Układanka, Karin Slaughter


Jakiś czas temu zrezygnowałam z publikowania zestawień z najciekawszymi zapowiedziami miesiąca - trochę przez wzgląd na brak czasu, ale także z innych przyczyn, które nie są w tej chwili istotne - nie oznacza to jednak, że zaprzestałam przeglądać strony księgarń internetowych pod kątem czytelniczych inspiracji. A kiedy wśród zapowiadanych tytułów znalazłam najnowszą powieść Karin Slaughter - „Układankę”, wiedziałam, że nie będę w stanie przejść obok niej obojętnie. Wielokrotnie wspominałam Wam już, że „Dobra córka” tej autorki jest dla mnie kwintesencją tego co dobre w kryminałach/thrillerach, a lektura pierwszych tomów cyklu Grant County tylko utwierdziła mnie w przeświadczeniu, że mogę w ciemno sięgać po jej twórczość. Dziwne, że opinie zagranicznych Książkoholików nie ostudziły mojego entuzjazmu.

Andrea odłożyła swoje życie i plany na bok w dniu, w którym u jej matki zdiagnozowano nowotwór i nigdy tak naprawdę do nich nie wróciła. Wciąż mieszka z matką i podporządkowuje swój tryb życia do pracy w centrum powiadomienia ratunkowego. A potem, podczas zwyczajnego wypadu do restauracji, wszystko się zmienia. W jednej chwili Laura żąda by Andy wyprowadziła się z domu, a w następnej dochodzi do strzelaniny. A chociaż Andrea była pewna, że zna swoją matkę, nie poznaje kobiety, która ze spokojem staje twarzą w twarz z mordercą i która pozbawia napastnika życia. Co ukrywa Laura? I dlaczego Andy musi uciekać z miasta?

Chociaż trudno mi jednoznacznie wskazać na czym polega różnica, „Układanka” odbiega nieco od innych znanych mi powieści Karin Slaughter. Pojawia się bardzo charakterystyczna dla twórczości autorki „mocna” scena otwarcia - taka graficzna, dosyć brutalna i podnosząca ciśnienie czytelnika; ale brakuje mi drugiego elementu, z którym utożsamiałam jej historie. We wspomnianych tytułach ogromną rolę odgrywały pogłębione portrety psychologiczne bohaterów i relacje jakie ich łączą. „Układanka” pozornie przybliża związek matki i córki, ale w rzeczywistości spędzamy większość lektury na obserwacji samotnej drogi Andy i jej próbie poukładania układanki o Laurze w całość. 

I nie byłoby w tym nic złego - autor ma w końcu pełne prawo do tego by próbować czegoś nowego; jest to jednak o tyle kłopotliwe, że Karin Slaughter skupia swoją uwagę na postaci dosyć problematycznej. Andy budzi w czytelniku irytację - owszem, sytuacja w jakiej się znajduje jest dosyć nietypowa i trudna, ale jej brak zdolności do składnej wypowiedzi i ciągłe analizowanie tych samych wydarzeń utrudniają lekturę; zwłaszcza że Karin Slaughter przyzwyczaiła czytelników do pewnych standardów. To powiedziawszy, nie chciałabym wywołać w nikim mylnego wrażenia, że „Układanka” jest powieścią złą i po prostu nie wartą Waszej lektury.

Nie da się zaprzeczyć, że najnowszy tytuł autorki ma także mocne strony - i nie chodzi mi nawet o samą warstwę językową (chociaż, z kronikarskiego obowiązku odnotuję, że jest to dobrze napisana powieść). Wątek przeszłości Laury, przedstawiony stopniowo za pomocą retrospekcji z 1986 roku, chociaż raczej mocno oderwany od rzeczywistości, jest rzeczywiście ciekawy i nieoczywisty. Karin Slaughter wykazuje się, znowu!, niesamowitą znajomością ludzkiej psychiki przybliżając nam obraz tego jak silny wpływ na innych może mieć jednostka o charyzmie i umiejętnościach manipulowania drugą osobą.

Czy spodziewałam się po Karin Slaughter czegoś więcej? Nie ukrywam, że tak. Zarówno „Dobra córka”, jak i te tomy serii Grant County, które czytałam, w moim odczuciu prezentowały nieco wyższy poziom. Ale „Układanka” to wciąż thriller, który ma czytelnikowi sporo do zaoferowania. Niekoniecznie zaczynałabym przygodę z twórczością autorki od tego tytułu, ale też nie rezygnowałabym z lektury całkowicie.

„Układanka” Karin Slaughter; tłum. Dorota Stadnik; wydawnictwo HarperCollins; Warszawa 2018 ★★★½☆

A za przesłanie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawnictwu

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala