Na gigancie, Peter May


O tym, że powinnam zapoznać się z twórczością Petera Maya wiedziałam już od dawna. Wiadomość o tegorocznej premierze jego powieści wzbudziła spory entuzjazm m.in. na facebookowym fanpage'u Kawiarenki Kryminalnej, który od jakiegoś czasu jest moim niezawodnym źródłem rekomendacji jeśli chodzi o kryminały, thrillery czy inne powieści “z dreszczykiem”. W tym wypadku nie potrzebowałam więc już dalszej zachęty i kiedy tylko „Na gigancie” trafiło do mojej biblioteczki, znalazło się na szczycie stosu do przeczytania. Powiem szczerze, absolutnie nie tego oczekiwałam co nie oznacza równocześnie, że czuję się w jakiś sposób rozczarowana lekturą. 

Jack i czwórka jego rówieśników z Glasgow nie tworzą typowej grupki bliskich przyjaciół, ale łączy ich pasja do muzyki i pragnienie wolności. Pasmo niepowodzeń motywuje ich do tego aby opuścić rodzinne miasto i zawalczyć o swoje marzenia - całą piątką wyruszają do Londynu by rozpocząć karierę muzyczną. Pięćdziesiąt lat później Jack wciąż dręczony jest wydarzeniami z przeszłości. Jego życie stanowi pasmo niepowodzeń na gruncie zawodowym i prywatnym, a także ucieleśnienie przeciętności. Zabójstwo starszego mężczyzny - aktora ukrywającego się przez laty przed policją - na nowo przybliża Jacka do Mauriego i Dave’a. W nieco okrojonym składzie na nowo wyruszają w podróż. 

Chociaż „Na gigancie” otwiera scena morderstwa i niemal od początku pozostajemy świadomi popełnienia jeszcze co najmniej jednej zbrodni, powieść Petera Maya dalece odbiega od typowego kryminału. Owszem, tworzy to pewnego rodzaju atmosferę niepokoju i tajemnicy, a chęć poznania prawdy sprzyja szybkiej lekturze, ale intryga kryminalna nie jest najważniejszym punktem całej historii. Co więcej, to nie ona zaważyła na mojej pozytywnej ocenie „Na gigancie”. Trudno mi nawet mówić o efekcie zaskoczenia jeśli chodzi o rozwiązanie tajemnicy bo moja uwaga została zwrócona w zupełnie innym kierunku. 

Na gigancie” opowiada naprzemienne historię rozgrywającą się współcześnie i przedstawioną z perspektywy narratora trzecioosobowego oraz tę sprzed pięćdziesięciu lat, gdzie narratorem jest Jack. Nie jest to jednak typowa sytuacja, w której poszczególne wątki łączą jedynie bohaterowie. Peter May zarówno współcześnie jak i w przeszłości skupia się na motywie podróży (chociaż słowo “ucieczka” jest chyba bardziej adekwatne) i udaje mu się dzięki temu przedstawiać zmiany jakie zaszły w poszczególnych bohaterach i silny kontrast pomiędzy charakterem poszczególnych podróży. Pierwsza ucieczka to muzyka, poszukiwanie siebie i zachłyśnięcie się wolnością. Druga - gorzkie spojrzenie na życie, pewien sentymentalizm i próba znalezienia spokoju. 

Pojawiają się w powieści Petera Maya sceny przerysowane a momentami wręcz niesmaczne, a jeśli ktoś zasiada do lektury, poszukując typowego kryminału, może poczuć się zaskoczony - niezupełnie pozytywnie. „Na gigancie” posiada jednak kilka mocnych atutów. Peter May skupia się na wątku męskiej przyjaźni, daje się też poznać czytelnikom jako uważny obserwator ludzkiej natury na różnych etapach  życia. Zachowanie bohaterów, na obu płaszczyznach czasowych, idealnie oddaje postawę prawdziwych osób w podobnym wieku. 

Chociaż zasiadając do lektury nie do końca tego się spróbowałam i trudno mi jednoznacznie stwierdzić co myślę na temat intrygi kryminalnej, „Na gigancie” i tak zdołało mnie do siebie przekonać. Powieść Petera Maya to opowieść o podróży, przyjaźni i muzyce, dobrze oddająca klimat lat 60 i zachowująca równowagę jeśli chodzi o humor, pewien sentymentalizm i tajemnice. Ciekawa jestem innych wcieleń autora, ale „Na gigancie” mogę Wam polecić już teraz. 

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Albatros 


Na gigancie” Peter May; tłum. Jan Kabat; wydawnictwo Albatros; Warszawa 2017 ★★★★☆

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala