Najlepsze filmy obejrzane w 2017 roku


Rok 2017 bardzo dużo zmienił w moim kulturalnym życiu. Po pierwsze, całkowicie i nieodwołalnie zakochałam się w Studiu Accantus. Co prawda ich muzyka pojawiła się w moim życiu już wcześniej - możliwe, że był to rok 2016, ale to właśnie w 2017 absolutnie przepadłam. Były recitale solistów - Kuby Jurzyka i Sylwii Banasik; fantastyczny koncert symfoniczny w Krakowie i jeszcze jeden, kilka miesięcy później, w Opolu. Po drugie, trochę z winy Accantusa, zaczęłam przesłuchiwać soundtracki z zagranicznych musicali i obecnie to głównie one dominują na mojej Spotify’owej liście (na chwilę obecną Anastasia, Dear Evan Hansen i Hamilton to moje prywatne top 3). Po trzecie wreszcie, odkryłam na nowo kino. Wspominałam o tym już wielokrotnie na blogu, ale zawsze byłam typem człowieka, który zamiast obejrzeć film, wybierze seans kilku odcinków serialu, albo po prostu książkę. I chociaż nie uważam, że jest w tym coś złego, żałowałam że nie jest mi dane przeżywać tych wszystkich emocji z innymi pasjonatami kina np. podczas emisji gali Oscarów. 

W 2017 roku coś ewidentnie zmieniło się jednak w moim podejściu. Na przestrzeni całego roku obejrzałam 87 filmów (czyli prawdopodobnie więcej niż łącznie w ciągu ostatnich 3-4 lat), z czego przeszło z nich 40 w kinie (czyli prawdopodobnie więcej niż łącznie w całym moim życiu). A choć wciąż preferuję wieczór z książką i herbatą, jest coś niesamowicie odprężającego i wyjątkowego we wspólnych seansach z bliskimi osobami i dyskusjami toczonymi zazwyczaj w samochodzie na temat obejrzanej właśnie produkcji. A jako, że przełom stycznia i lutego dla większości z Was jest pewnie czasem odpoczynku na feriach zimowych, pomyślałam, że podrzucę Wam kilka tytułów, które sama obejrzałam w ubiegłym roku i które warte są Waszej uwagi. 


Manchester by the sea (2016)

Przyznaję, że jeżeli chodzi o kino, bliżej mi do produkcji typowo rozrywkowych - takich przy których mogę na chwilę wyłączyć proces myślenia o obowiązkach i zrelaksować się. Ale nawet od tej reguły są pewne wyjątki. Obejrzałam Manchester by the sea wkrótce po ogłoszeniu zeszłorocznych laureatów Oscarów i w związku z wszystkimi nominacjami i nagrodami, miałam stosunkowo wysokie oczekiwania względem tego tytułu. A mimo to byłam zachwycona seansem, chociaż nie wiem czy jest to aby na pewno odpowiednie słowo. Manchester by the sea to produkcja, w której nie padają zbędne słowa i w której akcent zostaje położony na silny ładunek emocjonalny oraz grę aktorską (Casey Affleck jest doskonały w swojej roli). Nie jest to kino łatwe i z pewnością wymaga pewnej dojrzałości. Jeżeli szukacie czegoś na pidżama party, albo rozrywkę przed stresującym egzaminem zdecydowanie polecałabym zdecydować się na inny tytuł. Ale jeśli będziecie chcieli obejrzeć jakąś produkcję, która zostanie z Wami na dłużej - Manchester by the sea jest doskonałym wyborem. 


Anastazja (1997)

Jak widać różnorodność gatunkowa jest czymś co towarzyszy mi nie tylko w przypadku literatury i dlatego filmem, który wywołał na mnie największe wrażenie, pominąwszy Manchester by the sea, jest animacja dla dzieci opowiadająca historię zaginionej dziedziczki carskiej rodziny.  Jeżeli oglądałam Anastazję w dzieciństwie (w co jednak powątpiewam), to absolutnie tego nie pamiętałam. Ale nic nie szkodzi, bo jak widać nawet w wieku dwudziestu paru lat wciąż byłam w stanie zakochać się w tej opowieści. Anastazja ma klimat starych Disneyowskich animacji (chociaż wiem, że wcale nią nie jest, a przynajmniej nie była) - to nie tylko ciekawa historia czy wzruszający wątek miłosny, ale także cudowne melodie, które za nic nie dają o sobie zapomnieć (jeżeli chodzi o Tę melodię nuciłam ją zawstydzającą ilość razy). Jeśli nie widzieliście Anastazji w dzieciństwie; albo nie oglądaliście jej od tamtych czasów, zróbcie sobie tą przyjemność. 


Pokój (2015)

Dla Panny M., a raczej przez wzgląd na jej polecenie, ten jeden raz zrobiłam wyjątek i obejrzałam ekranizację nie czytając wcześniej książki. Ale choć nie wątpię w talent Emmy Donoghue, nie żałuję takiego wyboru. Pokój  to tego rodzaju produkcja, która oferuje widzom “pełen pakiet” - intrygującą historię; unikalną perspektywę na znany motyw; ogromny ładunek emocjonalny; i świetne kreacje aktorskie z tą Jacoba Tremblay'a na czele.  I mam takie wrażenie, że dzięki temu jest to stosunkowo uniwersalne dzieło kultury - takie, które doceni zarówno koneser kina, który wybiera “bardziej ambitny repertuar”, jak i osoba, która stanowi raczej kultury masowej. 


Coco (2017)

Bardzo długo wydawało mi się, że rok 2017 nie zaproponuje mi żadnej dobrej animacji. Anastazja postawiła poprzeczkę bardzo wysoko i wszystkie tegoroczne produkcje pozostawały za nią daleko w tyle. Dopóki nie obejrzałam Coco. O tym jak bardzo byłam podekscytowana seansem wiedzą chyba tylko moje towarzyszki niedoli na studiach. Ale Coco absolutnie mnie nie zawiodła. Disney Pixar po raz kolejny udowodnił, że historie snute w animacjach mogą poruszyć i rozkochać w sobie także starszego odbiorcę. Coco zachwyca wizualnie; wzrusza; zapoznaje z nową kulturą; a na koniec pozostawia z pewną refleksją. A fakt, że nawet osoby stroniące od tego rodzaju produkcji, nie pozostały obojętne na jej urok, niech będzie dla Was dodatkową rekomendacją. 


Jutro będziemy szczęśliwi (2016)

Większość produkcji, po których spodziewałam się zachwytu, w mniejszym bądź większym stopniu mnie zawiodły, ale Jutro będziemy szczęśliwi stanowi pod tym względem wyjątek. Od momentu, kiedy po raz pierwszy obejrzałam zwiastun, wiedziałam, że wyjdę z seansu zadowolona i absolutnie się nie myliłam. To niesamowicie ciepła i zabawna historia, w której nie brakuje odrobiny goryczy (ociupinkę - tylko tyle by wycisnąć łzy ze mnie i Pani Mamy). Omar Sy po raz kolejny jest doskonały w swojej roli, ale nie oszukujmy się - jeden aktor nie udźwignąłby całej produkcji. Słyszałam co prawda o niepokojącym podobieństwie Jutro będziemy szczęśliwi do innego tytułu, ale nie mogę wypowiedzieć się na ten temat bo nie mam porównania. 


Wonder woman (2017)

W 2017 roku rozpoczęłam swoją przygodę z filmami opartymi na komiksowych historiach o superbohaterach. Ale chociaż nie mam wątpliwości, że w starciu “gigantów”, znajduje się w drużynie Marvela; nie mam także wątpliwości co do tego, że to właśnie Wonder woman jest moim numerem jeden wśród tego rodzaju filmów. Owszem, obiektywnie rzecz biorąc ma on pewne mankamenty (zwłaszcza nadużycie slow motion), ale i tak byłam zachwycona opowiedzianą historią. Gal Gadot jest fantastyczna w swojej roli - i to zarówno jako wojowniczka; jak i zagubiona w Londynie i ówczesnej rzeczywistości kobieta; a chemia jaka istnieje pomiędzy nią a Chrisem Pinem jest nie do podrobienia. Nawet jeśli pozostałe produkcje DC nie przypadły Wam do gustu, ba! nawet jeśli w ogóle ich nie znacie - warto nadrobić ten konkretny seans. 


Obdarowani (2017)

Z wszystkich tytułów, o których Wam dzisiaj opowiadam, o Obdarowanych mówiło się zdecydowanie najmniej. Nie wiem jak w innych miastach, ale w Krakowie ograniczono nawet jego dystrybucje jedynie do dwóch kin i stosunkowo szybko znikł z repertuaru. A szkoda. Nie chcę Wam wmawiać, że jest to kino wybitne - trochę poruszamy się na znanych motywach, a osoby stojące za niniejszą produkcją wiedzą gdzie uderzyć, żeby wzruszyć widza. Tylko że absolutnie mi to nie przeszkadza. Obdarowani dotykają problematyki nieprzeciętnie uzdolnionego dziecka i stawiają pytanie w jaki sposób powinno się kształtować jego przyszłość - czy nie odbierać mu dzieciństwa czy raczej rozwijać jego zdolności. To nie jest produkcja moralizatorska, która udzieli odpowiedzi na pytanie, która z tych postaw jest właściwa; ale po prostu urocza, ciepła, momentami zabawna, a kiedy indziej wzruszająca opowieść. 


Twój Vincent (2017)

Ośmielę się stwierdzić, że nawet jeśli tematyka filmowa absolutnie Was nie interesuje i tak słyszeliście o Twoim Vincencie. Ze względu na liczne nominacje (w tym szanse na tą do Oscara), ten tytuł wspominany jest często przez media - zarówno społecznościowe jak i te tradycyjne. Ale to dobrze. Zgodzę się z tym, że największym atutem tej produkcji jest sposób w jaki zostaje ona opowiedziana (wiecie, stylistyka na obrazy van Gogha), ale w przeciwieństwie do niektórych nie mówię tego z wyrzutem. Zwłaszcza że nie jest też tak, że opowiadana historia jest zła - co prawda możemy przewidzieć zakończenie, ale wciąż śledzi się losy bohaterów z zainteresowaniem i budzi ona w odbiorcy jakieś emocje. Jeśli nie widzieliście jeszcze Twojego Vincenta, koniecznie to zmieńcie - bo to ważny film w dorobku polskiej kultury. 


Lion. Droga do domu (2016)

Mam wrażenie, że Lion. Droga do domu jest filmem nieco zapomnianym - gdzieś zanikł, przygnieciony popularnością innych nominowanych do Oscara produkcji. Wydaje mi się też, że jestem osamotniona w swoim zachwycie tą historią. Chociaż widziałam Liona. Drogę do domu już prawie rok temu, wciąż pamiętam emocje jakie we mnie wywołał. Połączenie niesamowitej muzyki; zdjęć i pewnej subtelności w sposobie opowiadanej historii (i tym, że nie wszystko zostaje nam podane na tacy) było coś co niesamowicie mnie wzruszyło.  Jeśli nie przepadacie za tego rodzaju produkcjami, zróbcie sobie chociaż tę przyjemność i przesłuchajcie soundtrack. 


Piękna i Bestia (2017)

Internet jest mocno podzielony jeśli chodzi o aktorską wersję Disney'owskiej animacji, ale ja zdecydowanie zaliczam się do grupy zachwyconej seansem. Piękna i Bestia wywołała we mnie pewne poczucie nostalgii i dziecięcego zachwytu. Jestem zachwycona tym w jaki sposób zeszłoroczna wersja uzupełniła znaną mi z dzieciństwa historię (wypełniając pewne luki fabularne); widowiskowością tego tytułu i muzyką. Zdaję sobie sprawę z tego, że na moje wrażenia rzutuje zachwyt oryginalną wersją, ale czy jest w tym rzeczywiście coś złego? 

Mam nadzieję, że wśród wymienionych tytułów znajdziecie coś dla siebie. Chętnie też dowiem się co jakie filmy zachwyciły Was w 2017 roku i w ten sposób znajdę inspiracje na wieczorne seanse (wiecie, okres sesji to doskonały moment na nadrabianie kulturalnych zaległości!). 

0 comments