Charlie, Stephen Chbosky


Nie wiem, kiedy po raz pierwszy narodziła się u mnie chęć by poznać historię zamkniętą na kartach „Charliego”, ale musiało to być dawno temu- prawdopodobnie gdzieś w okolicach polskiej premiery, czyli na początku mojej blogowej działalności. Dopiero zagraniczny booktube uświadomił mi jednak, że w pewnych kręgach powieść Stephena Chbosky’ego (o pięknym tytule „The perks of being a wallflower”) stanowi już pod pewnymi względami współczesną klasykę literatury młodzieżówek. Powiedzieć, że zasiadając do lektury miałam wygórowane oczekiwania to mało i może, tylko być może, właśnie w tym tkwi przyczyna, dla której pozostałam zupełnie obojętna na fenomen tej historii. Ale raczej w to wątpię. 

Charlie jest jednym z wielu piętnastolatków, którzy właśnie rozpoczynają naukę w liceum. W życiu chłopaka niedawno doszło do pewnych traumatycznych wydarzeń i Charlie radzi sobie z nimi pisząc listy do nieokreślonego bliżej przyjaciela. W nowej szkole zawiera jednak także inne przyjaźnie - ze starszymi od siebie Patrickiem i Sam, a wolny czas poświęca na lekturę polecanych mu przez nauczyciela powieści. Charlie zdobywa nowe doświadczenia, popełnia błędy i nieszczęśliwie się zakochuje a równocześnie stara się zrozumieć samego siebie. 

Wydaje mi się, że to istotne abym zaznaczyła dwie kwestie zanim podzielę się z Wami tym co dokładnie sprawiło, że powieść Stephena Chbosky’ego okazała się dla mnie rozczarowująca. Po pierwsze, czytałam wcześniej powieść Avy Dellairy -  „Love letters to the Dead” (w oryginale, stąd nie powołuję się na polski tytuł) i chociaż rozumiem, że „Charlie” został opublikowany jako pierwszy, nic nie poradzę na to, że to właśnie tamta historia (również przedstawiona w formie epistolarnej) wywołała we mnie więcej emocji. Po drugie, mimo że nie widziałam filmu z Emmą Watson w jednej z głównych ról, pewne kwestie dotyczące fabuły zostały mi zaspoilowane i pozbawiło to w moich oczach pewną aurę tajemniczości wokół powieści. 

Starałam się w trakcie lektury odnaleźć to co ujęło tylu czytelników i muszę przyznać, że forma epistolarna „Charliego” (i to tak specyficzna - nieznany do samego końca przyjaciel) jest pewnym walorem całej historii. Stephen Chbosky zatroszczył się także o reprezentacje wątku LGBT co, szczególnie obecnie, jest wyjątkowo cenione w literaturze YA. Ale tylko dlatego podniosłam swoją ocenę o oczko wyżej. Przykro mi. W trakcie lektury nie mogłam znieść Charliego jako narratora - bo chociaż przywołany został jego wiek i robił rzeczy adekwatne nawet dla starszych osób, głos i pewne jego zachowania wydawały się niedojrzałe jak na 15 lat. Owszem, jak wiele osób zastanawiałam się czy Charlie nie był osobą autystyczną, ale nie zostaje to w żaden sposób potwierdzone w książce. 

Trudno pozbyć mi się wrażenia, że Stephen Chbosky chciał poruszyć w swojej historii zbyt wiele tematów - nierzadko kontrowersyjnych: samobójstwo, narkotyki, seks, masturbacja, aborcja… A i to nie wszystko. Przez nagromadzenie problemów większość z nich nie wybrzmiewa w odpowiedni sposób i zlewają się w jedną masę. Tym co ostatecznie przekreśliło w moich oczach „Charliego” była jedna wypowiedź ojca przytoczona przez narratora. Jasne, można ją interpretować w inny sposób, ale według mnie ma ona niesamowicie niepokojący wydźwięk - jakby gwałt nie był czyni złym samym w sobie, ale dlatego że może się wiązać z kłopotami dla potencjalnego sprawcy. 

„… i jeżeli powie “nie”, musisz to wziąć na serio, bo jeżeli ją zmusisz do czegoś, czego nie chce, wpakujesz się, kolego, w niezłe bagno…”

Coś we mnie nie potrafi przestać rozmyślać na temat tego czy inne nastawienie przed lekturą mogło wpłynąć na moją końcową ocenę. Ale nie mam takiej pewności. A chociaż nie lubię być osobą, która jako jedyna (albo jedna z nielicznych) krytykuje jakiś tytuł, nie zamierzam wypierać się tego co uważam. Nie rozumiem dlaczego przy tylu powieściach młodzieżowych o dorastaniu (choćby „Inne zasady lata”) to właśnie „Charlie” zyskał taki rozgłos i uznanie. Ze swojej strony nie polecam. 

Charlie” Stephen Chbosky; tłum. Joanna Schoen; wydawnictwo Remi; Warszawa 2012 ★★☆☆☆

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala