Stacja Jedenaście, Emily St. John Mandel


Zaskakujące jest to jak wiele dobrego nasłuchałam się na temat owej pozycji, pozostając absolutnie nieświadoma faktu o czym tak naprawdę opowiada i jak wysokie miałam względem niej oczekiwania, nie doprecyzując tak naprawdę wcale na co liczę. "Stacja Jedenaście" od bardzo dawna figurowała na mojej niekończącej się liście powieści, których polskiej premiery oczekuję i kiedy wydawnictwo Papierowy Księżyc podało konkretną datę, zaczęłam zacierać ręce z niecierpliwości. I chociaż nawet teraz, po skończonej lekturze, nie jestem w stanie wam powiedzieć czy właśnie tego się spodziewałam, mogę z pewnością przyznać, że "Stacja Jedenaście" zasługuje na to by o niej mówiono - i to w samych superlatywach.

Kiedy rozpoczyna się spektakl "Króla Leara", nikt nie spodziewa się tego co wkrótce nastąpi. W trakcie przedstawienia znany aktor - Arthur Leander upada na scenę i, mimo szybkiej reakcji jednego z widzów - Jeevana byłego paparazzi, który obecnie szkoli się na ratownika medycznego, już z niej nie wstaje. Umiera na zawał. Widownia, młodziutka aktorka Kirsten i Jeevan rozchodzą się - każdy w swoją stronę. Tej samej nocy do miasta dociera epidemia gruzińskiej grypy. Piętnaście lat pózniej świat nadal odczuwa konsekwencje straszliwego wirusa. Zdziesiątkowani przez chorobę ludzie starają się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Technologia odeszła w zapomnienie, granice przestały istnieć i wszędzie szerzy się chaos. A niewielka trupa teatralna podróżuje między "miastami" wystawiając szekspirowskie dramaty.

Starałam się wam w jakimś stopniu przybliżyć fabułę "Stacji Jedenaście", ale tak naprawdę jest to bardzo trudne. Powieść Emily St. John Mandel nie posiada jednej wyraźniej osi fabularnej ani nawet konkretnej liczby głównych bohaterów. Autorka przeplata ze sobą wydarzenia sprzed, w trakcie i po epidemii, ukazując je z rożnych perspektyw i nie troszcząc się nawet o zachowanie odpowiedniej chronologi. Co dziwniejsze jednak, o ile tylko czytelnik uważnie śledzi kolejne elementy układanki w końcowym punkcie jest w stanie ułożyć z nich spójną, logiczną całość.

"Stacja Jedenaście" nie jest typową powieścią postapokaliptyczną , w której czytelnik zachwyca się szybko płynącą akcją i nagłymi zwrotami. Nie skupia się rownież na szczegółowym przedstawieniu świata po epidemii - choc pewne jego obrazy o tak poznajemy śledząc wędrówkę trupy teatralnej. Walory twórczości Emily St. John Mandel tkwią w czymś innym. Autorka kładzie bacik na zmiany jakie zaszły w wewnątrz ludzi na skutek przeżytych doświadczeń. Pisze o próbie racjonalnego wytłumaczenia epidemii, o konieczności przesunięcia granicy akceptowalnych zachowań i wreszcie o potrzebie odnalezienia nowego celu.

Świat, który kreuje Emily St. John Mandel  przeraża - nawet jeśli nie zostaje przedstawiony w najdrobniejszych szczegółach i pewne kwestie pozostają ukryte w formie milczącego stwierdzenia faktu (gdzieś między wierszami). I chociaż niewątpliwie Emily St. John Mandel czerpie z powieści postapokaliptycznych i dystopijnych, jest to pozycja która równie dobrze może podbić serca wielbicieli literatury pięknej - czy to ze względu na to niespieszne tempo, czy niezaprzeczalne walory moralne, czy wreszcie piękny, plastyczny język jakim posługuje się autorka.

"Stacja Jedenaście" to powieść, która nie zachwyci każdego czytelnika, co zresztą potwierdzają pewne rozczarowane głosy wsród polskich i zagranicznych czytelników. Równocześnie jednak jest to tego rodzaju pozycja, która posiada spory potencjał by zatrzasnąć czyimś czytelniczym światem i po prostu zachwycać. Jeśli przekonuje was pięknie spisana historia o wizji ludzkości po wybuchu epidemii, koniecznie dajcie powieści Emily St. John Mandel szansę. Ja jestem nią absolutnie zauroczona i nie miałabym nic przeciwko gdyby trwała jeszcze dłużej.

"Stacja Jedenaście", Emily St. John Mandel; wydawnictwo Papierowy Księżyc; Słupsk 2015  

0 comments