Drogi Martinie, Nic Stone


Zapewne zauważyliście, że w ostatnich latach zaczęto przykładać ogromną wagę do tego by w powieściach odzwierciedlają różnorodność z jaką spotykamy się na co dzień w prawdziwym życiu; by wśród bohaterów przewijały się postacie o różnym kolorze skóry, pochodzeniu, orientacji seksualnej czy z pewnymi niepełnosprawnościami; a także by problematyka związana z przejawami dyskryminacji stanowiła element fabuły. Mam wrażenie, że niektóre z tych tematów nie są nam tak bliskie jak choćby Amerykanom, ale i tak coraz więcej historii wpisujących się w hasło „We need diverse books” dociera na polski rynek wydawniczy. Choćby „Drogi Martinie”.

Justyce McAllister jest jednym z najlepszych uczniów na swoim roku, unika podejrzanego towarzystwa i troszczy się o bezpieczeństwo nie tylko własne, ale też swoich znajomych. Ale to i tak nie wystarcza by uniknąć kłopotów - chłopak zostaje zakuty w kajdanki i odprowadzony do aresztu tylko dlatego, że chciał pomóc swojej pijanej byłej dziewczynie.  Justyce’owi trudno jest po tym wszystkim wrócić do normalnego życia a pisanie listów do Martina Luthera Kinga ma mu w pewnym sensie pomóc to jakoś uporządkować.  Tyle, że wkrótce cała sytuacja obiera jeszcze gorszy kierunek.

To ważne by przed lekturą „Drogiego Martina” wiedzieć do jakiego grona odbiorców Nic Stone starała się dotrzeć ze swoją powieścią; a jest ważne dlatego że wyjaśnia to pewne wybory autorki jeśli chodzi o sposób przedstawienia historii i język. Pisarka obrała bowiem za swój target tzw. „niechętnych czytelników” - nastolatków, którzy jeszcze nie odkryli w sobie miłości do słowa pisanego i których dopiero stara się zachęcić do dalszej lektury. To wszystko co świadczy na korzyść dla tego konkretnego odbiorcy - bardzo prosty język, przewaga dialogów i dynamiczna, momentami niemal fragmentaryczna fabuła - może być nieco rozczarowujące dla innych, ale też trudno jednoznacznie rozpatrywać to w kategoriach wad.

Pomimo tego, że w lekturze „Drogiego Martina” pobrzmiewa pewna sztuczność i infantylność, nie mam wątpliwości co do tego, że jest to historia wartościowa i ważna dla naszych czasów. Obok tematyki typowo młodzieżowej - pierwszych miłości, przyjaźni i problemów z własną tożsamością - Nic Stone kładzie nacisk na rasizm w różnych postaciach. Porusza kwestię podejrzliwości społeczności względem osób czarnoskórych i nieuzasadnionego użycia broni, ale także przypisywania ich sukcesu temu, że należy „wyrobić pewne normy” czy też ich wydłużonej drogi kariery.

Autorka proponuje przy tym niesamowitą różnorodność pod względem form. Wbrew temu co sama myślałam, nie jest to typowa powieść epistolarna - listy do Martina Luthera Kinga zostają wplecione w tradycyjną narrację pierwszoosobową, pojawiają się zapisy samych dialogów podczas debat a także fragmenty prasowych artykułów. Nawet jeśli pewne wypowiadane kwestie wydają się mieć zbyt wyniosły, moralizatorski charakter, kontekst (debata) wydaje się wystarczającym uzasadnieniem dla takiego tonu. Nic Stone nie boi się też użycia wulgaryzmów czy „mocniejszych słów”, ale też równocześnie nie epatuje nimi bez powodu.

Nawet jeśli problematyka „Drogiego Martina” jest bliższa amerykańskim niż polskim nastolatkom i tak powieść Nic Stone zasługuje na uwagę i chwilę refleksji. To doskonała lektura dla młodszego czytelnika i pretekst dla dalszej dyskusji o tym jak naprawdę wygląda „równouprawnienie” w naszych czasach. I mam nadzieję, że na polski rynek zacznie napływać coraz więcej pozycji odzwierciedlających nasze różne oblicza.

Drogi Martinie, Nic Stone; tłum. Mateusz Grzywa; wydawnictwo NieZwykłe; Oświęcim 2018 ★★★★☆

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala