W jaki sposób śledzę swoje czytelnicze postępy?


Nie jestem najlepiej na świecie zorganizowanym człowiekiem. Od kilku miesięcy nie korzystałam ze swojego kalendarza; odkąd zaczęłam studia nie udało mi się przygotować postów „na zapas”, na okres gdy sama będę zajęta nauką do egzaminów (a zawsze to sobie obiecuję!); a dzień wypełniony od rana do wieczora czynnościami, które „koniecznie trzeba zrobić”, autentycznie wywołuje u mnie atak paniki. Są jednak pewne aspekty życia, które śledzę z pedantyczną wręcz dokładnością; gromadząc wszelakiego rodzaju listy i tabelę. A właściwie jeden taki aspekt - moje czytelnicze postępy. Kiedy w styczniu opublikowałam post z podsumowaniem 2017 roku, z wykresami i różnymi statystykami, sporo z Was wydawało się zaskoczonych - jak chciało mi się go przygotować? Tymczasem w rzeczywistości zabrał mi on znikomą ilość czasu - wszystkie dane zbierałam bowiem na bieżąco; w kalendarzu, arkuszach kalkulacyjnych i wszelkiego rodzaju portalach społecznościowych. 

Po co spytacie? Lubię od czasu do czasu zerknąć w jaki sposób prezentują się moje czytelnicze wybory; sprawdzić czy czytam wystarczająco różnorodnie, albo czy nie zaniedbuję swoich  domowych zbiorów (spoiler alert! Tak, zaniedbuję). I może dokumentowanie tego typu informacji w jednym miejscu byłoby wystarczającym rozwiązaniem, ale sprawia mi to zbyt dużo frajdy by z tego zrezygnować. A z jakich konkretnie narzędzi korzystam?

Lubimyczytac.pl i Goodreads

Przez bardzo długi okres czasu posiadałam konto tylko na jednym z portali - najpierw było to Lubimyczytac.pl, a potem Goodreads - ale nie tak dawno zaczęłam regularnie aktualizować informacje na obu profilach. Pozornie wykorzystuje je do podobnych celów - oceniania przeczytanych  lektur i budowania bazy tytułów, po które dopiero chciałabym sięgnąć; równocześnie jednak każdy posiada jakąś unikatową funkcję. Goodreads (poza tym, że po prostu preferuję jego system oceniania) dostarcza mi informacji na jakie zagraniczne premiery warto czekać i umożliwia uczestnictwo w corocznym wyzwaniu. Lubimyczytac.pl za to stanowi doskonałą bazę informacji jeśli chodzi o polskie wydania, w tym zapowiedzi. I nawet jeśli żaden z tych portali nie pozostaje bez wad, nie wyobrażam sobie zrezygnowanie z posiadania tam kont. 

Google spreadsheets

Arkusze Google’a są moim centrum dowodzenia. O ile zarówno Lubimyczytac.pl jak i Goodreads pozwalają mi jedynie na ocenę danego tytułu, o tyle w specjalnie przygotowanych arkuszach przechowuję wszystkie istotne dla mnie informacje. Jeden plik stanowi spis wszystkich posiadanych przeze mnie tytułów (z uwzględnieniem tego czy czytałam już daną pozycję), inny - bazę danych na temat lektur jakie przeczytałam w danym roku oraz moje postępy odnośnie postanowień noworocznych. Oprócz podstawowych informacji takich jak tytuł, autora czy ocenę, zapisuję także czy dana pozycja stanowi fragment serii; czy czytam ją po raz pierwszy czy kolejny; rok jej wydania i gatunek; płeć autora i jego pochodzenie; a także to czy książka pochodziła z moich domowych zbiorów, biblioteki, czy też była egzemplarzem recenzenckim. W ten sposób znam swoje nawyki i wiem co powinnam zmienić by jakoś urozmaicić swoje czytelnicze wybory np. nie czytać jedynie literatury amerykańskiej czy nowości. 

Bookly

Bookly to aplikacja mobilna, która śledzi nasze czytelnicze postępy. Posiada pewne punkty wspólne z Goodreads jak choćby możliwość aktualizowania przeczytanych  stron, ocenianie już skończonych książek, czy stawianie samemu sobie wyzwań. Ale równocześnie Bookly posiada pewne unikatowe funkcje, których nie znalazłam nigdzie indziej - liczy za mnie tempo mojego czytania (pod względem czasu i przeczytanych stron) i zapewnia wszystkie może niepotrzebne, ale dla mnie ciekawe statystyki. 

Reading journal

„Winę” za rozpoczęcie przeze mnie czytelniczego dziennika w całości ponoszą dwie zagraniczne bookstagramerki/booktuberki - Lotte z lottelikesbooks i Kayla z booksandlala. Obserwując ich profile, nie mogłam nie zarazić się ideą prowadzenia własnego „reading journalu”. Od kwietnia moje strony są dość monotematyczne, ale i tak je uwielbiam - notuję swój TBR, każdą książkę jaka do mnie trafia, a także wszystkie tytuły jakie uda mi się w danym miesiącu przeczytać. Ale moją absolutnie ulubioną stroną jest „page tracker”, umożliwiający mi wizualizacje tego ile stron czytam każdego dnia. 

*

Jestem niesamowicie ciekawa czy korzystacie, albo chociaż znacie któreś z tych narzędzi. A przede wszystkim - w jaki sposób wy, jeśli w ogole, śledzicie swoje czytelnicze postępy. 

0 comments