Ostatnimi czasy bardzo często zasypuję Was opiniami powieści z pogranicza thrillera i kryminału, ale to dlatego że sama często sięgam po tytuły z tych gatunków, a jesień wydaje mi się szczególnie adekwatną porą roku na tego rodzaju lekturę. Nie wiem czy historia autorstwa Liv Constantine rzuciła się Wam wcześniej w oczy, bo ja osobiście nie słyszałam zbyt dużo na jej temat - wyjątek stanowił chyba tylko filmik na kanale BooksandLala - ale koncept na fabułę był dla mnie wystarczającą zachętą do lektury. Tylko, że nie do końca tego oczekiwałam po lekturze.
Amber Petterson ma w życiu pewien wyznaczony cel, a wszelkie jej działania podyktowane są pragnieniem jego realizacji. To kobieta o wysokim mniemaniu o samej sobie, która ponad wszystko ceni sobie bogactwo i związane z nim wygody. Daphne Parrish prowadzi z kolei wymarzone życie Amber - mieszka w luksusowym domu, jej mąż jest w niej szaleńczo zakochany, a dwójka dzieci stanowi dopełnienie pięknego obrazka. Amber jest zdeterminowana by zająć miejsce pani Parrish i w tym celu powoli wciela w życie starannie opracowany scenariusz.
„Zostać panią Parrish” to tego rodzaju thriller, który od samego początku wrzuca czytelnika niejako w środek wydarzeń. W powieści Liv Constantine nie ma miejsca na nieco spokojniejszy, jeśli mowa o tempie akcji, wstęp. Niemal od pierwszych stron jesteśmy też świadomi jakimi motywami kieruje się Amber. Liv Constantine stara się budować napięcie pewnymi sugestiami o tajemniczej przeszłości bohaterki, ale nie zawsze przynosi to oczekiwane rezultaty. Podobny problem pojawił się w powieści Renee Knight - kiedy kilkakrotnie narrator przerywa jakąś wypowiedź żeby nie zdradzić zawczasu wszystkich informacji, zabieg taki nabiera niepotrzebnej sztuczności.
Pod pewnymi względami powieść Liv Constantine przywodziła mi na myśl inny, bardzo w Polsce popularny thriller - „Co kryją jej oczy?” Sarah Pinborough. Obie panie przykładały dużą wagę do sztuki manipulacji, ponad to autorki przedstawiają nieco dwuznaczny z zewnątrz obraz związku. Liczyłam na to, że „Zostać panią Parrish" przekona mnie jednak do siebie w większym stopniu. Nie wyszło. Amber jest bohaterką, do której trudno zapałać sympatią, ale rozumiem, że w pewnym sensie wynikało to z zamysłu autorki. Zachowanie postaci, która stanowi przedmiot manipulacji razi jednak irracjonalnością i znajduje się na granicy sztuczności.
Jeden z największych plot twistów zostaje zasugerowany w opisie na okładce, a i to nie stanowi jedynego mankamentu „Zostać panią Parrish". Chociaż powieść Liv Constantine czyta się szybko, przez wzgląd na akcje i krótkie rozdziały, pewne aspekty odzierają czytelnika z przyjemności lektury. Autorka wykazuje irytującą skłonność do tego by dzielić się z czytelnikami szczegółami garderoby Amber, a poszczególne wydarzenia cechuje wtórność - nie w odniesieniu do innych powieści, ale powtarzaniu podobnych scen czy zwrotów. W pewnym momencie chciałam już po prostu skończyć lekturę, a i sam finał nie pozostawia po sobie spektakularnego wrażenia.
Żeby oddać autorce sprawiedliwość, „Zostać panią Parrish" przedstawia w dosyć ciekawy sposób motyw manipulacji i psychicznej przemocy, choć nie zdradzę, z której strony. Ale to niestety tyle. Wielbiciele gatunku raczej nie odkryją niczego nowego, a i osoby stroniące od thrillerów raczej nie znajdą tu czegoś dla siebie. Wiem, że powieść ma swoich zwolenników, ale osobiście radzę raczej wstrzymać się z lekturą.
Pod pewnymi względami powieść Liv Constantine przywodziła mi na myśl inny, bardzo w Polsce popularny thriller - „Co kryją jej oczy?” Sarah Pinborough. Obie panie przykładały dużą wagę do sztuki manipulacji, ponad to autorki przedstawiają nieco dwuznaczny z zewnątrz obraz związku. Liczyłam na to, że „Zostać panią Parrish" przekona mnie jednak do siebie w większym stopniu. Nie wyszło. Amber jest bohaterką, do której trudno zapałać sympatią, ale rozumiem, że w pewnym sensie wynikało to z zamysłu autorki. Zachowanie postaci, która stanowi przedmiot manipulacji razi jednak irracjonalnością i znajduje się na granicy sztuczności.
Jeden z największych plot twistów zostaje zasugerowany w opisie na okładce, a i to nie stanowi jedynego mankamentu „Zostać panią Parrish". Chociaż powieść Liv Constantine czyta się szybko, przez wzgląd na akcje i krótkie rozdziały, pewne aspekty odzierają czytelnika z przyjemności lektury. Autorka wykazuje irytującą skłonność do tego by dzielić się z czytelnikami szczegółami garderoby Amber, a poszczególne wydarzenia cechuje wtórność - nie w odniesieniu do innych powieści, ale powtarzaniu podobnych scen czy zwrotów. W pewnym momencie chciałam już po prostu skończyć lekturę, a i sam finał nie pozostawia po sobie spektakularnego wrażenia.
Żeby oddać autorce sprawiedliwość, „Zostać panią Parrish" przedstawia w dosyć ciekawy sposób motyw manipulacji i psychicznej przemocy, choć nie zdradzę, z której strony. Ale to niestety tyle. Wielbiciele gatunku raczej nie odkryją niczego nowego, a i osoby stroniące od thrillerów raczej nie znajdą tu czegoś dla siebie. Wiem, że powieść ma swoich zwolenników, ale osobiście radzę raczej wstrzymać się z lekturą.
Za możliwość lektury dziękuję wydawnictwu HarperCollins
„Zostać panią Parrish” Liv Constantine; tłum. Maria Brzezicka; wydawnictwo HarperCollins; Warszawa 2017 ★★☆☆☆
0 comments