Córka dymu i kości, Laini Taylor


Przez długi czas powstrzymywałam samą siebie przed lekturą trylogii „Córka dymu i kości” autorstwa Laini Taylor i robiłam to głównie przez wzgląd na polskiego wydawcę serii. Początkowo tłumaczyłam to przykrą tendencją wydawnictwa Amber do niekończenia rozpoczętych cykli. Potem, irytacją w związku z wydaniem finałowego tomu w dwóch częściach. A na końcu tym, że chyba straciłam zainteresowanie fantastyką młodzieżową. Po tym jak przeczytałam „Marzyciela” wiedziałam jednak, że nie chcę pozbawić się przyjemności poznania debiutanckiej historii Laini Taylor. I całe szczęście, że zrobiłam to zanim zaczęłam wymyślać kolejne argumenty przeciw.

Karou jest artystką. Opowiada niesamowite historie za pomocą ołówka i kartki, i powołuje do życia stworzenia będące hybrydami ludzi i zwierząt. Tylko Karou, młoda, pełna życia dziewczyna o niebieskich włosach i dziwnych tatuażach na dłoniach, wie o tym, że niesamowite stworzenia nie są jedynie wytworem jej wyobraźni. I że stanowią oni część jej drugiego życia, z dala od ulic Pragi. Życie Karou nigdy nie było łatwe, ale teraz, kiedy w drugim świecie pojawia się nieznane niebezpieczeństwo pod postacią wypalonych śladów dłoni na drzwiach, wszystko się jeszcze komplikuje. 

Laini Taylor ma niepowtarzalny talent do tego by za pomocą słów przenosić czytelnika do zupełnie odmiennych światów. To prawda, że akcja powieści częściowo osadzona jest na ulicach Pragi - swoją drogą, wyjątkowo trafnie dobrane, jeśli chodzi o klimat miasta - ale tworzy od podstaw także zupełnie odmienną rzeczywistość - tajemniczą , magiczną, przypominającą momentami senny omam, albo jego koszmarny odpowiednik. Nie chcę zdradzać Wam za dużo, bo i sama autorka stopniuje udzielanie informacji czytelnikowi (niemal do samego końca utrzymując pewne jego elementy w sekrecie), ale zarówno jego obraz, jak i konflikty z nim związane stanowią jedne z najmocniejszych atutów całej historii.

„Córka dymu i kości” posiada pewne cechy charakterystyczne dla pierwszego tomu. Nie użyłabym sformułowania, że mało się w nim dzieje, ale znaczna część powieści rzeczywiście przypada na przedstawienie świata i bohaterów i nakreślenie wątków dla drugiej części. Nie jest to jednak coś co mi przeszkadza, zwłaszcza że dzięki temu sylwetki postaci i relacje jakie ich łączą, znajdują się na naprawdę wysokim poziomie. Laini Taylor dużą wagę przykłada do emocji towarzyszących bohaterom - samotności wynikającej z poczucia niezrozumienia i wyobcowania; miłości, nie tylko tej romantycznej i gotowej do największych poświęceń.

Nie będę Was okłamywać, wątek romantyczny stanowi jeden z głównych punktów fabuły, a na tle całej powieści wypada najbardziej stereotypowo (choćby przez to, że mamy do czynienia z jakimś pierwiastkiem motywu insta love). Jednak A) Laini Taylor czerpie z tych schematów, do których mam pewną słabość - motyw hate-to-love i „zakazanych kochanków” i B) koniec końców jego obraz różni się jednak od początkowego. Ponad to, Laini Taylor udało się tak zaangażować mnie w losy bohaterów i oczarować swoim stylem (przebijającym się przez literówki), że pozostałam ślepa na mankamenty.

Dawno nie czytałam powieści Young Adult, która oczarowała mnie do tego stopnia. „Córka dymu i kości” to doskonałe połączenie pełnowymiarowych bohaterów, niezwykłego świata przedstawionego, atmosfery i zamkniętych w słowa emocji. To nie jest klasyczna młodzieżówka, ale właśnie to jest w niej najpiękniejszego. Ja ze swojej strony namawiam Was do lektury i trochę łudzę się, że ktoś zdecyduje się na jakieś wznowienie, żeby historia trafiła do szerszego grona. 

„Córka dymu i kości” Laini Taylor; tłum. Julia Wolin; wydawnictwo Amber; Warszawa 2015 ★★★★★

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala