Filmowy zakątek #11


Pomimo tego, że w lipcu dwukrotnie opublikowałam posty z cyklu filmowego zakątka, a pod koniec miesiąca nie miał okazji oglądać zbyt dużo produkcji i tak udało mi się narobić zaległości z opisywania Wam swoich wrażeń. Nie pytajcie jak tego dokonałam, bo nie jestem w stanie znaleźć logicznego wydarzenia. Lipiec, a zwłaszcza jego końcówka, nie był okresem, w którym spędzałam zbyt dużo czasu przy laptopie i cały czas odkładałam przygotowywanie tego posta na później. O ile znajdę w sobie wystarczająco motywacji w najbliższym czasie możecie spodziewać się także 12 posta z cyklu (a może także 13), a tymczasem zapraszam Was na krótki przegląd po różnorodnych gatunkach - poczynając od filmowej wersji bajki, aż po film akcji.


PITCH PERFECT 2 (2015)

Pitch perfect nie wywarło jakiegoś wyjątkowego wrażenia zarówno na mnie, jak i Pannie M. Produkcja ewidentnie miała swoje wady (trudne do zignorowania), ale doskonale wpasowywała się w klimat lekkiego rozrywkowego kina na wieczór, w którym dużą rolę odgrywa muzyka. Jak już wspominałam poprzednio, obie byłyśmy jednak ciekawe trzeciej części produkcji i głównie dlatego tak szybko zdecydowałyśmy się na obejrzenie Pitch perfect 2. Fabuła nadal skupia się na damskiej grupie a capella. Tym razem dziewczyny wplątują się jednak w ogromny skandal, a jedyną szansą na to by odzyskać dobre imię (i nie doprowadzić do zakończenia działalności grupy) jest wygrana w międzynarodowym konkursie, który do tej pory nie był zbyt szczęśliwy dla Amerykanów. 

Moje wrażenia z seansu Pitch perfect 2 w dużej mierze pokrywa się z moimi odczuciami odnośnie pierwszej części. Fabuła jest mocno przerysowana i dosyć stereotypowa jeśli chodzi o filmy młodzieżowe, a na domiar złego (czuję że się powtarzam!) nie do końca rozumiem humoru jaki występuje w filmie. Ale mimo wszystko wciąż bawiłam się dobrze w trakcie oglądania. Pitch perfect 2 przykłada większą wagę do wątku przyjaźni między poszczególnymi członkiniami zespołu, spychając nieco na dalszy plan romans między Becą a Jessiem, co w pewnym sensie stanowi miłą niespodziankę. Muzyka w filmie, covery znanych utworów w wersji a capella, wciąż stanowi jeden z mocniejszych punktów całej produkcji (i nie rozumiem tylko dlaczego Rebel Wilson otrzymuje tak dużo partii wokalnych skoro ewidentnie śpiewa gorzej od swoich koleżanek). Jeśli podobał się wiem pierwszy film, kontynuacja trzyma poziom a ja z pewnością wybiorę się na trójkę do kina (zwłaszcza, że podoba mi się pomysł na fabułę).

★★★★★★☆☆☆☆


BABY DRIVER (2017)

Przez bardzo długi czas identyfikowałam Ansela Elgorta jedynie z rolą w ekranizacji Gwiazd naszych wina i dlatego tym bardziej byłam podekscytowana lipcową premierą Baby drivera - chciałam w końcu zobaczyć jak sprawdza się w nieco innym wcieleniu. Hype wokół tej produkcji - niemal same pozytywne recenzje, które zalewały mnie niemal z każdej strony, tylko ów ekscytację potęgował, chociaż z drugiej strony wszyscy wiemy, że nie zawsze wpływa to pozytywnie na ostateczny odbiór jakiejkolwiek historii. Sam film skupia się na postaci młodego chłopaka o imieniu Baby, który przez pewne wydarzenia z przeszłości, zmuszony jest do współpracy z pewnym bossem mafii. Chłopak, dla którego muzyka jest niemal całym życiem, jest niezwykle cennym nabytkiem dla mafii - to zdecydowanie najlepszy kierowca, którego umiejętności wykorzystywane są w trakcie napadów.

Przyznaję, że pod pewnymi względami nie mogę się zgodzić z peanami zachwytu na temat Baby drivera. Niektóre sceny są zdecydowanie zbyt przerysowane żeby wpasować się w mój gust, a film tylko by zyskał gdyby wyciąć niektóre z nich (uniknięto by wówczas pewnego wrażenia niepotrzebnej dłużyzny). To powiedziawszy, Baby driver jest jednym z lepszych i ciekawszych filmów akcji jakie widziałam. Pomimo wspomniane przerysowania, posiada pewien specyficzny klimat, a montaż (na który przecież zazwyczaj nie zwracam uwagi) to prawdziwy majstersztyk. Już choćby po to żeby zobaczyć jak niektóre piosenki idealnie współgrają ze scenami filmu warto obejrzeć choćby fragment całej produkcji. W moich oczach Ansel Elgort zdecydowanie zerwał także z wizerunkiem nastoletniego chłopca zakochanego w Hazel, na co w końcu liczyłam. Nie dajcie sobie wmówić, że jest to produkcja, która spodoba się każdemu, ale warto dać jej szansę.

★★★★★★★★☆☆


VOLTA (2017)

W przeciwieństwie do Baby drivera, przed seansem Volty nasłuchałam się niemal wyłącznie negatywnych opinii na temat filmu i, pomimo początkowego zainteresowania, obawiałam się trochę jak odbiorę nową produkcję Machulskiego. Doświadczenie nauczyło mnie jednak w miarę możliwości zawsze wyrabiać sobie własne zdanie i zdecydowanie okazało się to w tym wypadku słusznym wyborem. Jasne, Volta nie jest filmem wybitnym i raczej nie będę do niej powracać po latach, ale nie zmienia to faktu, że w trakcie seansu bawiłam się bardzo dobrze. Zresztą, podobnie jak moje towarzyszki - Pani Mama i Panna M. Fabuła osnuta jest wokół odnalezionej przez młodą kobietę w jednej z lublińskiej kamienicy korony. Wszystko wskazuje na to, że prawdopodobnie należy ona do Kazimierza Wielkiego. Volta, który dowiaduje się o całej sprawie, dzięki swojej młodszej partnerce i jej ochroniarzowi, postanawia zdobyć koronę dla siebie i wykorzystać ją w kampanii prezydenckiej swojego klienta.

Fabuła Volty jest mocno przerysowana i należy na nią spoglądać z przymrużeniem oka, nie do końca na serio. Zwłaszcza jeśli chodzi o swego rodzaju wstawki - sceny historyczne, który miały pomóc zobrazować losy korony Kazimierza Wielkiego i jej wędrówkę do starej kamienicy. Przyznaję też, że w filmie, trochę bez wyraźnego powodu, mocno promowane jest miasto Lublin, ale nie przeszkadzało mi to szczególnie w trakcie seansu. Jak już wspominałam, po prostu dobrze się bawiłam. Jacek Braciak i Michał Żurawski doskonale wcielają się w swoje role, a i Andrzej Zieliński wypada całkiem przekonująco. Tak się złożyło, że w tym przypadku w moim odczuciu film wygrali panowie ;) Może nie jest to film, który koniecznie trzeba zobaczyć, ale jeśli poszukujecie jakiejś polskiej komedii (nie romantycznej), polecam Wam właśnie Voltę.

★★★★★★☆☆☆☆


KOPCIUSZEK (2015)

Możecie być zaskoczeni widząc tutaj filmową wersję Kopciuszka z 2015 roku. Znając moje uwielbienie do Disneyowskich animacji oraz mając w pamięci moją niezwykle pozytywną opinię na temat tegorocznej premiery - Pięknej i bestii, pewnie spodziewaliście się, że widziałam już powyższą produkcję. Ale jakoś nie było nam wcześniej po drodze. Historia Kopciuszka nigdy nie była moją ulubioną bajką spośród propozycji Disneya i pomimo pozytywnych opinii na temat tej konkretnej wersji, jakoś zawsze decydowałam się na obejrzenie czegoś innego. Do czasu. W filmie poznajemy losy Elli, młodej i niezwykle pięknej dziewczyny, której życie po śmierci ojca ulega diametralnej zmianie. Dziewczyna, nazywana pogardliwie przez swoje przyrodnie siostry i macochę Kopciuszkiem, zostaje zdegradowana do roli służącej.

W przeciwieństwie do Pięknej i bestii, Kopciuszek wprowadza pewne zmiany w odniesieniu do animacji Disneya. Jasne, nie są to zbyt istotne kwestie, ale w scenariuszu pojawia się kilka dodatkowych scen (choćby to, że Kopciuszek wcześniej poznaje Księcia), a niektóre kwestie otrzymują nieco inne rozwiązanie. Film nie traci jednak przy tym baśniowego klimatu, który wyróżnia ów historie. Aktorzy zostali doskonale dopasowani do swoich ról - zwłaszcza jeśli chodzi o postać macochy (Cate Blanchett), matki chrzestnej (Helena Bonham Carter) i Kopciuszka (Lily James). A jednym z najpiękniejszych elementów filmu jest jego warstwa wizualna - przede wszystkim kostiumy. Jak już wspominałam, nie mam takiego sentymentu do całej historii, dlatego nie wywarła pewnie na mnie takiego wrażenia jak wspomniana już wielokrotnie Piękna i bestia, ale i tak gorąco polecam Wam seans

★★★★★★★☆☆☆


AVENGERS (2012)

Jeśli myśleliście, że porzuciłam pomysł nadrabiania Marvelowskich produkcji, szybko wyprowadzam Was z błędu. Powoli, ale sukcesywnie staram się nadgonić zaległości, bo póki co ze smutkiem  przyglądam się wszystkim kinowym premierom jakie przegapiam (obym wyrobiła się do trzeciego Thora!). Kierując się listą dla laików takich jak ja, przygotowaną swego czasu przez Gosiarellę, tym razem obejrzałam Avengersów. Słyszałam raczej sprzeczne opinie na temat tego konkretnego filmu, ale z drugiej strony byłam niesamowicie podekscytowana bo był to pierwszy tytuł jaki oglądałam, w którym splatały się wątki z poszczególnych historii. Fabuła skupia się na ogromnym niebezpieczeństwie, który sprowadza na świat Loki. W obliczu zagrożenia, SHIELD zmuszone jest do stworzenia grupy jednostki do zadań specjalnych z udziałem m.in. Iron Mana, Kapitana Ameryki czy Hulka.

Pomijając wszystko inne, oglądanie Avengersów było dla mnie niesamowitym źródłem rozrywki. Jasne, nie jest to film bezbłędny i z czasem zaczyna się dostrzegać pewną wtórność w produkcjach Marvela, a znajomość serialu Agents of SHIELD sprawiła, że pozostałam obojętna na śmierć pewnej postaci, ale i tak bawiłam się doskonale. Dopiero teraz, widząc postacie znane z innych filmów na jednym ekranie, doceniłam siłę spójnego uniwersum. Avengersi to szybka akcja i dużo scen walk, ale przede wszystkim doskonałe postacie (Loki, Thor, Iron Man - sama pogubiłam się kto jest moim ulubieńcem) i ogromna dawka humoru. podejrzewam, że większość z Was widziała już ten film, ale mimo wszystko - polecam.

★★★★★★★☆☆☆

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala