Sekret listu, Lucinda Riley


Myślę, że zdążyliście już zauważyć, że mój gust czytelniczy wymyka się raczej wszelkim kategoryzacjom. Czytam bardzo różnorodnie - poczynając od młodzieżówek, przez kryminały i thrillery, a na literaturze pięknej kończąc. Istnieje jednak kilka motywów, które wyjątkowo przyciągają mnie do lektury, a rodzinna tajemnica z przeszłości jest jednym z nich. Twórczość Kate Morton stanowi w moim odczuciu doskonały przykład na to w jaki sposób łączyć wątki z przeszłości z teraźniejszością, ale seria „Siedem sióstr" autorstwa Lucindy Riley również zdołała zaskarbić sobie moją sympatię. I dlatego nie mogłam się doczekać lektury „Sekretu listu" - nowej powieści autorki, tym razem spoza cyklu.

Joanna Haslam, młoda dziennikarka, zostaje postawiona pod ścianą - musi wziąć udział w nabożeństwie żałobnym upamiętniającym śmierć znamienitego aktora Jamesa Harrisona i przygotować na ten temat odpowiedni materiał. Nawet przez moment kobieta nie podejrzewa jednak do czego doprowadzi ją udział w tym wydarzeniu. Wkrótce po ceremonii Joanna otrzymuje list, od nieznajomej staruszki, którą spotkała podczas pogrzebu. Wszystko wskazuje na to, że kobieta znajduje się w posiadaniu skrzętnie utrzymywanej tajemnicy. Tajemnicy, w imię której niektórzy gotowi są do popełnienia najgorszej zbrodni.

„Sekret listu" posiada pewne punkty styczne z bestselerową serią autorki. Podobnie jak w przypadku „Siedmiu sióstr" tak i tu tajemnica z przeszłości staje się motorem wszelkich wydarzeń i osią wokół której zostaje zbudowana fabuła. Tym razem nie opowiada jednak swojej historii naprzemiennie, na dwóch płaszczyznach czasowych - wszystkie wydarzenia rozgrywają się pod koniec XX wieku, a rozwikłanie tajemnicy listu zostaje przedstawione za pośrednictwem dialogów. Nie traktowałabym tej odmiennej budowy w kategoriach wad i zalet - sama cenię sobie różnorodność dwutorowej narracji, ale już np. moja mama za nią nie przepada; wszystko leży zatem w kwestii waszego prywatnego gustu.

Sama intryga zbudowana wokół listu jest ciekawa i dobrze zbudowana - Lucinda Riley nie odkrywa za wcześnie wszystkich kart i długo trzyma swoich czytelników w niepewności. Żeby czerpać przyjemność satysfakcję z lektury należy zaakceptować pewną dozę absurdu i oderwania od rzeczywistości, ale przyznaję, że ten konkretny wątek pozytywnie mnie zaskoczył. Podoba mi się też to o czym Lucinda Riley pisze niejako między wierszami. Autorka w pewnym sensie obala stereotyp, z którym często stykamy się na co dzień - że posiadanie wpływowych bliskich zawsze jest zaletą i stawia nas na uprzywilejowanej pozycji.

Mimo całej mojej sympatii do autorki i jej powieści, nie mogę jednak nie wspomnieć o pewnych aspektach, które zakłóciły przyjemność jaką czerpałam z lektury. Niestety, nie da się ukryć, że w całej historii, zwłaszcza dialogach, pobrzmiewa pewna sztuczność. I nie chodzi nawet o nagminny problem bohaterki pt: „chciałabym, a boję się", ale też o tempo relacji czy fakt, że postacie wypowiadają się wyświechtanymi, zbyt górnolotnymi kwestiami rodem z filmów. W przypadku choćby „Siostry cienia" jakoś mniej rzucało mi się to w oczy.

Nie ukrywam, że seria „Siedem sióstr" przekonała mnie jednak jakby bardziej. Nie zmienia to jednak faktu, że „Sekret listu" wciąż jest lekką, ciekawą historią, z dobrze oddaną atmosferą tajemnic, przy lekturze, której można miło spędzić czas. I dlatego zachęcam Was do przeczytania tego tytułu, zwłaszcza jeśli już znacie i lubicie twórczość Lucindy Riley.

Sekret listu” Lucinda Riley; tłum. Paweł Lipszyc, Anna Esden-Tempska; wydawnictwo Albatros; Warszawa 2018  ★★★☆☆

A za możliwość lektury bardzo dziękuję wydawnictwu Albatros

0 comments