Mara Dyer. Przemiana - Michelle Hodkin


Wśród trylogii młodzieżowych panuje dziwna skłonność do raczej słabego w stosunku do pozostałych drugiego tomu - zupełnie jakby autorzy mieli pomysł na wstęp, posiadali w głowie jakiś koncept jak zakończyć  ową historię, ale nie mieli pojęcia co zrobić ze środkiem - ile mogą już zdradzić, a ile zachować na wielki finał.  Z doświadczenia nie nastawiam się więc na coś niezwykłego, nawet jeśli, tak jak w przypadku "Mary Dyer. Tajemnica", pierwszy tom wywarł na mnie ogromne wrażenie. Zdarzają się jednak wypadki, w których wszelkie obawy okazują się bezpodstawne - Michelle Hodkin udowadnia, że kontynuacja nie tylko może sprostać oczekiwaniom, lecz jest w stanie je również przekroczyć. 

Mara traci całkowitą kontrolę nad swoim życiem. Jeszcze do niedawna wydawało jej się, że brak zrozumienia i panowania nad własnymi zdolnościami to najgorsze co może jej się przydarzyć - myliła się. Teraz, kiedy Mara wie, że Jude wcale nie zginął w ruinach szpitala psychiatrycznego, jest gotowa na wszystko by obronić swoich bliskich. Nie jest to jednak wcale takie proste, zwłaszcza kiedy nikt nie wierzy w jej słowa, a rodzina zmusza ją do udziału w specjalistycznej terapii w  Horyzontach. Mara może liczyć tylko na siebie i Noaha.  Podczas gdy pozornie biernie poddaje się leczeniu, w rzeczywistości razem z chłopakiem prowadzi śledztwo na temat własnych zdolności. Mara musi udowodnić, innym i samej sobie, że wcale nie zwariowała. Zanim będzie za późno.

Swoją debiutancką powieścią Michelle Hodkin zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko. "Mara Dyer. Tajemnica" dała czytelnikom coś nowego - świat pełen niejasności i zawirowań, w którym fikcja wydaje się niemal niemożliwa do odróżnienia z rzeczywistością. Na młodzieżowym rynku wydawniczym dawno nie było równie wciągającej i różnej [od innych] powieści. Zresztą, o fenomenie tego tytułu możecie świadczyć fakt, że była  to chyba jedna z najliczniej czytanych w oryginale pozycji. Wydawało się więc niemal niemożliwe by po tak ogromnym sukcesie sprostać oczekiwaniom (tak wymagających i wybrzydzających) czytelników, a jednak, tak jak już wspomniałam, pani Hodkin udało się tego dokonać.

Pierwszy tom postawił przed nami niezliczoną ilość pytań. Niemal przez całą lekturę towarzyszyło nam poczucie niepewności co do tego czy przedstawione wydarzenia naprawdę mają miejsce. Wydawać by się mogło, że w kontynuacji Michelle Hodkin zrezygnuje z owej konwencji - że tym razem obok Noaha będziemy jedynymi osobami potrafiącymi ze stuprocentową pewnością uwierzyć w relacje Mary. Nic bardziej mylnego. Atmosfera i klimat, który czytelnicy pokochali poprzednio, towarzyszy nam również na przestrzeni całego tomu drugiego. Michelle Hodkin niejednokrotnie poddaje w wątpliwości prawdziwość przedstawionych sytuacji Zmusza do weryfikacji własnych spostrzeżeń i ponownego przyjrzenia się faktom. Właściwie jedyne odpowiedzi, które otrzymujemy pojawiają się wraz z zakończeniem. Choć i tak zamiast zaspokoić ciekawość czytelnika, raczej ją potęgują.

"Mara Dyer. Przemiana" wydaje się przy tym bardziej mroczna od poprzedniczki. Sceny budzące grozę i dreszczyk emocji jest sporo, zostały jednak umiejętnie porozrzucane między stronami by nie przytłoczyć od razu czytelnika. I nie chodzi mi tutaj tylko i wyłącznie o momenty rodem z filmów grozy jak choćby  deszcz martwych wron, ale także klimat, który Michelle Hodkin tworzy poprzez przybliżenie psychiki głównej bohaterki. Autorka umiejętnie ukazała emocje targające Marą. W trakcie niektórych scen niemal czujemy jej bezsilność i złość. Zwłaszcza, że, mimo że nie do końca wierzymy we wszystko co relacjonuje bohaterka, w pewnym stopniu odczuwamy względem niej nić sympatii i współczucia. 

To co wyróżnia "Marę Dyer. Przemianę" spośród innych młodzieżowych pozycji to także umiejętnie poprowadzony wątek miłosny. I nie chodzi mi tylko i wyłącznie o to, że obraz Daniela jaki otrzymujemy w trakcie lektury jest bliski męskiego ideału (choć nie przeczę, to też ma znaczenie). Michelle Hodkin udało się po prostu zachować odpowiednią proporcję między ukazaniem łączącego bohaterów uczucia, a akcją. Nie zostajemy przytłoczeni nadmiarem ochów i achów głównej bohaterki; nie natykamy się co chwile na przesłodzone sceny, które zamiast wywoływać przyjemne uczucie ciepła, wzbudzałyby jedynie irytacje. Michelle Hodkin pozwala nam odkryć siłę ich związku w trakcie prowadzenia właściwej akcji i chwała jej za to.

"Mara Dyer. Przemiana" stanowi dobrą, a nawet bardzo dobrą, kontynuację pierwszego tomu trylogii. Michelle Hodkin wciąż intryguje niepowtarzalnym klimatem niepewności, bezradności i strachu, a także doskonale nakreślonymi sylwetkami bohaterów. Tak samo jak "Mara Dyer. Tajemnica", tak i kontynuacja wydaje się być powieścią dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach - poszczególne, pozornie niezrozumiałe elementy, układają się w całość. Zakończenie nie przynosi jednak odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania. Jeśli pierwszy tom Was zachwycił, nie mam wątpliwości co do tego, ze uda się to również "Marze Dyer. Przemianie". A teraz nie pozostaje nam nic innego, jak niecierpliwie oczekiwać finału.


★★

A w wolnej chwili zapraszam Was także na pierwszą, serialową recenzję na blogu karolinakulturalnie

0 comments