Herezje chwalebne, Lisa McInerney


Prawdopodobnie wiecie, że od pewnego czasu sukcesywnie staram się zapoznać z jak największą liczbą powieści nominowanych do The Women’s Prize for Fiction, o ile tylko zostały wydane w Polsce. O jednych z nich wiem więcej - bo swego czasu często przewijały się na zagranicznym booktubie czy nawet w polskiej książkosferze, albo stanowiły materiał źródłowy dla głośnych ekranizacji; o innych słyszałam jedynie w kontekście nagrody. „Herezje chwalebne” należą do drugiej z kategorii, co dziwi mnie o tyle, że akurat ten tytuł zwyciężył w 2016 roku; pokonując tak głośne nazwiska jak Hanya Yanagihara i Becky Chambers - autorki bardzo głośnych tytułów; czy Elizabeth Strout i Anne Enright - nominowane uprzednio kilkakrotnie do nagrody.

Wszystko rozpoczyna się od morderstwa. Maureen, która dopiero niedawno wróciła po latach do Cork, zabija świętą figurką przypadkowego mężczyznę, który wtargnął do jej domu. Jej syn, Jimmy, miejscowy gangster i alfons, pozbywa się zwłok wykorzystując pomoc dawnego znajomego - Tony’ego, bezrobotnego alkoholika i samotnego ojca. Tony rozpoznaje w ofierze swojego kompana od kieliszka i narkomana. Tymczasem dziewczyna zamordowanego - prostytutka Georgie, poszukując nowego dilera, poznaje syna Tony’ego - Ryana. Losy całej piątki łączą się na skutek przypadkowej zbrodni i wydarzeń następujących wkrótce po niej.

Bardzo trudno było mi w jakikolwiek sposób nakreślić zarys fabuły „Herezji chwalebnych”, dlatego że Lisa McInerney w dużej mierze przedstawia po prostu życie “półświatka” irlandzkiego Cork - patologie jakie mają miejsce w rodzinach; alkoholizm, narkomanię czy prostytucję; i to w jaki sposób zostało ono ukształtowane przez zbrodnie Maureen. Nie mamy do czynienia ze zwrotami fabularnymi czy szybkim tempem akcji; a sam fakt popełnienia morderstwa na pierwszych stronach, nie czyni z „Herezji chwalebnych” kryminału, thrillera czy innej podobnej powieści gatunkowej. Cała historia stanowi swego rodzaju studium przypadku - sportretowanie pewnego wycinka społeczności w danych okolicznościach, przy czym nie traktuję tego w kategoriach wady.

Może się wydawać, że bohaterowie wykreowani zostali wyłącznie na podstawie pewnych schematów: prostytutka bierze narkotyki, zdolny chłopak z patologicznej rodziny stacza się na dno i nie tylko zostaje wydalony ze szkoły, ale też zostaje dilerem. Słowem, że Lisa McInerney popada w pewien banał. Tyle, że autorka korzysta z wszelkich tych schematów świadomie - co więcej, nawet bohaterowie dostrzegają  pewną ironię  w tym, że ich decyzje sprowadzają ich do bardzo stereotypowego przedstawiciela konkretnej grupy społecznej; i dodatkowo argumentuje ich poszczególne działania. I tak Georgie bierze narkotyki żeby nie myśleć o tym jak postrzegają ją inni, a Ryan buntuje się wobec bierności nauczycieli na jego sytuację i ślady przemocy.

Obraz odseparowanej społeczności irlandzkiego Cork, tak silnie skontrastowany z pięknymi krajobrazami i bogatym folklorem, zdecydowanie stanowi mocny punkt prozy Lisy McInerney. Ale to jej warsztat wyróżnia „Herezje chwalebne” na tle innych historii. Język jakim operuje Lisa McInerney doskonale oddaje klimat powieści - nieco „kanciasty”, przepełniony wulgaryzmami. Dostrzegam, że to język, jak już wspominałam, stanowi wyróżnik powieści, ale równocześnie to właśnie on znacząco utrudnił mi „wczucie się” w lekturę. O warsztacie Lisy McInerney świadczy jednak na korzyść sposób w jaki przeplata ze sobą losy poszczególnych bohaterów - zaskakujący, ale równocześnie niesamowicie naturalny.

„Herezje chwalebne” nie są literaturą typowo rozrywkową, w tym zakresie, że nie jest to lektura ani lekka, ani szczególnie przyjemna. Ale jest w niej coś hipnotyzującego i zapadającego w pamięci. Jeżeli jesteście w stanie przełknąć pewną dawkę goryczy i nie przeszkadzają Wam wulgarność tekstu, warto dać prozie Lisy McInerney szansę.

Herezje chwalebne
, Lisa McInerney; tłum. Robert Sudół; wydawnictwo Czarna Owca; Warszawa 2017 ★★★★☆

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala