Więzień labiryntu, James Dashner


Prawdę mówiąc nie planowałam lektury trylogii pana Jamesa Dashnera. Doszłam do wniosku, że mam na swoim koncie tyle porozpoczynanych serii, że nie potrzebuję kolejnej do kolekcji, zwłaszcza, że wizja roztaczana przez autora nie przemawiała do mnie w stu procentach. Dlaczego więc ostatecznie sięgnęłam po "Więźnia labiryntu" spytacie. Cóż, wszystkiemu winien jest Dylan O'Brien, który wciela się w rolę głównego bohatera w filmowej adaptacji. Strasznie nie sobą walczyłam, ale ostatecznie sympatia do aktora zwyciężyła. A że nie chciałam oglądać filmu bez znajomości pierwowzoru, przytargałam ze sobą książkę z miejscowej biblioteki.

Thomas nie wie kim są jego rodzice, kim jest on sam ani skąd wziął się w pogrążonej w ciemności windzie. Tak naprawdę jedyną rzeczą, którą pamięta jest jego imię. Kiedy winda dociera na miejsce, okazuje się że trafił do Strefy - otoczonej przerażającym labiryntem otwartej przestrzeni, zamieszkałej prze nastolatków, którzy - tak jak i Thomas - nie pamiętają nic z tego co się wydarzyło. Od czasu gdy trafili tym samym sposobem do Strefy, co dzień przeszukują Labirynt, szukając drogi wyjścia. Thomas różni się jednak od innych chłopców. A kiedy następnego dnia do Strefy po raz pierwszy trafia dziewczyna przynosząc dziwną wiadomość, wszyscy zaczynają dostrzegać zmiany. Czy to możliwe by Thomas i tajemnicza dziewczyna stanowili klucz do rozwiązania tajemnicy labiryntu?

Gdybym miała określić w skrócie swoje wrażenia po lekturze powiedziałabym tylko tyle - było OK. Bez fajerwerk, ale też i bez katastrofy. James Dashner posiada kilka asów w rękawie. Przede wszystkim trudno nie docenić całkiem odrębnego, nowego społeczeństwa. Biorąc pod uwagę wiek mieszkańców Strefy możnaby przypuszczać, że towarzyszy im nieustanny chaos. Tymczasem funkcjonowanie owego miejsca wydaje się doskonale przemyślane i realistyczne - nie każdy stara się odnaleźć drogę powrotną bo wszyscy mają własne zadania. To co stanowi najmocniejszy punkt "Więźnia labiryntu" to neologizmy wchodzące w skład strefowego slangu. Owszem, początkowo trudno się do nich przyzwyczaić, ale z czasem uczucie dyskomfortu mija.

Męskie grono czytelników powinno być szczególnie zadowolone z tego, że, przynajmniej w pierwszym tomie, nie mamy do czynienia z wątkiem miłosnym. James Dashner skupia się przede wszystkim na akcji. Niestety, w moim odczuciu odrobinę ona kuleje. Niektóre momenty zostają nadmiernie przeciągnięte w czasie - jak choćby pierwsza noc Thomasa za murami labiryntu, a inne wydają się być potraktowane po macoszemu jakby nie poświęcono im należytej uwagi. Trochę szkoda bo sam pomysł na fabułę ma predyspozycje do tego by nieco lepiej rozplanować dynamikę i potrzymać trochę czytelnika w niepewności.

Niestety, dużo w "Więźniu labiryntów" jest również rzeczy, które nie doczekały się wyjaśnienia. Owszem, to dopiero pierwszy tom serii więc z założenia jedynie nakreśla on świat przedstawiony, ale zupełnie mimo wszystko liczy na jakieś wytłumaczenie. Przez mnogość bohaterów niemożliwe jest też zżycie z każdą postacią z osobna. Kilka z nich natychmiast budzi sympatie - jak choćby Thomas, Minho czy Newt - ale pozostaje niedosyt że tak mało o nich wiemy. Tak samo jak w przypadku kreacji rzeczywistości jest to kwestia do nadrobienia w kolejnych tomach. Zobaczymy czy autor się o to pokusi.

"Więzień labiryntu" to kolejna propozycja młodzieńczej dystopii. James Dashner zachował pewną oryginalność przy kreowaniu owego świata - budzi podziw zwłaszcza przedstawione społeczeństwo czy specyficzny język streferów - ale nie jest to pozycja pozbawiona wad. Ja osobiście miałam dosyć mieszane uczucia i z łatwością wymieniłabym kilka lepszych pozycji w gatunku. Jeśli jesteście już zmęczeni dystopijnymi historiami, "Więzień labiryntu" to tytuł który spokojnie możecie sobie podarować. Ja po drugi tom jednak chyba mimo wszystko sięgnę - z czystej ciekawości czy autor rozwinie intrygujące mnie kwestie.

"Więzień labiryntu" James Dashner; wydawnictwo Papierowy Księżyc; Słupsk 2011 

0 comments