Podsumowanie Bookathonu, zima 2015


Jeśli nie śledzicie mojego fanpage'a na facebooku, prawdopodobnie jesteście zaskoczeni pojawieniem się tego posta. Nie wspominałam nigdzie o tym, że zamierzam uczestniczyć w drugiej edycji bookathonu a co za tym idzie - w przeciwieństwie do pozostałych osób - nie tworzyłam żadnego szczególnego TBR-u. Chęć uczestnictwa w książkowym maratonie narodziła się u mnie spontanicznie, pierwszego dnia całego wydarzenia (30 listopada). A że przez lwią część listopada towarzyszył mi dziwny marazm czytelniczy, tym chętniej postanowiłam wykorzystać ten nieco nieoczekiwany i zaskakujący entuzjazm by zmniejszyć stosy czekających na mnie pozycji.    

Podejrzewam, że większości z Was jest znajoma idea Bookathonu, ale na wszelki wypadek wyjaśniam, że chodzi o tygodniowy maraton wzmożonego czytania organizowany przez dwie cudowne polskie booktuberki - Ewelinę Mierzwińską z bloga i kanału Ewelina Mierzwińska oraz Anitę z kanału Book Reviews by Anita. W czasie jej trwania chodzi o to by czytać jak najwięcej i angażować się we wszelakiego rodzaju wyzwania, przede wszystkim jednak - by czerpać radość z lektury. Obecna edycja rozpoczęła się 30 listopada i trwała do wczoraj - 6 grudnia. A jak sobie poradziłam? Całkiem nieźle.

MOJE ZMAGANIA

Nieszczególnie przyjrzałam się wszystkim wyzwaniom i w gruncie rzeczy  służyły mi one tylko jako pomoc w doborze kolejnej lektury. Pierwszego dnia moim priorytetem było przede wszystkim skończenie "Wybranej" Naomi Novik, którą czytałam od początku listopada. Ostatnie 177  stron czytało mi się zdecydowanie lżej i szybciej niż resztę książki, ale  jednak nie dołączę do grona ochów i achów na temat tej pozycji. Za lekturę tramwajową obrałam tego dnia "Ogród Kamili" co przyniosło kolejne 43 strony, a przed samym snem rozpoczęłam jeszcze swoją przygodę z Rickiem Riordanem i jego "Złodziejem pioruna". Poniedziałek był całkiem imponującym dniem, ale to wtorek okazał się najbardziej owocny. Podróżując na i z uczelni przeczytałam kolejne 103 strony "Ogrodu Kamili" (widać jak długą podróż odbywam), a po południe i wieczór spędziłam znowu z Percy'm Jacksonem. Przeczytanie 204 stron "Złodzieja pioruna" wcale nie jest wyczynem - Rick Riordan ma tak fenomenalny styl pisania, że człowiek sam nie wie, kiedy kończy lekturę.

W środę skupiłam się głównie na "Ogrodzie Kamili". Przeczytałam ostatnie 221 stron, ale niestety muszę przyznać, że jest to albo a) bardzo słaba pozycja spod pióra pani Katarzyny Michalak albo b) po prostu ja wyrosłam z jej stylu pisania. Ogromnie się zawiodłam  i po skończonej lekturze szukałam czegoś co mogłoby mi to wynagrodzić i zmazać złe wrażenie  - stąd 38 stron "Pisanego szkarłatem". Czwartek był dniem "domowym", a przy tym najmniej owocnym. Czułam nad sobą widmo dwóch ważnych wystąpień i zdołałam się skoncentrować jedynie na tyle by przeczytać 111 stron "Pisanego szkarłatem".

Od piątego do siódmego dnia skupiłam się na dwóch pozycjach - "Zabić drozda" oraz "Pisane szkarłatem". Ta pierwsza służyła mi głównie jako lektura tramwajowa, mimo dosyć ciężkiego tematu i udało mi się ją skończyć (całe 394 strony) do ostatniego dnia bookathonu. Jeżeli chodzi o powieść Anne Bishop - wciąż mam przed sobą jeszcze kilka rozdziałów, ale w ciągu tych kilku dni przeczytałam kolejne 202 strony tej fantastycznej cegiełki.

Łącznie przeczytałam  zatem 1543 strony. Zdołałam w całości zapoznać się z trzema powieściami, zakończyć jedną pozycje rozpoczętą przed bookathonem i rozpocząć kolejną. Chyba jest z czego być dumnym. 

WYZWANIA

Tak jak mówiłam, nie do końca wybierałam lektury pod wyzwania, ale i tak znaczną większość udało mi się spełnić - czasami drobnymi oszustwami. Jako Książkę z czymś czerwonym na okładce mogłabym  uznać "Wybraną" - i zanim mnie wyśmiejecie przyjrzyjcie się jej czcionce. Książka z listy BBC i równocześnie lektura szkolna, której nie przeczytałaś to "Zabić drozda" Harper Lee. Wiem, że w naszym kraju pozycja ta nie znajduje się w kanonie lektur, ale jako że byłam porządnym uczniem i tak zapoznałam się z wszystkimi przewidzianymi dla mojego rocznika tytułami. Tytuł, który zdobył jakąś nagrodę literacką oraz pozycja, którą wybrał dla Ciebie ktoś inny to cudowny "Złodziej pioruna" Ricka Riordana. A książka polskiego autora to oczywiście nieszczęsny "Ogród Kamili". Biorąc pod uwagę, że przeczytałam 1543, czyli ponad wymagane 1500, możnaby więc uznać, że z moimi drobnymi oszustwami udało mi się wypełnić wszystkie rzucone przez organizatorki wyzwania.

Akcje tego typu zawsze napełniają mnie optymizmem i energią do dalszego czytania i dlatego nie wątpię, że to nie ostatni raz, kiedy wezmę udział w bookathonie- Was również gorącego do tego zachęcam. Życzę Wam cudnego zaczytanego tygodnia!

P. S. Zaszywam się w kacie i nie wychodzę z niego aż do marca. Finał OUAT całkowicie mnie zniszczył i pozostawił w rozsypce. Jak mam przeżyć w takim stanie sesje i doczekać nowych odcinków?

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala