Porzucone seriale


Wiecie, że uwielbiam seriale, mam wrażenie, że wspominam o tym tak często, że jest to pierwsza rzecz jaka kojarzy się Wam z moją osobą. Prawdopodobnie domyśliliście się również, że wykazuję tendencje do notorycznego poszukiwania coraz to nowszych produkcji, które mogłyby na dłużej przykuć moją uwagę (Pamiętacie trzy reguły - 1) - ciekawa, niebanalna fabuła; 2) przystojni bohaterowie i 3) rozwój wydarzeń, który łamie mi serce na miliony kawałeczków). To czego nie wiecie to fakt, że równocześnie z poszukiwaniem nowych tytułów dokonuje selekcji wśród tych obecnie oglądanych. 

Jeśli chodzi o seriale jestem chyba nieco bardziej wymagająca niż przy książkach. Stosunkowo łatwo przychodzi mi porzucenie produkcji, czy to na chwilę czy to na stałe. Czasami nawet nie chodzi o to, że dany tytuł zaczyna mnie nużyc, po prostu przestaję go uwielbiać. Właśnie dlatego lista porzuconych seriali zmienia się u mnie jak w kalejdoskopie,  z dnia na dzień. I choć  nie upieram się  że nigdy do tych tytułów nie wrócę (z drobną motywacją zrobiłabym to z przyjemnością), na dzień dzisiejszy owa lista prezentuje się następująco.


1. The Vampire diaries
"The Vampire diaries" był jednym z tych seriali, którego kolejne odcinki pochłaniałam bez końca - obserwowałam napisy końcowe po to by zaraz włączyć kolejny epizod; i tak aż do momentu gdy nadrobiłam wszelkie zaległości. Jednym z tych seriali, które sprawiały, że tuż po amerykańskiej premierze odcinka przeszukiwałam internet by znaleźć polskie napisy. I niestety jednym z tych seriali, które nie wiedziały kiedy powiedzieć STOP. Długo zwlekałam z tym by porzucić ową produkcję bo naprawdę darzyłam ją ogromnym sentymentem, ale gdzieś na początku piątego sezonu poddałam się. Poziom absurdu sięgnął zenitu a te czterdzieści parę minut zaczęły trwać godziny.  I nawet przystojna twarz Iana Somerhaldera okazała się niewystarczającą zachętą (a to już coś znaczy). Wątpię bym jeszcze wróciła do oglądania "The Vampire diaries" bo szkoda niszczyć tę resztkę miłych wspomnień jaka mi pozostała z oglądania dwóch (albo trzech ?) pierwszych sezonów

 Pochłaniając odcinki pierwszego sezonu nigdy nie pomyślałabym, że porzucę ten serial. Sam Ian Somerhalder jednak nie wystarczy.


2. Lost
Nie zawsze byłam takim serialoholikiem. Zanim w ogóle zdążyłam zainteresować się tematem, rozpoczęto już emisje szóstego sezonu "Zagubionych" na stacji TVP. W trakcje wakacji nadrobiłyśmy z Panną M. chyba dwa sezony - a może nawet kawałek trzeciego. Potem zaczęła się szkoła, więcej obowiązków a co za tym idzie mniej czasu wolnego (bo to były jeszcze te piękne czasy, kiedy naprawdę starałam się wypełniać wszelkie obowiązki zamiast zabijać czas i energię głupotami). Chociaż byłyśmy zachwycone tym co zdążyłyśmy zobaczyć, kiedy w końcu udało nam się wygospodarować wolną chwilę zdołałyśmy zapomnieć co zdarzyło się wcześniej - no i straciłyśmy motywacje, zwłaszcza, że zbiegło się to w czasie z nagłą falą krytyki na temat zakończenia serialu.

"Zagubieni" to idealny przykład na to, że nie można zwlekać zbyt długo z oglądaniem kolejnych odcinków

3. Reign
Wydaje mi się, że zachwycałam się tym serialem bardzo niedawno. Jeszcze przed moim uwielbieniem do "Once Upon a Time", ale już po tym jak porzuciłam "The Vampire diares" To dosyć specyficzna historia bo tak naprawdę nie porzuciłam "Reign" dlatego, że mnie znudził czy że gwałtownie się popsuł (nigdy nie był ideałem, ale to opowieść na osobny post). Po prostu mnie wkurzył. Tyle. Od początku postacią, która mnie zachwyciła był Bash (bo miał w sobie coś z Damona, albo tak mi się wydawało) i nie mogłam wybaczyć produkcji tego w jaki sposób go potraktowała. Zakończyłam seans na odcinku trzynastym a coraz częstsze negatywne komentarze na temat "Reign" i postaci Mary utwierdzają mnie w przekonaniu, że zrobiłam dobrze. Trochę szkoda, że stacja CW ma taką tendencję do tego by sprawiać mi zawód. - TVD, Reign a ostatnio coraz częściej Arrow. Mam nadzieję, że chociaż przy The 100 taka sytuacja nie będzie miała miejsca.

Kiedy scenarzyści skrzywdzą Twoją ulubioną postać, trudno zmusić się do dalszego oglądania serialu. 

4. How I Met Your Mother?
Strasznie chciałam pokochać ową produkcję, bo jest to jeden z ulubionych seriali wielu moich znajomych, ale wiecie, że ja i seriale komediowe jesteśmy praktycznie  z góry skazani na porażkę. Nie pomogły wysokie oczekiwania - "How I Mey Your Mother?" jest może i serialem o zadowalającym poziomie, ale nic ponad to i po obejrzeniu trzynastu pierwszych odcinków (po raz kolejny, to chyba jakaś moja pechowa liczba), dałam sobie spokój z resztą. Jeśli jakimś cudem moje stanowisko względem seriali komediowych ulegnie zmianie HIMYM będzie pierwszą produkcja po jaka sięgnę. Ale, przynajmniej na razie, nic na to nie wskazuje. 

Idea seriali komediowych nigdy mnie szczególnie nie pociągała a produkcji HIMYM niestety nie udało się tego zmienić 

5. Downton Abbey
"Downton Abbey" należy do tej kategorii seriali, które nie zdążyły mnie jeszcze zawieść spadkiem formy. Po prostu po maratonie pierwszego sezonu i połówki drugiego, oderwałam się na chwilę od owego świata i jakoś już do niego nie wróciłam. Ktoś zaspoilerował mi śmierć dwóch postaci  a na dodatek zewsząd zaczęły do mnie docierać opinie  o nagłym spadku formy "Downton Abbey" - raczej nie działa to zbyt motywacyjnie by nadrobić zaległości, Jeśli jednak powrócę do jakiejkolwiek produkcji to prawdopodobnie będzie to właśnie ten tytuł. 

Kolejna lekcja na dziś, spoilery raczej nie motywują do oglądania seriali. Nawet tak klimatycznych jak Downton Abbey

6. Beauty and the beast
Mimo że serial zbierał raczej negatywne opinie od samego początku, ja byłam zachwycona pierwszym sezonem (a już na pewno jego pierwszą połową). Podobało mi się, ze w każdym odcinku obserwujemy inne sprawy policyjne a wątek Cat i Vincenta rozwija się stopniowo, bardzo powoli, na ich tle.  I żałuję, ze twórcy porzucili swój pierwotny pomysł. Bo kiedy relacje między głównymi bohaterami zdominowały całą fabułą, wszystko się posypało. Szkoda, bo wiele sobie po tym serialu obiecywałam, ale nieustanne wzloty i upadki w związku nie wystarczą by utrzymać mnie  przez te czterdzieści minut przed ekranem... (Swoją drogą, właśnie się zorientowałam, ze to kolejna produkcja CW)

Kiedy głównym wątkiem serialu stają się rozterki sercowe głównych bohaterów nie wróży to niczego dobrego na przyszłość. 

7. Make it or break it
"Make it or break it"  nigdy nie należał do najpopularniejszych serialów i chyba w tym tkwił problem. Chociaż dla mnie i Panny M. ta produkcja była hitem jakiegoś lata - dwa albo trzy lata temu - nasz entuzjazm nie trwał zbyt długo. Kolejne wyolbrzymione dramaty sprawiły, ze wstrzymałyśmy się z oglądaniem kolejnych odcinków. A kiedy stacja ABC zdecydowała, że rezygnuje z emisji reszty epizodów, doszłyśmy do wniosku, że nadrabianie tych kilkunastu zaległych odcinków po prostu mija się trochę z celem. 

Świadomość, ze nigdy nie pozna się zakończenia większości wątków jest zdecydowanie zbyt frustrująca by kontynuować oglądanie serialu 

8. Glee
Zanim zaczęłam oglądać serial zdążyłam się już zakochać w co poniektórych ich coverach. Zresztą, ten do piosenki Michaela Jacksona "Smooth criminal" uwielbiam do dziś,  Sęk w tym, że dobre piosenki to jednak dla mnie trochę za mało jeśli chodzi o serial. Rozumiem tą całą "komediową" konwencję, ale nic na to nie poradzę, że humor Glee jest jak dla mnie zdecydowanie zbyt specyficzny i momentami za bardzo zbliża się do parodii (których po prostu nie znoszę, zwłaszcza w nadmiernych ilościach). Pozostanę więc przy okazjonalnym przesłuchiwaniu soundtracków, a od samego serialu będę się trzymała z daleka.

Dobra, a momentami nawet bardzo dobra muzyka, to jednak trochę za mało jak na serial.

9. Homeland
Problem z "Homeland" polega na tym, że rozpoczął się naprawdę genialnie. Pierwszy sezon w niczym nie przypomina tak naprawdę innych produkcji i zaskakuje obserwatora ciekawą fabułą, unikatową atmosferą i doskonale nakreślonymi sylwetkami bohaterów. Sęk w tym, że drugi sezon traci już nieco na jakości, a że nie jest to coś lekkiego i łatwego w odbiorze, trudno przez niego przebrnąć. Z wielu źródeł dochodzą mnie jednak słuchy, że czwórka znowu zachwyca i chciałabym się o tym przekonać na własnej skórze. Kiedyś. 

Homeland cierpi niestety na syndrom spadku formy. Po genialnym pierwszym sezonie, drugi już nie zachwyca.

Oglądaliście którąś z powyższych produkcji i uważacie, ze warta jest dalszego zachodu? Za wyjątkiem "Make it or break it" i "Glee" jestem skłonna powrócić do każdego z nich przy odpowiedniej porcji motywacji. Poza tym jestem ogromnie ciekawa czy i Wam zdarza się porzucać jakieś seriale. A jeśli tak -  które dokładnie.

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala