały „Gniew i świt” i „Zakazane życzenie”, a już miesiąc później dzięki wydawnictwu Czwarta Strona debiutowała u nas powieść laureatki nagrody Goodreads - Alwyn Hamilton czyli „Buntowniczka z pustyni” właśnie. Zagraniczny booktube nie poświęcał tej pozycji tyle uwagi co choćby wspomnianej już historii Renee Ahdieh, ale w niczym nie umniejsza to spisanej na kartach opowieści. Zawsze miałam lekką słabość do arabskich baśni, ale nie spodziewałam się, że ich klimat w powieściach młodzieżowych może tak pozytywnie wpłynąć na mój odbiór lektury.
Myślę, że większość z Was słyszała już o premierze „Confess” - zwłaszcza jeśli zaliczacie się do (nie takiego znowu wąskiego) grona wielbicieli twórczości Colleen Hoover czy historii New Adult ogółem, Zagraniczna emisja serialu na podstawie powieści tylko podsycała ekscytację i ciężko znaleźć zestawienie majowych zapowiedzi, w których nie przewinęłaby się jedna z dwóch okładek „Confess”. Chociaż nie ukrywam, że zdecydowanie bardziej wyczekuję premiery „It ends with us”, nie mogę powiedzieć żeby powyższy tytuł Colleen Hoover pozostawał mi obojętny. Autorka jak do tej pory nie zawiodła jeszcze moich oczekiwań w przypadku poszukiwania romantycznej i pełnej emocji historii. I nie zrobiła tego także tym razem.
Pozytywnie zaskakują mnie zmiany jakie zachodzą na polskim rynku wydawniczym, a zwłaszcza jedna z nich - coraz częściej nie musimy oczekiwać długich miesięcy na tłumaczenie pewnych zagranicznych pozycji. Wiadomo, że reguła ta odnosi się głównie do tytułów, które w jakiś sposób wybiły się na tle innych pozycji, ale to i tak ogromny postęp. Przed lekturą „Ostatniej roli Hattie” nie słyszałam zbyt dużo na jej temat, w końcu zadebiutowała za granicą zaledwie w tym roku, ale to czego się dowiedziałam w zupełności wystarczyło by przyciągnąć mnie do powieści Mindy Mejii. I zdecydowanie nie jestem rozczarowana.
W czasach, kiedy wykazywałam dziwną tendencję do tego by sięgać po lektury nieadekwatne dla mojego wieku, żywiłam także dziwną awersję do powieści młodzieżowych. Te nieliczne pozycje Young Adult jakie wówczas przeczytałam, stanowiły równocześnie przedstawicieli fantastyki lub dystopii. Jedną z pierwszych zagranicznych powieści młodzieżowych, której udało się przełamać moją awersję do tego typu lektur była pozycja Johna Greena - „Gwiazd naszych wina”. I chyba został został mi pewien sentyment do serii Myślnik wydawanej przez Bukowy Las. O powieści Emily Barr słyszałam zresztą już sporo dobrego od zagranicznych booktuberów i byłam ciekawa czy rzeczywiście jest w tej historii coś urzekającego.
Na blogu zapadła absolutnie nieplanowana cisza, co spowodowane jest głównie moimi obowiązkami studenckimi (zwłaszcza pracą nad licencjatem) i sprawami związanymi z życiem prywatnym. Nie wiem czy sytuacja unormuje się w maju - posty na pewno będą się pojawiać, ale pewnie nie tak często (trzy razy w tygodniu) jak miało to miejsce do tej pory. Liczę natomiast na to, że pomimo przygotowań do obrony, w czerwcu zwolnię nieco tempa i skupię na blogu. Po głowie chodzi mi kilka projektów, ale nie chcę skupiać się na nich wówczas gdy nie mogę się im w pełni poświęcić. Trzymajcie więc kciuki żeby wszystko ułożyło się po mojej myśli! Tymczasem dzisiaj zapraszam Was na przegląd majowych zapowiedzi - mnóstwo cudnych tytułów więc liczę, że znajdziecie coś dla siebie ;)