Wielokrotnie narzekaliśmy wspólnie na to, że polskie wydawnictwa posiadają skłonność do niekończenia serii, ale cuda się zdarzają. Po tym jak wydawnictwo Fabryka Słów zaprzestała publikowania Kronik Dziwnego Królestwa, pięć lat później Papierowy Księżyc postanowił dać im drugie życie. Kilka miesięcy temu doczekaliśmy się wznowienia pierwszego tomu, który swego czasu podbił serca czytelników a teraz na dniach planowana jest premiera kontynuacji - "Pierwszego dnia wiosny". Korzystając ze sposobności postanowiłam posmakować historii, która zaintrygowałą już drugiego wydawcę, ale niestety odrobinę się zawiodłam.
Ortan to nietypowe królestwo, w którym liberalny król obdarzony jest osobliwą klątwą i ani myśli znajdować sobie małżonki by obdarować lud długo wyczekiwanym dziedzicem; błazen Żak jest niebywałym kobieciarzem, którego humor wydaje się rozumieć jedynie sam władca; a królewski kuzyn - paladyn Elmar, bohater narodowy wplątany jest w związek z nimfą. Gdyby tego było mało, na dworze mieszka rownież nieletni mag - pół elf i bliski krewny króla, z tendencją do pakowania się w kłopoty. Tym razem jednak przesadził, przeciągając na druga stronę do królestwa niezbyt urodziwą dziewczynę. Olga, młoda studentka, która cudem uniknęła śmierci, wcale nie jest jednak zadowolona z przeniesienia do Ortonu i atakuje młodego maga. A to dopiero początek kłopotów.
Wbrew temu jakie mogliście odnieść wrażenie, Olga wcale nie stanowi głównej bohaterki powieści a jedynie jedną z kilku wiodących postaci. Oksana Pankiejewa przeskakuje między poszczególnymi bohaterami przeplatając ich teraźniejszość z przeszłością. A wszystko to powoduje lekki chaos w fabule i trzeba naprawdę uważnie śledzić tekst żeby się nie pogubić. Owszem, doceniam różnorodność jaką funduje autorka swoim czytelnikom, ale niektóre fragmenty aż proszą się o to aby je uporządkować. Nie rozumiem np. dlaczego opowieść Żaka o jego początkach jako przesiedleńca musiała zostać poszatkowana na mniejsze części i dlaczego pozostają na nas zrzucane nagle, bez jakiegoś wprowadzenia.
To co zaskoczyło mnie jednak najbardziej w trakcie lektury to fakt, że "Przekraczjąc granice" ewidentnie skierowane zostało do starszego czytelnika. I nie chodzi nawet o to, że w tekście pojawiają się wulgaryzmy a wódka i wszelakiego rodzaju alkohol leje się tam strumieniami - no a przynajmniej nie tylko o to. Razi przede wszystkim brutalność pewnych opisów i sceny erotyczne albo takie o erotycznym wydźwięku - zwłaszcza, że niektóre jak ta z udziałem Żaka wydają się po prostu niesmaczne.
Rozumiem co w "Przekraczając granice" może się podobać. Oksana Pankiejewa nie posiada może tak lekkiego i dowcipnego pióra jak Olga Gromyko do której nieustannie się ją porównuje, ale ten humor i tak się pojawia. Trudno rownież odmówić autorce kreatywności i oryginalności - zarówno w kontekście fabuły jak i portretów bohaterów. Nietuzinkowe, niezwykle charakterystyczne i dalekie od ideału postacie - z królem i Olgą na czele - zdecydowanie stanowią najsilniejszy punkt powieści. Nie zmieni to jednak faktu, że osobiście byłam zmęczona ową historią i że, koniec końców, byłam raczej rozczarowana.
Coś nie zaskoczyło. Jestem pewna, że "Przekraczając granice" to powieść, która zaczaruje wielu czytelników, co potwierdzają tylko liczne pozytywne opornie, ale ja tutaj spasuję. Oksana Pankiejewa miała ciekawy, oryginalny pomysł ale w moim odczuciu chciała dać swoim czytelnikom trochę za dużo - za dużo bohaterów, za dużo wątków a przez to za dużo momentów dezorientacji. Jeśli nie przeraża was lekki chaos, mnogość wątków i zdecydowanie "dorosły" charakter powieści, możecie dać temu tytułowi szansę. Osobiście jednak tym razem nie będę niczego polecać.
"Przekraczając granice" Oksana Pankiejewa; wydawnictwo Papierowy Księżyc; Słupsk 2016 ★★½
0 comments