Śleboda, Małgorzata i Michał Kuźmińscy


Twórczość duetu Małgorzaty i Michała Kuźmińskich została mi przedstawiona przez społeczność polskich bookstagramowiczów. To właśnie na Instagramie po raz pierwszy rzuciła mi się w oczy okładka „Ślebody” razem z adnotacją, że to jedno z kryminalnych odkryć na naszym rynku wydawniczym. Byłam kupiona - kryminał i thriller to gatunki, w których wciąż, bez końca, poszukuję nowych inspiracji - i kiedy podczas letnich wyprzedaży znalazłam przeceniony egzemplarz, nie wahałam się długo. Czy jestem zadowolona z lektury? Prawdę powiedziawszy ciężko mi to jednoznacznie stwierdzić. 

Anka Serafin, młoda pani antropolog z Krakowa, jedzie w Tatry do swojej rodziny by nieco odpocząć i przemyśleć pewne kwestie. Upragniony urlop bardzo szybko jednak zmienia charakter, kiedy podczas wędrówki kobieta odkrywa zmasakrowane zwłoki. Jedna nieprzemyślana wiadomość sprawia, że Anka ma na głowie nie tylko lokalną policję, ale także Sebastiana - tabloidowego dziennikarza w pogoni za sensacją. Kim był zamordowany mężczyzna? I co wspólnego ze sprawą mają wydarzenia z czasów II wojny światowej? Chcąc nie chcąc Anka znajduje się w samym środku sprawy. 

Dostrzegam cechy świadczące na korzyść  „Ślebody” i nie dziwi mnie grono wielbicieli twórczości polskiego duetu. Jest w powieści Małgorzaty i Michała Kuźmińskich coś co wyróżnia ją na tle innych kryminałów, nie tylko tych polskich. Sam dobór głównych bohaterów serii - rezygnacja z powszechnego motywu policjantów na rzecz pani antropolog i dziennikarza - już jest pewnym powiewem świeżości. Ale nie tylko o to chodzi. Najmocniejszym atutem „Ślebody” pozostaje tło kulturowe. Zagłębiając się w lekturę, czuć ducha Podhala. Małgorzata i Michał Kuźmińscy wspominają o panujących tam zwyczajach, cytują lokalne pieśni a nawet zamieszczają fragmenty (dialogi między niektórymi bohaterami) napisane gwarą. 

Lektura „Ślebody” początkowo przysparzała mi pewnych trudności. W trakcie czytania miałam wrażenie pewnej nienaturalności jeśli chodzi o dialogi czy przeskakiwanie między poszczególnymi scenami, a zepchnięcie intrygi kryminalnej na dalszy plan nie ułatwiało “wbicia się w historię”. Na szczęście ciężar fabuły zostaje jednak przerzucony, a akcja nabiera tempa. Doceniam także wątek historyczny opisany na kartach „Ślebody”, dlatego że mam wrażenie jakbym dzięki niemu dowiedziała się czegoś nowego na temat II wojny światowej w trakcie lektury. Nie chcę Wam niczego spoilować jeśli chodzi o zakończenie, ale odrobinę żałuję, że autorzy zdecydowali się na pewien twist. 

Prawdopodobnie twórczość Małgorzaty i Michała Kuźmińskich spodobałaby mi się bardziej, gdyby nie pewien drobny aspekt, na który wyczuliła mnie inna lektura. Powieść Mirosławy Karety uzmysłowiła mi jak irytujące mogą być powtarzające się słowa krytyki odnośnie Polski. Nie twierdzę, że autorzy powinni naśladować Mickiewicza w swoim uwielbieniu do narodu ojczystego, ale pewne czarnowidztwo i monotematyczność - najpierw jaki brudny i zanieczyszczony jest Kraków, potem jak niekorzystnie zmieniło się Murzasichle i górskie szlaki - wydaje mi się po prostu zbędne. 

Chociaż, jak wspominałam, rozumiem co w twórczości Kuźmińskich może się podobać i sama nie pozostaję obojętna na jej zalety, chyba oczekiwałam czegoś odrobinę lepszego. Swojego prywatnego odkrycia jeśli chodzi o polski kryminał muszę jeszcze poszukać, ale chętnie sięgnę po kolejne powieści z udziałem Anki i Sebastiana. A i Wam polecam lekturę „Ślebody”. 

Śleboda” Małgorzata i Michał Kuźmińscy; wydawnictwo Dolnośląskie; Wrocław 2015 ★★★½☆

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala