Jako serialowy maniak uwielbiam się zanurzać w kolejnych opowieściach i poszukiwać kolejnych tytułów. Dzisiaj chciałabym jednak wspomnieć o tych, które oglądam w chwili obecnej, z mniejszym czy też większym zainteresowaniem. I sama nie wiem, które z nich darzę największą sympatią.
Kiedy zabierałam się za oglądanie OUAT nie spodziewałam się, że zostanę przy nim na dłużej. Owszem, sam koncept wydawał się ciekawy, ale miałam wrażenie, że to taka historia na jeden sezon. Bo ileż można opowiadać o tajemniczym miasteczku zamieszkałym przez bajkowe postacie, na które Zła Królowa rzuciła klątwę? No właśnie, wydawać by się mogło, że nie długo, ale produkcja stojąca za tym serialem póki co skutecznie udowadnia mi, że się myliłam.
OUAT jest jedną z nielicznych seriali, które odcinki oglądam na bieżąco - tydzień w tydzień, z niesłabnącym zainteresowaniem. A obecny sezon 4A - jest jak do tej pory moim ulubionym ("Kraina lodu" i duuużo Captaina Hooka, muszę mówić więcej?)Podoba mi się wszystko - zabawa z konwencją, mnogość postaci i wplatanie do fabuły coraz to nowszych wątków. Jeśli nie przeszkadzają wam seriale z elementami magicznymi i lubicie współczesne nawiązania do baśni, musicie spróbować! U mnie to numer jeden!
Outlander
W przeciwieństwie do OUAT, siadając przed "Outlander" miałam jakieś tam oczekiwania (a mówiąc jakieś mam na myśli dosyć wysokie). Gdzieś na instagramie mignęła mi czołówka tego serialu w otoczeniu nadzwyczaj entuzjastycznych hashtagów. Poza tym - Szkocja, XVIII wiek i kobieta, która cofnęła się w czasie przez krąg kamieni - dajcie spokój, to nawet brzmi jak dokładnie coś w moim guście. I takie też jest.
Bo "Outlander" czaruje. Od wspaniałej czołówki, po napisy końcowe przytrzymuje człowieka w miejscu i sprawia, że jak zahipnotyzowany włącza kolejny odcinek. A tych (póki co!) jest niestety tylko osiem! Dobra wiadomość, macie naprawdę mało do nadrabiania. Złą, na pewno będziecie chcieli więcej i więcej (i ręczę za to nie tylko ja, ale również mój mamutek, a to chyba o czymś świadczy, prawda?)
New Girl
Długo nie mogłam znaleźć dobrego serialu w podobnej konwencji - lekkiej, komediowej historii o krótkich epizodach, która umili mi wieczory. Próbowałam swoich sił z "How I met your mother?", ale nie zaiskrzyło i po niespełna sezonie sobie podziękowaliśmy. Tymczasem to właśnie historia Jess, która po rozstaniu z facetem przeprowadza się do mieszkania trzech, niecodziennych facetów absolutnie podbiła moje serce.
Jestem na początku drugiego sezonu i wciąż przednio się bawię. Podoba mi się humor produkcji i to, że kolejne epizody w jakiś sposób (chociaż delikatny) do siebie nawiązują. Moje serce skradła Jess i wszyscy chłopcy (z Nickiem na czele) i na chwile obecną nie wyobrażam sobie bym mogła ich wymienić na lepszy model. Na jesienną (i zimową!) chandrę są jak znalazł.
The 100
Nie przepadam za serialami sci-fiction. Zresztą, ja i ten gatunek ogólnie za sobą nie przepadamy, nie ważne na jakiej płaszczyźnie. Historia setki młodocianych przestępców, która po 97 latach jako pierwsza dotarła na ziemię, zupełnie do mnie nie przemawiała. Poza tym, wszyscy wiemy, że stacja CW posiada zadziwiającą i denerwującą skłonność do przerywania emisji produkcji.W końcu jednak, po kilkunastu zachwalających tweetach i zaznajomieniu z faktem, że stacja kontynuuje emisje "The 100" - dałam się skusić. I przepadłam. Znowu.
To nie jest idealny serial. Mam wrażenie że stacja CW korzysta z opracowanego schematu i emituje tylko te tytuły, które się w niego wpasowują. Równocześnie jednak jest coś niezwykle pociągającego w "The 100". Nie ma tam miejsca na chwile nudy. Akcja gnie nieubłagalnie czego dowodem są choćby kolejne nagrobki. A gdy akurat zwalnia "na ziemi" coś dzieje się na Arce. Poza tym nie ukrywam, że oglądam "The 100" głównie dla Bellamy'ego.
Revenge
"Revenge" jest jedynym serialem, któremu poświęciłam osobny post i już samo to o czymś świadczy. Swego czasu opowieść o Amandzie Clarke, która pod przybranym nazwiskiem dokonywała zemsty na ludziach, którzy skrzywdzili jej ojca, była moją ulubioną rozrywką na wieczór. Potem przez pewien czas się na siebie obraziliśmy (WIECIE CO STAŁO SIĘ NA KOŃCU 3 SEZONU?) ale ostatnio wrócił do mych łask.
"Revenge" po prostu dobrze się ogląda. Można sobie obejrzeć życie bogatych ludzi od wewnątrz, ale to nie ono znajduje się w centrum zainteresowania tylko tytułowa zemsta. Poza tym, przedstawia naprawdę wysoki poziom, gdy chodzi o grę aktorską (Madelaine Stone? Emily van Camp? No i Gabriel Mann!). Gdyby nie wpadka z końcówką 3 sezonu (Aiden!) wciąż byłby prawdopodobnie w czołówce (a tak został zdetronizowany, najpierw przez OUAT, a potem także inne pozycje)
Pretty Little Liars
"Pretty Little Liars" to serial mój i Panny M. Zawsze, ZAWSZE, oglądamy go wspólnie, leżąc w łóżku i popijając z wielkiego kubka herbatę czy też kawę. I już choćby za to, czysty sentyment, w moich oczach ta produkcja wypada pozytywnie. Ale jest coś jeszcze. Nie wiem co, ale przyglądanie się czwórce na powrót zjednoczonych przyjaciółek, które zaczyna prześladować tajemnicze A ma w sobie COŚ uzależniającego.
Dużo osób zarzuca ostatnio PLL absurdalność. Mówi się, że najlepsze chwile ma już za sobą i teraz należałoby go po prostu jakoś skończyć. Nie mogę się z tym jednak całkowicie zgodzić. Owszem, w porównaniu do pierwszych sezonów poziom spadł i sama chciałabym uzyskać pisemne potwierdzenie, że zapowiedziany sezon 7 będzie tym ostatnim, ale równocześnie nie potrafiłabym go tak po prostu porzucić bez otrzymania odpowiedzi na kilka (naście? dziesiąt?) pytań. A to też o czymś świadczy!
A Wy co oglądacie i które z tytułów moglibyście mi polecić?