Gdyby ktoś spytał się mnie kiedyś jaki jest mój ulubiony miesiąc pewnie wskazałabym właśnie na maj. Mimo że odkąd rozpoczęłam edukację (a już zwłaszcza od liceum), wiąże się on z koniecznością poświęcenia sporej ilości "wolnego" czasu na naukę, maj ma tak wiele do zaoferowania w zamian, że jak dotąd żaden inny miesiąc nie zdołał go zdetronizować. I wątpię by coś miało się w tej materii zmienić. Chciałam żeby maj był miesiącem równie barwnym i obfitym na blogu, ale niestety przegrałam z sesyjną rzeczywistością. Złodziejka książek świeciła pustkami przez kilkanaście dni (niewybaczalne!) i prawdopodobnie nie wiele się zmieni w tej kwestii do połowy czerwca. Kiedy akurat nie powtarzam materiału na egzaminy, staram się czytać (co zdecydowanie widać po zaskakująco wysokiej ilości przeczytanych lektur) i brakuje mi już czasu na pisanie postów. Trochę zawaliłam w tym, że nie przygotowałam czegoś na zapas.
Byc może nie zwróciliście jeszcze na to uwagi, ale zbliża się ten okres w semestrze, kiedy blog na chwile odchodzi nieco na dalszy plan. Przerażające słowo na S wychyla się już powoli z ukrycia i, chcąc nie chcąc, powoli powolutku zabieram się do roboty. Ostatnio wyjątkowo długo odkładałam już w czasie naukę, ale błogi stan niestety nie trwa wiecznie. W ostatnim "wolnym" tygodniu postaram się przygotować kilka postów na zaś (żeby ukazał się przynajmniej jeden na tydzień), ale zobaczymy co z tego wyniknie - od działania powstrzymuje mnie w końcu nie tylko wizja zbliżającej się sesji, lecz również ekscytacja odbywającymi się w ten weekend Targami Książek w Warszawie. Pozwólcie więc, że stanę z boku z uśmiechem na twarzy, a tymczasem Was zapraszam do obejrzenia najciekawszych zapowiedzi nadchodzącego miesiąca
Chociaż zabrzmi to jak narzekanie starszej osoby, czasami naprawdę mam wrażenie, że świat w jakim obecnie żyjemy diametralnie różni się od mojej dziecięcej rzeczywistości. I nie chodzi mi nawet o mentalność ludzi - choć nie da się ukryć, że ona również uległa zmianie - ale o postęp techniki. Urodziłam się w niechlubnym roku '95 - ponoć jednym z najgorszych roczników, ale gorsza nie czuję się prawdę mówiąc wcale - i wówczas nie każdy posiadał w domu komputer, że o internecie nie wspomnę. Pierwszą komórkę otrzymałam z kolei chyba dopiero na zakończenie podstawówki, labo nawet w gimnazjum. Ale oprócz możliwości dzwonienia i wysyłania SMS-ów posiadała niewiele funkcji - bo kiedyś, szok, nie było darmowych gier ani nawet aparatu. Jak więc doszło do tego, że teraz nie potrafię funkcjonować bez telefonu?