Niebo jest wszędzie, Jandy Nelson


Jeśli śledzicie książkową blogosferę albo przynajmniej zagraniczny booktube, nazwisko Jandy Nelson z pewnością nie jest Wam obce. "Oddam Ci słońce" (czy jak kto woli - "I'll give you the sun") jest jedną z nielicznych pozycji, która zachwyciła niemal wszystkich i to na obu półkulach. Mimo że ten potencjalny fenomen czeka już na mojej półce, zanim zabrałam się za jego lekturę, zapoznałam się z debiutem autorki. "Niebo jest wszędzie", wydane już dobre parę lat temu, nie odniosło tak oszołamiającego sukcesu, ale te nieliczne głosy jakie zebrało również było raczej pozytywne. Tylko czy słusznie?

"Niebo jest wszędzie" to opowieść o siedemnastoletniej Lennie. Dziewczyna, wychowywana przez babcię i wuja - parę ekscentryków, zmaga się obecnie z żałobą po siostrze. Jej niespodziewana śmierć zburzyła już i tak niepewny świat nastolatki i teraz Lennie stara się go jakoś na nowo odbudować. Tylko, że wcale nie jest to takie proste. Lennie jest rozproszona - pojawieniem się nowego chłopaka Joego i tym jakie budzi w niej emocje; bliskością jaka pojawia się między nią a Toby'm - chłopakiem jej zmarłej siostry; i tym, ze nagle nie potrafi się już dogadać nawet ze swoją najlepszą przyjaciółką. A najgorsze w tym wszystkim jest to, ze Lennie nie jest już wcale taka pewna kim była jej siostra i kim jest ona sama.

"Niebo jest wszędzie" to taka typowa historia o dorastaniu - pierwszej miłości, odkrywaniu własnej cielesności i próbie zrozumienia samego siebie - wzbogacona jednak o motyw żałoby. I pod tym względem to piękna opowieść. Jandy Nelson pokazuje, ze nie tylko jest dobrą pisarką, ale i wrażliwym człowiekiem. Udaje jej się oddać ból i tęsknotę za bliska osobę, ale także niesamowite poczucie osamotnienia, nawet w otoczeniu rodziny i przyjaciół. Rozumiem skąd wziął się pomysł na ukazanie relacji Lennie&Toby, ale mnie to nie przekonuje - Jandy Nelson udało się oddać cielesne przyciąganie, ale nie bliskość i zrozumienie w obliczu tragedii, i niestety raziło mnie to w oczy.

Doceniam również formę w jakiej Jandy Nelson przedstawia historię Lennie. Mimo że zamieszczone niemal przed każdym kolejnym rozdziałem (lub tuż po nim) fragmenty poezji czy też szczępki dialogów, nie wnoszą aż tak wiele do samej opowieści, stanowią miły dodatkowy smaczek.Zwłaszcza, że ów dodatki nie są zwykłymi fragmentami - fotografie starają się (z lepszym lub gorszym efektem) ukazać je w takiej formie jak wskazuje na to Jandy Nelson w przypisie - na kubku po kawie, kartce wciśniętej gdzieś pod kamień itp. A biorąc to wszystko pod uwagę, sama jestem zdziwiona, że nie pokochałam debiutu Jandy Nelson tak jak niektórzy z Was - tylko widzicie, po prostu coś nie zaskoczyło. 

Przepadam za opowieściami, w których młode osoby starają się znaleźć jakoś sposób by zdefiniować samego siebie. Ale już to jak ukazała to Jandy Nelson niekoniecznie przypadło mi do gustu. Po śmierci siostry Lennie ledwo zrobiła jakiś krok by zrozumieć kim jest bez niej u boku a zaraz pojawiła się kolejna osoba - Joe. Oczywiście, nowy chłopak w sąsiedztwie, do którego dziewczyna niemal od razu poczuła coś więcej. Żałuję, że Jandy Nelson nie poprowadziła dalej wątku matki dziewczyn - bo chyba on w całej historii intrygował mnie tak naprawdę najbardziej. Jestem tez chyba jedyną osobą, która nie pokochała z miejsca wuja i babci Lennie, ale dla mnie były to po prostu postacie aż nazbyt przerysowane.

"Niebo jest wszędzie" to jedna z tych historii, która posiada ogromny potencjał by ją pokochać., ale równocześnie trzeba mieć świadomość tego, że nie w każdym przypadku może to wypalić. Opowieść o żałobie i odkrywaniu samego siebie autorstwa Jandy Nelson to ciekawa pozycja młodzieżowa, ale osobiście miałam wobec niej chyba zbyt wysokiego wymagania. Niestety. miałam okazję zapoznać się z pozycją o podobnej problematyce i na jej tle "niebo jest wszędzie" wypadło po prostu słabiej. Wciąż mam nadzieję, że "Oddam Ci słońce" mnie oczaruje, ale na tą chwilę jednak obniżam nieco swoje oczekiwania.

"Niebo jest wszędzie" Jandy Nelson; wydawnictwo Amber: Warszawa 2011 

0 comments