Time&places book tag


To była miłość od pierwszego wejrzenia - moja do tego tagu książkowego, który, wiem to na pewno, zagości tutaj jeszcze nie raz. Już kiedyś wspominałam, że kocham w książkach nie tylko historie spisane na ich kartach, ale także te, które się z nimi wiążą - co skłoniło nas do danej lektury, na jakim byliśmy wówczas etapie w życiu, gdzie przebywaliśmy w trakcie czytania. Wbrew pozorom, wszystko to wpływa na sposób w jaki zapamiętamy daną pozycję. I właśnie dlatego tak ubóstwiam owy tag - bo kładzie nacisk na ten aspekt procesu czytania. Sam tag, jak zresztą większość, narodził się na zagranicznym booktubie (a dokładniej rzecz biorąc na kanale Jen Campbell) - i ku memu ogromnemu zdziwieniu nie znalazł jeszcze miejsca w naszym zakątku literatury - a polega na wybraniu kilku książek kojarzących się z jakimś szczególnym miejscem/okresem w waszym życiu i przywołaniu owej historii. Mam nadzieję, ze pokochacie go równie mocno i przyłączycie się do zabawy.


Zabawne jest to, że niemal zupełnie nie pamiętam fabuły owej powieści, za wyjątkiem kilku, wyjętych z kontekstu scen, które nawiedzają moją pamięć nagminnie Pamiętam za to doskonale, że pochłaniałam ją podczas wakacji w Grecji - a musicie wiedzieć, że było to gdzieś na początku XXI wieku, kiedy chodziłam jeszcze do podstawówki - na plaży, przed snem i w trakcie przeszło dwudziestoczterogodzinnej podróży autokarem czyli dosłownie wszędzie. A że byłam wówczas niedoświadczonym szkrabem, nieświadomym swoich czytelniczych zdolności, wzięłam ze sobą za mało książek i przeczytałam "Złotko, skarb, słoneczko" w trakcie tej podróży dwukrotnie. Jestem pewna, że gdybym posiadała swój własny egzemplarz, a nie biblioteczny, zachowałyby sie ziarenka pisaku między stronami.

Trzy metry nad niebem, Federico Moccia

Pamiętam, że wówczas, a był to rok 2011, jedyną szansą na lekturę było skorzystanie z zasobów biblioteki. Co gorsza, nie istniała wówczas elektroniczna funkcja rezerwacji, więc po każdy egzemplarz trzeba było wybierać się "w ciemno". Jak to miało miejsce stosunkowo często w tamtych latach, byłam chora, ale Panna M. poświęciła się specjalnie dla mnie i by umilić mi choć trochę choróbsko przytachała stosiszcze ksiąg, w tym także "Trzy metry nad niebem" właśnie. A że oczywiście byłam zachwycona historią miłości bad boy'a i grzecznej uczennicy, po lekturze urzeczona obejrzałam także ekranizację. Dziwne, ale po kontynuacje w końcu nigdy nie sięgnęłam.

Mroczny sekret, Libba Bray

Bardzo długo moja biblioteczka świeciła pustkami a ja ograniczałam się jedynie do lektury egzemplarzy bibliotecznych. W pewnym momencie zakochałam się jednak w idei posiadania własnego księgozbioru. "Mroczny sekret" był pierwszym tytułem, który rozpoczął świadomy proces budowania własnej, wymarzonej biblioteczki. Oczywiście, czytanym niemal natychmiast po zakupie, bo wówczas tak się właśnie robiło. Mam bardzo nostalgiczne podejście do tego egzemplarza i chociaż wątpię by na chwilę obecną seria spodobała mi się w takim samym stopniu co wtedy, jakoś nie wyobrażam sobie bym mogła się go pozbyć.

Pandemonium, Lauren Oliver

Pierwsze tak bolesne zetknięcie z rzeczywistością. Długo zwlekałam z lekturą "Delirium", ale kiedy się już do tego zabrałam zostałam absolutnie zaczarowana. I potrzebowałam kolejnego tomu już, teraz, natychmiast. Tylko, że nigdzie go nie było - ani na stronie empiku, ani matrasa, ani nawet wydawnictwa (a wówczas postrzegałam to jako jedyne możliwe opcje). Pamiętam też jak chodziłam po pamiętnym empiku na rynku, tuż przed jego zamknięciem, gdzie wszędzie wisiały plakaty z "ostateczną wyprzedażą". I jak rzuciłam się w kierunku jednego, jedynego egzemplarza. "Pandemonium". Nigdy wcześniej i nigdy później nie skończyłam serii tak szybko i przy takim natężeniu emocji.

Błękit szafiru, Kerstin Gier

Kupiłam swój egzemplarz na Targach Książki w Krakowie w 2011 roku i odłożyłam na półkę uznając, że to jeszcze nie jego czas i miejsce. Przeleżał tam kilka dobrych tygodni, jak większość tytułów, a potem jakoś tak zaczęłam się mu przyglądać. I znalazłam - krótki fragment recenzji pierwszego tomu serii, opatrzony adresem mojego bloga. Nie wiem co ucieszyło mnie bardziej - zobaczenie własnych słów wydrukowanych w książce czy właśnie ten element niespodzianki. To kolejna książka, do której posiadam ogromny sentyment, niekoniecznie ze względu na treść. 

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala