Kiedy powiem sobie dość czyli dlaczego porzucamy seriale?


Porzucanie seriali tylko z pozoru wydaje się czymś łatwym. . Bo chociaż nikt nie stoi nad nami z batem wymuszając oglądanie kolejnego odcinka, ciężko jest pożegnać się ze znanymi bohaterami i przyznać - nawet samemu przed sobą - że dana historia nie sprawia już tyle samo frajdy co kiedyś. Niektóre produkcje ogląda się z przyzwyczajenia, inne z sympatii do jednego, konkretnego bohatera ( Tak! Patrzę teraz na Ciebie Ianie Somerhalderze), a jeszcze kolejne z przekonania, że poziom na pewno jeszcze się podniesie , a nawet jeśli nie to przynajmniej wkrótce doczekamy się rychłego zakończenia (ekhem, ekhem, ekhem... Pretty Little Liars...ekhem, ekhem, ekhem).

W trakcie kompletowania listy porzuconych przeze mnie seriali odkryłam jednak kilka powodów, które znacznie ułatwiają podjęcie takiej decyzji (żeby nie powiedzieć, że całkowicie rozwiązują problem i eliminują wszelkie wątpliwości) I choć niektóre z nich wydają się oczywiste, inne zdecydowanie nie przyszły mi wcześniej do głowy (chociaż, gdy raz zostały ubrane w słowa, jak to zwykle bywa, nie mogę się ich pozbyć z pamięci). Jestem ciekawa czy sprawdzają się także w Waszym przypadku.

Anulowanie serialu - Rzadko kiedy oglądam jakąś produkcję na bieżąco, od pierwszego odcinka . Z reguły zanim przekonam się do jakiegoś konkretnego tytułu ma on już za sobą co najmniej jeden cały sezon(tak, uwielbiam maratonować sobie seriale, ale to raczej temat na osobny post). Nie ma jednak chyba nic gorszego niż dowiedzenie się, w trakcie całego tego nadganiania, że i tak nie dowiemy się zakończenia, bo stacja zrezygnowała z emisji - zwłaszcza w trakcie trwania sezonu, gdy piętrzy się przed nami góra pytań bez odpowiedzi. Podobna sytuacja miała u mnie miejsce kilka lat temu, w trakcie oglądania Make it or break it i do dziś dzień nie nadrobiłam zaległych epizodów - i prawdopodobnie już tego nie zrobię.

Ciężko oglądać jakąkolwiek produkcje gdy wiesz, że nie doczekasz się  satysfakcjonującego końca

Spoiler! - Należę do szerokiego grona osób, które, mimo wszystko, przepadają jednak za niespodziankami. Lubię być zaskakiwana (wcześniejsze przewidzenie wątków wcale nie sprawia, że czuję się mądrzejsza; co najwyżej podważa moją dobrą opinię na temat inteligencji scenarzystów), najlepiej każdą kolejną minutą.  I o ile pogodzę się jeszcze z tym, że ktoś zaspoileruje mi jakiś jeden, poboczny wątek - zwłaszcza, że z reguły sama jestem sobie winna bo Facebook i Twitter wszystko wiedzą wcześniej - o tyle wcześniejsze poznanie zakończenia całego serialu całkiem pozbawia mnie motywacji. Wiem jaki był finał historii Teda z HIMYM, co wydarzyło się na samym końcu Lostów i kim okazała się Plotkara z Gossip Girl. Chociaż nigdy nie dotarłam nawet do połowy epizodów (Dobrze, że przynajmniej nie wiem kim jest -A).

Facebook wszystko wie wcześniej. I może Ci o tym powiedzieć, nawet jeśli w ogóle nie masz na to ochoty

Zanim zapomnę... - Chociaż maratonuję seriale z wielu powodów (again, temat na cały oddzielny post) jeden z nich zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie. O ile nie oglądam odcinków z przynajmniej pozorną regularnością albo tracę serce do danej produkcji, albo, co gorsza, zapominam co działo się wcześniej. I  o ile miłość może jeszcze powrócić (starczy jeden mały impuls) o tyle ze sklerozą naprawdę nie ma żartów. Owszem, teoretycznie można oglądnąć odcinki od nowa, ale a) kto by miał na to wszystko czas i b) towarzyszy temu dziwne nieprzyjemne uczucie deja vu.

Pamięć dobra, ale krótka również nie sprzyja oglądaniu seriali

Miłość rośnie wokół nas - Jestem romantyczką. Taką do kwadratu, która niemal w każdym serialu stara się znaleźć jakąś parę, której mogłaby kibicować. Nie przeszkadzają mi więc wątki romantyczne (wręcz przeciwnie!) do czasu gdy nie przyćmiewają one głównego wątku. Najgorsze co może przydarzyć się fabule to oparcie całej historii jedynie na związkach głównych bohaterów. Żadne uczucie nie jest na tyle interesujące by stanowiło centrum wydarzeń wszystkich odcinków i by widz oglądał w kółko i w kółko jego wzloty i upadki. Podobny błąd popełniło choćby Beauty and the Beast i zdecydowanie nie wyszło mu to na dobre.

Miłość to ciekawe tło dla fabuły, ale na pewno nie sprawdza się jako jej podpora

Musisz odejść - Serial nie ogląda się tylko dla wątku romantycznego czy  też jednego, konkretnego bohatera - przynajmniej z zasady bo w praktyce i tak chyba każdy tak robi, aż wstyd przyznać ile zwlekałam z porzuceniem The Vampire Diaries  tylko ze  względu na postać Damona.. Znajduje się swojego faworyta, z większą uwagą śledzi jego losy i planuje dla niego zakończenie z kategorii tych szczęśliwych. A potem trudno pogodzić się z tym, że nie wszystko potoczyło się właściwym torem bo scenarzyści a) postanowili mu dać solidnego kopa tudzież (zdecydowanie bardziej dramatycznie i traumatycznie) b) pozbawili go życia. Tak trudno, że czasami całkowicie rezygnuje się już z dalszego oglądania.

Powinna istnieć jakaś niepisana zasada by nie krzywdzić naszych ukochanych postaci  

Kameleon - Pozostając przy ulubionym bohaterze i traumatycznych przeżyciach, scenarzyści mogą mu zafundować jeszcze inny, kto wie czy nie gorszy, los. Mogą go zmienić - i nie chodzi mi tu o żadną subtelną zmianę czy też taką, która ma solidne uzasadnienie. Nie, chodzi mi o przemianę, w której z ciekawego, charakternego bohatera zostają jakieś ciepłe kluchy całkowicie pozbawione osobowości. Przypadłość zdecydowanie za bardzo rozpowszechniona wśród serialowych bohaterów, zwłaszcza tych, którzy właśnie znaleźli swoją drugą połówkę.

Miłość zmienia ludzi (i nie ludzi też), nie zawsze na lepsze

Wszystko się może zdarzyć - Czasami nawet nieprzewidywalność może okazać się wadą gdy przekroczy się cienką granicę absurdu. Kiedy produkcja na siłę stara się zaskoczyć widza może doprowadzić do tego, że ten całkowicie zobojętnieje na rozgrywające się wydarzenia. Bo po co przejmować się tym, że postać X zabiła  bohatera Y, skoro Z i tak zapewne za chwilę przywróci go do życia? No właśnie, nie ma najmniejszego powodu.

Trudno przejmować się czyjąś śmiercią, gdy wiemy, że zaraz powróci do życia

PS Co musi się wydarzyć w serialu żeby sprawić, że nie obejrzycie już kolejnego odcinka? Jestem autentycznie ciekawa. Może zapomniałam o czymś ważnym.

PPS Niestety, kilkakrotne wspomnienie o The Vampire Diaries nie jest przypadkowe. Zagadka na dziś, ilu Panów z ostatniego zdjęcia było po drugiej stronie, a potem z niej wróciło, hmm? 

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala