Wydaje mi się, że wspominałam już o tym mimochodem nie raz i nie dwa, ale ja i moja mama jesteśmy jedynymi domownikami, którzy połykają co miesiąc kilka jeśli nawet nie kilkanaście tytułów. Nasze gusta nie pokrywają się w stu procentach, ale często zdarza mi się podsuwać jej jakąś pozycję z przekonaniem, że może jej się spodobać, albo wręcz przeciwnie - odradzić jej lekturę. Z „Szeptuchą” było inaczej. Tym razem to mój mamutek zabrał się za czytanie a potem podsunął mi książkę pod nos. Przyznaję - nie byłam do tej pozycji pozytywnie nastawiona bo opis nie do końca mnie przekonywał a pierwsze kilkanaście stron szło mi jakoś tak opornie. Ale koniec końców zostałam mile zaskoczona.
Mieszko I wcale nie przyjął chrztu - Polską nadal rządzą królowie a społeczeństwo nie przestało wierzyć w słowiańskich bogów i wszelakiego rodzaju upiry - wąpierzy, rusałki i inne nadnaturalne stworzenia. Gosia, a właściwie Gosława, patrzy na świat w inny sposób. Przyroda ją przeraża a ludowe wierzenia uważa za zabobony. Po ukończeniu studiów medycznych, zanim zostanie “prawdziwym lekarzem” musi jednak odbyć roczne praktyki u boku szeptuchy. Chcąc nie chcąc Gosia przyjeżdża do rodzinnej wsi swojej matki położonej blisko Kielc. Nieoczekiwanie dziewczyna znajduje się w centrum dziwnych wydarzeń - wydarzeń które zmuszają ją do przyjęcia nieco odmiennej perspektywy niż dawniej.
Z twórczością Katarzyny Bereniki Miszczuk miałam do tej pory styczność tylko raz - w trakcie lektury powieści „Ja, diablica” i muszę przyznać, że dostrzegam pomiędzy nimi wiele punktów wspólnych (pomijając znaczne różnice fabularne oczywiście). Przede wszystkim, autorka zdecydowanie stawia na oryginalność pewnych wątków a nawet znane motywy - jak choćby wampiry - kreuje zgodnie z własnymi upodobaniami i potrzebami. Świat „Szeptuchy” pełen jest słowiańskich wierzeń a towarzysząca mu atmosfera - stworzona czy to przez dawnych bogów czy postacie takie jak Szeptucha - jest niezwykle klimatyczna i niespotykana.
Katarzyna Berenika Miszczuk troszczy się o to by czytelnik nie narzekał na nudę - powieść przeładowana jest słowiańskimi kreaturami i akcją. Tym co mnie jednak uwiodło jest humor, którym „Szeptucha” tryska z każdej strony. Gosia została wykreowana na postać niemal komiczną i choć miejscami wydaje się aż nazbyt przerysowana, trudno nie zapałać do niej sympatią. Przy tym wszystkim co oferuje autorka wątek miłosny z udziałem tajemniczego i niezwykle przystojnego Mieszka wydaje się niemal zbędny.
Właściwie mogłabym zarzucić „Szeptusze” tylko dwie rzeczy. Po pierwsze, fakt, że momentami miałam dziwne wrażenie, że autorka starała się za bardzo i niepotrzebnie wykorzystała aż tyle pomysłów. Być może się czepiam, ale pewne wątki niemal prosiły się o lepsze wprowadzenie i zakończenie a nie ciągle rozpoczynanie nowych. Po drugie, nie do końca wiem kto był targetem tej opowieści. Z jednej strony wyraźnie pojawiają się wątki 18+, z drugiej - historie czyta się jak powieść YA i za sprawą głównej bohaterki i języka jakim jest napisana.
„Szeptucha” to lekka, dowcipna lektura, przy której spędzicie miło dzień albo dwa. Katarzyna Berenika Miszczuk po raz kolejny, z wykorzystaniem kilku sprawdzonych motywów, stworzyła coś oryginalnego i ciekawego, wręcz kipiącego słowiańskością. Owszem, nie jest to pozycja bez wad, ale nie psują one mojego pozytywnego wrażenia. Jeżeli przypadła Wam do gustu poprzednia seria autorki, polubicie także „Szeptuchę”, a jeśli jeszcze nie znacie jej twórczości - warto to zmienić.
„Szeptucha” Katarzyna Berenika Miszczuk; wydawnictwo WAB; Warszawa 2016 ★★★½
fantastyka
Grupa Wydawnicza Foksal
Katarzyna Berenika Miszczuk
książki
literatura polska
wydawnictwo WAB
0 comments
Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala