Filmowy zakątek #9


Nie wiem czy pod tym względem pozostajecie podobni do mnie samej, ale nawet w czasach gdy zazwyczaj stroniłam od oglądania filmów, wakacje były okresem gdy z natężoną intensywnością nadrabiałam zaległości (zresztą, teraz też zamierzam to zrobić). Z tym większym entuzjazmem zasiadłam więc dzisiaj do tworzenia kolejnego posta z cyklu filmowego zakątka. Większość z tytułów, które Wam dzisiaj przedstawiam nie są nowościami i nie obejrzycie ich już na kinowym ekranie, ale za to powinniście je znaleźć na innych źródłach. Produkcje są skrajnie różne - przez animacje po dramaty i tragikomedie, liczę więc że znajdziecie coś dla siebie.


SMERFY: POSZUKIWACZE ZAGINIONEJ WIOSKI (2017)

Nie obejrzałam nigdy Smerfów w wersji nie animowanej, która kilka lat temu była wyświetlana w kinach, ale mam niesamowicie miłe wspomnienia z tą bajką jeszcze z okresu dzieciństwa. Smerfy, o ile mnie pamięć nie myli, były jedną z niedzielnych dobranocek, za czasów, gdy było jeszcze coś takiego jak dobranocki.Nie wiedząc absolutnie nic o fabule nowej animacji, podjęłyśmy decyzje z Mamutkiem, że jest to jedna z tych majowych premier kinowych, które koniecznie musimy zobaczyć na dużym ekranie. I chociaż byłyśmy jednymi z nielicznych osób, które siedziały na sali bez towarzystwa dzieci, bawiłyśmy się doskonale. Bajka skupia się na postaci Smerfetki, która czuje że odstaje od pozostałych członków wioski - w przeciwieństwie do innych smerfów, nie da się jej określić jednym słowem. Na skutek pewnego splotu wydarzeń, Smerfetka, w towarzystwie trzech innych smerfów, wyrusza na wyprawę w celu odnalezienia zaginionej wioski. 

Trochę bałam się, że powtórzy się sytuacja, w której siedząc na sali kinowej będę czuła się staro i bardzo nie na miejscu. I przez kilka pierwszych minut rzeczywiście tak było. Bezpośrednia narracja bohaterów bajki (czy filmu) do widza, nie jest czymś co szczególnie mi odpowiada, ale, na szczęście!, pojawia się ona jedynie na wstępie. Potem jest tylko lepiej! Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski niesamowicie przypominały mi klimatem wersje, którą pamiętam z dzieciństwa. Udaje się uchwycić urok jaki tkwi w tych niebieskich stworkach, a także tkwiące w nich pokłady humoru, a fabuła bajki przedstawia przy tym niesamowitą przygodę! Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski są animacją niezwykle barwną, ciepłą, zabawną a miejscami nawet wzruszającą. Jasne, to jest bajka dla młodszych dzieciaków, ale jeśli żywicie, tak jak ja, pewien sentyment do Smerfów powinniście się dobrze bawić w trakcie oglądania. Zdecydowanie polecam. 

★★★★★★★☆☆☆


JAK WYTRESOWAĆ SMOKA? (2010)

Zdecydowałam się obejrzeć Jak wytresować smoka? bo jest to absolutnie ulubiona animacja mojej przyjaciółki z liceum i było mi głupio przed nią, że jeszcze jej nie widziałam. Podejścia były dwa: najpierw przymierzałam się do seansu przed laptopem, ale widocznie nie byłam wówczas w nastroju na animowaną historię i wyłączyłam film po pierwszych kilku minutach. Do obejrzenia całości zmotywował mnie dopiero fakt, że produkcja emitowana była kiedyś w telewizji, a z racji na wakacyjne pustki był to jedyny tytuł wart uwagi. Fabuła skupia się postaci młodego wikinga - Czkawki. Chłopak marzy o tym by w końcu stać się powodem do dumy dla ojca i zyskać sławę w swoim miasteczku - by tego dokonać, decyduje się zapolować na jednego z najgroźniejszych smoków. Kiedy jednak łapie go w pułapkę, zamiast go zabić, zaczyna się z nim zaprzyjaźniać. 

Jak wytresować smoka? jest dokładnie takim typem filmowych animacji, które mimo roku mojego urodzenia wciąż mnie zachwycają i które wydają się niesamowicie uniwersalne w swoim przesłaniu - czy to jeśli chodzi o płeć czy wiek odbiorcy. Przyznaję, po tym jak rozczarowała mnie Merida Waleczna (żeby oddać sprawiedliwość, nie obejrzałam całości, a jedynie kilkanaście pierwszych minut), miałam spore obawy jeśli chodzi o fabułę, ale zupełnie nie potrzebnie. Jak wytresować smoka? to cudowna, urocza historia, która w idealny sposób przedstawia a) problemy komunikacyjne jakie mogą występować między dwoma nawet bliskimi osobami, b) rodzącą się przyjaźń między dwoma “osobami”, które “powinny być” dla siebie wrogami i c) to, że czasami nie należy pokładać wiary w każdą zasłyszaną informację. Momentami zabawna, momentami wzruszająca. Jeśli macie takie same tyły jak ja, koniecznie dajcie filmowi szansę. 

★★★★★★★★☆☆


WHIPLASH (2014)

Prawdopodobnie jeszcze tego nie wiecie, ale decyzje o tym co obejrzeć podejmuje bardzo spontanicznie i rzadko jest to podyktowane czymś więcej niż moim aktualnym nastrojem. Kiedyś próbowałam tworzyć listy do obejrzenia (coś jak sezonowe TBR-y), ale po prostu się to nie sprawdziło. Do Whiplasha przymierzałam się już bardzo długo (kiedy film został nominowany do Oscara, a potem znowu - kiedy uzyskał nagrodę), ale jakoś nie było nam po drodze. Dopiero starając się wytypować jakiś tytuł na wieczorny seans z Panną M. i mając w pamięci świetny La la land tego samego reżysera, postanowiłyśmy nadrobić zaległości.  Podobnie jak tegoroczny zdobywca Oscara, Whiplash również pozostaje mocno powiązany z tematem muzyki, z tym że nie jest to musical, a historia młodego i niezwykle ambitnego perkusisty, który za wszelką cenę stara się osiągnąć sukces w swojej dziedzinie.

Whiplash, podobnie jak choćby Czarny łabędź, stara się pokazać do czego może doprowadzić obsesyjne dążenie do perfekcji i że czasami nawet pasja może się okazać narzędziem niszczącym człowieka. Przyznaję, nie wszystko mnie w trakcie seansu zachwyciło i uważam, że niektóre wątki mogły zostać bardziej rozwinięte (choćby relacja głównego bohatera z ojcem), ale nie zmienia to tego jak mocno oddziaływują na odbiorcę niektóre sceny. To obraz, który całkowicie skradły dwie sylwetki - J.K. Simmons i Miles Tellera, i to głównie dzięki nim Whiplash okazał się filmem elektryzującym i intensywnym. Jeśli interesuje Was ta tematyka, warto obejrzeć i zobaczyć co zachwyciło tyle osób.

★★★★★★★★☆☆


BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI (2016)

Na fali pozytywnych opinii jakie zbierała Wonder Woman i zmotywowana tym, że Człowiek ze stali wcale nie był tak zły jak mogły sugerować niskie oceny, postanowiłam dać szansę produkcji, która w zeszłym roku znalazła zaszczytne miejsce wśród licznych zestawień najgorszych filmów 2016 roku. Starałam się nastawić negatywnie, żeby w razie czego rozczarowanie nie było tak dotkliwe i niestety, było to słuszne działanie. Batman v Superman: Świt sprawiedliwości to taki nieco zmarnowany potencjał i gdyby nie to, że wiedziałam o tym już przed seansem, prawdopodobnie oceniłabym go znacznie gorzej. Wbrew tytułowi, fabuła nie skupia się na konflikcie między Batmanem i Supermanem, a przynajmniej nie jest to główny wątek filmu. Nacisk zostaje raczej postawiony na postać syna Kryptona i tego jak sprzeczne emocje budzi on wśród społeczności Gotham, a równocześnie przedstawia kolejnego złoczyńcę.

Dostrzegam potencjał w samej fabule. Film rozpoczyna scena znana już z Człowieka ze stali - w której Superman staje do walki z Generałem Zodem - z tym, że przedstawionej z innej perspektywy. Sam motyw tego jak szkodliwe mogą być działania superbohaterów dla zwykłych obywateli i do jakich zniszczeń prowadzą był ciekawy, ale zdecydowanie nie wykorzystano jego potencjału. Nic nie poradzę na to, że nie poczułam sympatii ani do jednego, ani drugiego bohatera (co jest o tyle dziwne, że przecież Superman w poprzednim filmie wzbudził we mnie cieplejsze uczucie), a jedyną osobą jaką wypatrywałam była Wonder Woman. Batman v Superman: Świt sprawiedliwości pozostaje po prostu śmiesznie patetyczny w pewnych momentach i niepotrzebnie przerysowany (choćby jeśli mowa o postać złoczyńcy), a jego najmocniejszym atutem jest ścieżka dźwiękowa. Aż się boję Legionu samobójców, ale do Wonder Woman wciąż podchodzę z optymizmem.

★★★★★☆☆☆☆☆


DOBRZE SIĘ KŁAMIE W MIŁYM TOWARZYSTWIE (2016)

Gdyby nie to, że Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie zebrało bardzo dużo pozytywnych opinii wśród moich znajomych, prawdopodobnie nie zwróciłabym na ten tytuł uwagi. Kino włoskie pozostaje dla mnie niezbadanym terenem, ale postanowiłam tym razem zaufać innym. I chociaż spodziewałam się raczej komedii - tak to jest jak nie sprawdzi się dokładnie informacji przed seansem - muszę przyznać, że seans wywarł na mnie ogromne wrażenie. Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie niemal w całości przedstawia wydarzenia rozgrywające się w jednym pomieszczeniu, przybliżając historię grupy przyjaciół podczas wspólnej kolacji, którzy, w ramach rozrywki, postanawiają upublicznić sobie nawzajem wszystkie rozmowy, SMSy i maile. 

Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie dotyka problemu niesamowicie aktualnego i w dużej mierze to właśnie w tym tkwi jego sukces. Podkreśla jak łatwo przychodzi nam kłamstwo i jak wiele tajemnic skrywają współcześnie nasze telefony komórkowe. Nie chce Wam zdradzać zbyt dużo, ale ów zdanie staje się jedynie punktem wyjścia dla poruszenia wielu tematów związanych z małżeństwem, poczuciem własnej wartości czy byciem rodzicami. Dobrze zagrana, a miejscami zabawna produkcja stanowi dającą do myślenia krytykę współczesnego świata. Nawet jeśli miejscami pojawia się trochę zbyt dużo patosu, a zakończenie stanowi pewien artystyczny zabieg, który nie każdemu przypadnie do gustu, koniecznie dajcie szansę temu tytułowi. 

★★★★★★★★☆☆

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala