Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D., sezon 1


Jeśli kilka lat temu - zresztą, gdzie tam lat! wystarczą miesiąca! - powiedzielibyście mi, że będę się zachwycać produkcjami rodem z komiksów o superbohaterach, najzwyczajniej w świecie bym Was wyśmiała. Tak po prostu. Bo moim jedynym zetknięciem z tym tematem był do tej pory seans X-menów -  i to w wersji animowanej, emitowanej na na Fox kids lata świetle wstecz, kiedy to byłam brzdącem nieuczęszczającym nawet do podstawówki. Od tamtej pory kompletnie nic - żadnych kinowych hitów typu Spider-Man, Iron-Man czy innych Marvelowskich produkcji . Słowem, absolutnie nie znajdowałam się w grupie docelowej odbiorców Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. a mimo to i tak zasiadłam do obejrzenia pierwszego odcinka i dobrnęłam - w absurdalnie krótkim czasie - aż do dwudziestego drugiego.


Coulson: So,what do ya say, ready to change the world?
May: No but I'm ready to kick some ass

Phil Coulson (Clark Gregg), prawa ręka głównego dyrektora organizacji S.H.I.E.L.D. Nicka Fury'ego, w tajemniczych okolicznościach przywrócony do życia, powraca do Nowego Jorku. Zostaje jednak niejako odsunięty od swojego poprzedniego stanowiska. Jego zadaniem jest objęcie pieczy nad zespołem, mniej i bardziej wyszkolonych agentów i chronienie  ludzkości przed niebezpieczeństwami spoza naszego świata. Wskład drużyny wchodzi mistrzyni sztuk walki Melinda May (Ming Na-Wen), superszpieg Grant Ward (Brett Dalton), który zdecydowanie preferuje pracę w pojedynkę, para niezwykle uzdolnionych naukowców Jemma Simmons (Elizabeth Henstridge) oraz Leo Fitz (Iain De Caestecker), a także - nieco nieoczekiwanie - tajemnicza hakerka Sky (Chloe Bennet), która zostaje wplątana w sprawy S.H.I.E.L.D. tak naprawdę na skutek przypadku.

Chociaż serial osadzony jest w Marvelowskim Uniwersum, kreuje zarówno nową fabułę jak i bohaterów.

Jak już wspomniała, jestem absolutnym laikiem jeśli chodzi o Marvelowskie Uniwersum i raczej przeciwieństwem odbiorcy, do którego zamierzała dotrzeć produkcja. Początkowa dezorientacja w rzucanych z taką beztroską nazwiskach i wspominanych wydarzeniach  jest więc tylko i wyłącznie moją winą - o ile warto operować tak mocnymi słowami. Ku mojemu zdziwieniu, wcale nie skreśliło to jednak w moich oczach owej produkcji. Zwłaszcza że, mimo że Agents of S.H.I.E.L.D. nawiązuje do uniwersum Marvela, w znacznej mierze opiera się na nowych wątkach - postaciach i tajemnicach.

Skye: Did you just give me a compliment?
Ward: I - no, I made a comment.
Skye: A kind one. Did it physically hurt to do that? Do  you need a ice pack?
[Ward smiles]
Skye: Wow! A compliment and a smile

Pierwsza połowa wydaje się różnic od tego co otrzymujemy później i prawdopodobnie rzeczywiście prezentuje się odrobinę słabiej, ale i tak nie skreślałabym jej zupełnie. Chociaż nie obfituje w tak nagłe zwroty akcji i nie towarzyszy mu równa atmosfera ciągłego napięcia, wciąż jest w stanie utrzymać widza przed ekranem i zachęcić do obejrzenia kolejnego odcinka. Poza tym, produkcje należałoby pochwalić za wzrost poziomu (co zdarza się bardzo rzadko) a nie ganić za słabszy początek. Zrezygnowanie z tego by każdy odcinek tyczył się innej misji i skupienie na jednej, większej sprawie okazało się bowiem strzałem w dziesiątkę. 

Ruth Neggi nie potrzebuje dużo czasu antenowego - hipnotyzuje widza jednym spojrzeniem

W przeciwieństwie do wielu innych produkcji Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. nie obawia się sięgnąć po wspomniane wcześniej wątki, które nie wykorzystałby pełni swojego potencjału i stworzenia z epizodycznych postaci, jednych z kluczowych bohaterów. J. August Richards, który przemknął przez pierwszy epizod ledwie zauważony, na przestrzeni kolejnych odcinków pokazał tak wiele twarzy, że spokojnie mógłby konkurować z panem Szarym.  A i tak wydaje się to niczym w porównaniu do niepozornej Ruth Neggi, która jednym spojrzeniem kradnie całą uwagę widza o wzbudza większy niepokój niż niejeden groźnie wyglądający mężczyzna.

Simmons: All I can tell from these brain waves is that she's upset.
Skye: You need a computer for that?

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.  broni się jednak zwłaszcza głównymi bohaterami, co jest o tyle przyjemnym zaskoczeniem, że, nie licząc Clarka Gregga, ABC postawiło raczej na mniej znane twarze. chociaż zdaję sobie sprawę, że nie każdy się ze mną zgodzi, za jedną z najlepiej wykreowanych postaci i tak uważam Skye. Zresztą, fakt, ze jako jedyna poznaje organizacje od podstaw i cała jej osobowość, wskazuje na to, że produkcja chciała żebyśmy to właśnie z nią zżyli się najbardziej i zapałali do niej sympatią. A Chloe Bennet zdecydowanie nam to ułatwia.

Skye stanowi nie tylko ciekawe dopełnienie duetu - jest też interesującą postacią samą w sobie

Chloe Bennnet dobrze wypada w duecie, zwłaszcza damsko-męskim chociaż niekoniecznie o romantycznych podstawach. Zarówno przy Clarku Greggu, z którym tworzy  tak przekonującą relację a'la ojciec-córka , że nie są spokrewnieni, jak i Brettcie Daltonie - od samego początku czuć tutaj chemię, ale równie przekonująco wypada więź przyjacielsko-braterska. Co ważniejsze jednak, postać Skye jest ciekawa sama w sobie. Wprowadza do ekipy SHIELD tą odrobinę humoru, której tak potrzebowaliśmy, ale także tajemnicy. Od samego początku aż do końca obserwujemy jej powolną przemianę - z dowcipnej, niezależnej, ale o samotnej dziewczyny do kobiety z głową na karku, która potrafi zawalczyć o to, w co wierzy.

Simmons: Brilliant deduction, Dr. Watson
Fitz: I always pictured *you* as Watson

Duet FitzSimmons czyli Iain De Caestecker i  Elizabeth Henstridge budzą sympatię większości widzów, ale nie bez powodu. Charaktery ich postaci cudownie się uzupełniają, niemal scalając się w jedno. Dobrze, że Elizabeth Henstridge wyszła na chwile z szeregu dając się nam poznać jako osobna jednostka i szkoda trochę, że Iain De Caestecker nie otrzymał tej szansy, ale co się odwlecze to nie uciecze . Liczę również na Ming Na-Wen bo choć sporo nam pokazała , to co zobaczyliśmy nie stanowiło coś odkrywczego czy nowatorskiego.

FitzSimmons budzi wiele sympatii, ale nie bez powodu

Marvelowska produkcja emitowana na stacji ABC zyskuje w oczach zwłaszcza w kontekście całości, tak samo jak i Brett Dalton. Dawno żaden zwrot akcji mnie tak nie zaskoczył  (i nie złamał przy tym serca). Nie zgodzę  się z niepochlebnymi opiniami na temat gry Daltona. Jako samotnik, powolutku budujący więź z resztą ekipy (zwłaszcza Skye) Grand już budził sympatię, ale poprzez poznanie jego tajemnicy i bliskich relacji z agentem Garettem ( fantastyczny  Bill Paxton) ostatecznie skradł moją uwagę. I tylko wątek romansu z agentką Melindą May absolutnie mnie nie przekonał. ale nie można mieć wszystkiego.

Skye: Usually one person doesn't solve the solution but 100 people with 1% of the solution? That will get it done. I think that's beautiful, pieces solving a puzzle
Ward: You and I see the world differetly.

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. nie jest produkcja, która z miejsca zdobyła sympatie widzów, ale posiada w sobie coś co przyciągnęło mnie - totalnego laika w Marvelowskim świecie. Dawno żaden tytuł nie ukradł tylu godzin/dni z mojego życia i nie pozostawił w rozsypce na koniec (Panna M. musiała słuchać o moim złamanym serduchu). Mam pewne oczekiwania względem drugiego sezonu i liczę na to, że nie zostaną całkowicie zaprzepaszczone. Może to nie tego typu tytuł, który porwie wszystkich, ale dla takich emocji warto spróbować. 


0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala