Wszystkie jasne miejsca, Jennifer Niven


Rzadko zdarza mi się zasiadać do lektury z negatywnym nastawieniem, nawet jeśli dana pozycja zbiera raczej mało optymistyczne recenzje, bo lubię dawać książkom sprawiedliwą szansę i nie sugerować się tym co piszą inni. „Wszystkie jasne miejsca” stanowiły od tej zasady niechlubny wyjątek - i nawet niej chodziło mi tyle o liczne głosy rozczarowania, ale o niepokojące zjawisko, w którym czytelnicy obniżali swoje oceny z pięciu do dwóch gwiazdek, a niekiedy nawet jednej. I przyznam już na wstępie: nie do końca wiem co myśleć o tej powieści. 

Theodore Finch nieustannie myśli nad sposobami w jakie mógłby pozbawić się życia, inspirując się popełnionymi na przestrzeni lat samobójstwami a równocześnie szuka powodów by pozostać na świecie. Violet marzy o tym by zakończyć szkołę i stara się poradzić sobie ze śmiercią starszej siostry. Oboje spotykają się na szczycie szkolnej wieży, ale żadne z nich tego dnia nie skacze. Ta nieco osobliwa para  zostaje zmuszona do wspólnej pracy nad projektem - razem mają odkryć i udokumentować “cuda stanu Indiana”. A zadanie to znacząco wpływa na całe ich życie. 

Jennifer Niven posługuje się pięknym, plastycznym językiem, a w jej powieści kryje się ogromny potencjał i przez mniej więcej połowę byłam absolutnie zachwycona tym co czytam. Nawet jeśli postać Fincha nieco irytuje, stanowi bardzo realistyczny portret nastolatka, którego coraz bardziej pochłania depresja i który tak bardzo obawia się przyczepienia etykiety, że trudno dostrzec kim jest naprawdę. Jennifer Niven udaje się uchwycić poczucie wyobcowania i niezrozumienie społeczeństwa w kwestii chorób psychicznych, a niektóre spostrzeżenia wręcz uderzają czytelnika swoją trafnością (jak ten o tym, że nikt nie przynosi kwiatów osobie po próbie samobójczej). I nawet ten nieco schematyczny motyw szkolnego projektu ma w sobie dużo uroku, bo sam pomysł zwiedzania swojej okolicy wydaje się cudowny w swej prostocie. 

Nie mogę jednak zignorować tego co w powieści Jennifer Niven mi przeszkadzało - postaram się niczego nie spoilować! - i nie chodzi nawet o podobieństwo do TFIOS, bo jakoś nie kłuło mnie to w oczy. Ogromnie żałuję, że autorka wplotła do powieści wątek romantyczny - między Finchem a Violet nie czuć bliskości i zdecydowanie lepiej wypadają w roli przyjaciół. Powieść młodzieżowa nie równa się romansowi, a w tym przypadku odwraca on niepotrzebnie uwagę od znacznie ważniejszych kwestii. Nie przeszkadzałoby mi to może aż tak bardzo gdyby nie pozostałe mankamenty - choćby dziwna, raczej niezbyt popularna wśród nastolatków tendencja do wymieniania się cytatami z Virginii Wolf. 

Trudno też nie zauważyć tendencji Jennifer Niven do marginalizacji roli dorosłych w fabule. Nie mogę podać Wam konkretnych przykładów, bo niestety zaspoilowałabym Wam ważny fragment, ale ewidentnie dorośli bohaterowie zamienili się rolami z nastolatkami (czasami prowadząc do wręcz absurdalnych sytuacji) - i nie chodzi tu tylko o jedną postać, ale nawet tak ważną sylwetkę jak szkolny psycholog. Jennifer Niven manipuluje emocjami czytelników, ale samo zakończenie - w którym autorka czyni z choroby psychicznej kluczowy punkt dla wątku romantycznego - przekracza już jakąś granicę. 

„Wszystkie jasne miejsca” pozostawiły mnie w niewygodnym stanie zawieszenia, kiedy sama do końca nie wiem co myślę o danej pozycji. Historia Fincha i Violet miała ogromny potencjał, a równocześnie jest to opowieść mocno problematyczna. Szkoda, bo sam początek sugerował mądrą i wartościową opowieść dla młodzieży a na końcu pojawia się pewien niesmak. Nie odradzam Wam lektury, bo nadal można z niej wynieść coś ważnego, a niektórzy pewnie będą pewnie wręcz zachwyceni. Ale mogło być dużo lepiej. 

„Wszystkie jasne miejsca” Jennifer Niven; wydawnictwo Bukowy Las; Wrocław 2015 ★★★

0 comments