Najbardziej rozczarowujące lektury przeczytane w 2016 roku


2016 rok był dobrym rokiem pod względem książkowym i to zarówno jeśli chodzi o ich ilość jak i jakość. Ale nie był to też rok wolny od rozczarowań, co przy 129 przeczytanych pozycjach i obcowaniu w blogosferze książkowej nie powinno tak naprawdę dziwić. Nie raz i nie dwa po wielu pozytywnych opiniach zdarzało mi się zasiadać do lektury z przekonaniem, że dany tytuł przypadnie mi do gustu a koniec końców odczuwać raczej rozczarowanie. Nie zawsze wiąże się to z tym, że dana pozycja jest słaba czy też, że w ogóle nie przypadła mi ona do gustu - po prostu oczekiwałam po niej czegoś więcej. Nie czujcie się też urażeni moimi wyborami - wiem że wiele z poniższych powieści posiada szerokiego grono wielbicieli i w dużej mierze potrafię dostrzec dlaczego. Ale sama tego uczucia nie podzielam. 


Real, Katy Evans

Czytałam sporo o powieściach Katy Evans - i to zarówno o „Real”, jak i kolejnej pozycji autorki „Manwhore” - i były to niemal same superlatywy. Czytelniczki, bo nie ukrywajmy, że to literatura bardziej kobieca, wspominały o tym, że to namiętna, ale napisana ze smakiem lektura, a biorąc pod uwagę fakt, że były to słowa nie tylko miłośniczek powieści erotycznych, romansów czy też New Adult, dałam im wiarę. Mój problem z Katy Evans polegał jednak na tym, że nie mogłam dostrzec w „Real” tak naprawdę żadnej fabuły - została przysłonięta licznymi scenami erotycznymi, a na domiar złego tempo jakie narzuciła autorka było dziwnie nienaturalne. Do tej pory nie odważyłam się sięgnąć po inny tytuł pani Evans i zastanawiam się czy jeszcze do tego dojdzie. Trochę szkoda.  

Esesman i Żydówka, Justyna Wydra

Po raz kolejny dałam się zwieść opiniom innych czytelników. Nasłuchałam się, że to wzruszająca, emocjonalna opowieść o miłości między wrogimi stronami, a że przepadam za historiami z II wojną światową w tle, postanowiłam spróbować. Tyle, że coś nie zaskoczyło. Historia uczucia w „Esesmanie i Żydówce” była dla mnie po prostu mało wiarygodna i chyba właśnie to, oprócz specyficznego stylu autorki z tendencją do powtarzania tych samych wyrażeń, przeszkadzało mi w lekturze najbardziej. Kiedy jedynym potwierdzeniem rzekomo wielkiego uczucia są słowne deklaracje trudno mówić o dobrze rozpisanym wątku romantycznym. 

Mara Dyer. Zemsta, Michelle Hodkin

Tym razem powinnam dać wiarę rozczarowanym głosom zagranicznych czytelników, ale fakt, że dwa pierwsze tomy o Marze Dyer tak bardzo przypadły mi do gustu sprawił, że ciężko mi było uwierzyć w to, że tym razem będzie inaczej. Było. „Mara Dyer. Zemsta” odbiega klimatem od poprzednich powieści Michelle Hodkin, a co gorsza bohaterowie, których zdążyliśmy już polubić również sprawiają wrażenie jak gdyby nie byli do końca sobą. Za dużo tam brutalności, krwi i chwytów rodem z niskiej klasy horrorów; końcowe zachowanie głównych bohaterów pozostawia po sobie niesmak; a scena erotyczna wydaje się być wciśnięta tam na siłę i wydaje się być dziwnie nie na miejscu. Im dłużej minęło od lektury, tym mniej podoba mi się finalny tom. 

Kaznodzieja, Camilla Läckberg

Księżniczka z lodu” mnie może nie zachwyciła, ale pozostawiła po sobie raczej pozytywne wrażenie - nie wyobrażam sobie dlaczego w innym wypadku miałabym sięgać po kolejny tom. Ale tym razem Camilla Läckberg ewidentnie mnie nie kupiła. Owszem, nie pomógł fakt, że ktoś zaspoilował mi zakończenie „Kaznodziei”, ale nie tylko o to chodzi - w trakcie lektury byłam niezmiennie zirytowana zachowaniem bohaterów, zwłaszcza Eriki, a pomimo że zachowałam chronologie w lekturze poszczególnych tomów miałam dziwne wrażenie jakbym została wrzucona w sam środek ich życia. Ale nie skreślam pani Läckberg. Jeszcze. 

Ta dziewczyna, Colleen Hoover

Lubię Hoover chociaż im więcej myślę o jej powieściach, tym więcej wad w nich dostrzegam. Jeśli chodzi o powieść „Ta dziewczyna” mam jednak ugruntowaną opinię - uważam ten fragment historii Lake i Willa za zbędny. Chociaż pozycja ta figuruje jako trzeci tom trylogii, zdecydowana większość opowieści stanowi przedstawienie wydarzeń pierwszego tomu z perspektywy Willa, przeplatających się ze scenami tak przepełnionymi lukrem, że trudno się nie skrzywić. Czy powieść ma jakieś mocne punkty? Tak. Ale zdecydowanie mogła być to nowelka zamykająca duologię niż kolejna powieść. 


Przekraczając granice, Oksana Pankiejewa

Przykro mi strasznie, że „Przekraczając granice” nie przypadło mi do gustu, bo wśród moich lektur zdecydowanie brakuje pozycji ze sporą dawką humoru. Tak naprawdę trudno mi zarzucić jednak Oksanie Pankiejewie, a raczej jej powieści, coś konkretnego. Po prostu nie są to moje klimaty, pomimo bogatego świata przedstawionego przez większość lektury czułam się znudzona a na domiar złego trudno było mi się połapać kto jest kim. Na chwilę obecną, niewiele pamiętam też z tego co się wydarzyło. 

Sprawa Niny Frank, Katarzyna Bonda

Polska królowa kryminału już drugi rok z rzędu ląduje na mojej prywatnej liście rozczarowań, co smuci mnie tym bardziej, że - dla odmiany - jej „Okularnik” naprawdę przypadł mi do gustu. Powieść o Hubercie Meyerze jest zwięzła i stosunkowo bogata w akcje, ale czułam się znudzona fabułą. Nie kupił mnie wątek Żwirka i Muchomorka, nie zrozumiałam o co chodzi z całym tym mistycyzmem wokół run, a samo zakończenie pozostawiło po sobie raczej nieprzyjemne zakończenie. Trochę jak w przypadku Pankiejewy, tak naprawdę nie pamiętam już wiele z fabuły „Sprawy Niny Frank”. 

Prawda o dziewczynie, T. R. Richmond

Tym razem byłam przygotowana na to, że lektura „Prawdy o dziewczynie” może mi się nie spodobać tak jak na to liczyłam przy zakupie, ale mimo wszystko byłam rozczarowana. T. R. Richmond miał ciekawy pomysł na opowiedzenie historii Alice, ale poza formą - zbiorze listów, maili, artykułów itp. - która z czasem również zaczyna męczyć czytelnika, niewiele dobrego mogę powiedzieć o tym tytule. Nie miałam w tym roku szczęścia do thrillerów, ale  „Prawda o dziewczynie” przyniosła największe rozczarowanie. 

Korona, Kiera Cass

Poprzednie powieści Kiery Cass były problematyczne, ale miały w sobie coś ujmującego. Przywodziły na myśl połączenie reality show z bajką Disneya i osobiście kupowałam taki pomysł. Ale w „Koronie” czegoś zabrakło. Kiera Cass bardzo się starała urozmaicić fabułę, ale w konsekwencji każdy z wątków w jakimś stopniu rozczarowywał bo wydawał się niedopracowany. I nawet wątek romantyczny został odarty z magii, bo z etapu “jesteś dla mnie fajnym kumplem”, przeszliśmy od razu do “jesteś miłością mojego życia”. 

Dwór cierni i róż, Sarah J. Maas

Z wszystkich pozycji „Dwór cierni i róż” uzyskał ode mnie najwyższą ocenę i podobał mi się najbardziej. Tyle że po tylu zachwytach i fakcie, że autorka wzorowała się na baśni o Pięknej i Bestii, chciałam czegoś więcej, a dla mnie to po prostu jedna z wielu powieści fantastycznych - z irytującą bohaterką, motywem instalove i śmiesznie prostą zagadką, która stanowi klucz do wszystkiego, którą w moich oczach uratowały dwie męskie sylwetki - Lucien i Rhysand oraz fakt jak szybko i przyjemnie się ją czyta. Wiem, że wszyscy powtarzają, że „Dwór mgieł i furii” jest dużo lepszy, ale tym razem się nie nastawiam. 

A co Was zawiodło w 2016 roku?

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala