Zapomnij o mnie, K. N. Haner


Istnieją autorzy, których twórczość na blogach książkowych lub mediach społecznościowych promowani są jakby bardziej, to znaczy ich nazwisko przewija się często na instagramowych zdjęciach czy wśród nowych tekstów, zwłaszcza w momencie premiery kolejnego tytułu. Autorzy, których kojarzy się nawet pomimo braku znajomości ich twórczości; i po których powieści zazwyczaj w końcu się sięga aby wyrobić sobie własną opinię. Autorzy tacy jak choćby K. N. Haner właśnie. Skłamałabym twierdząc, że słyszałam o jej historiach jedynie  w pozytywnym kontekście, ale czułam się wystarczająco zaintrygowana by sprawdzić czy sama zaliczam się do jej wielbicieli, zwłaszcza że akurat ostatnio poczułam wyjątkową potrzebę lektury silnie opartej na wątku miłosnym. Tylko, że nie do końca czuję się usatysfakcjonowana.

Nowy Jork jest dla Marshalla szansą na odcięcie się od przeszłości grubą kreską i rozpoczęcie życia na nowo - z czystą kartą. Wprowadza się do mieszkania razem z dwójką studentów i w taki sposób poznaje Sarę. Pomiędzy Marshallem i Sarą niemal od samego początku rodzi się chemia i jakaś bliżej niesprecyzowana więź. Ale sprawy szybko się komplikują. Okazuje się, że nie tylko Marshall skrywa jakieś tajemnice, a Sara uwikłana jest w skomplikowany układ.

„Zapomnij o mnie” jest jedną z tych pozycji, które trudno odłożyć na bok, pomimo dostrzegania mankamentów całej historii. K. N. Haner bardzo szybko wrzuca czytelnika w sam środek wydarzeń - zdecydowanie nie mamy do czynienia z powoli dojrzewającym, subtelnym uczuciem, tylko wybuchem namiętności; stosunkowo szybko dowiadujemy się także tego co kryje przeszłość Marshalla i jakie tajemnice skrywa Sara. Cała powieść nie traci jednak swojego waloru uzależniającego - w stosownym momencie pojawia się mniej lub bardziej wiarygodny zwrot fabuły, który na nowo przykuwa uwagę czytelnika.

Nie ukrywam, że jest to historia oparta przede wszystkim na wątku uczuciowym - wszelkie kwestie poboczne, o ile się pojawiają, stosunkowo szybko otrzymują jakieś zamknięcie i tracą na znaczeniu. K. N. Haner ma wręcz tendencje do tego by „porzucać” niektóre wątki, gdy przestają być dla niej wygodne - i tak np. od pewnego punktu historii bat Sary niemal całkowicie znika z powieści. I pod pewnymi względami byłam na to przygotowana - na pewne ograniczenie fabuły do wątku romansu; tak samo zresztą jak na sporą liczbę scen erotycznych i wulgaryzmy - tylko, że trudno czerpać w takim wypadku przyjemność z lektury, kiedy ów wątek miłosny jest nieprzekonujący.

Nawet jeśli K. N. Haner szybko wyjawia pewne tajemnice, nie chciałabym nic zaspoilować stąd moje uwagi będą dosyć ogólne. Cały wątek osnuty wokół sekretu Sary pozostaje mocno oderwany od rzeczywistości - bliżej mu do serialowego scenariusza niż życia codziennego. Nie przekonuje mnie też argumentacja zgodnie z którą dziewczyna nie ma wyjścia by jakoś zmienić swoje życie. I chyba właśnie dlatego tak trudno przyszło mi odczuwać empatię względem dziewczyny. Na tle Sary, Marshall jest znacznie ciekawszą postacią, nawet jeśli przypomina typowego bad boya, przynajmniej motywy jego przemiany są dobrze uargumentowane. Ale jest scena która przekreśla jego postać w moich oczach - nie ma dla mnie wytłumaczenia, dla którego mężczyzna mógłby podnieść rękę na kobietę i słowo „przepraszam”, które zresztą nawet tu nie pada, nie wystarczyłoby za rehabilitacje.

Pod pewnymi względami rozumiem co sprawia, że twórczość K. N. Haner jest tak popularna i zachwalana. Lektura „Zapomnij o mnie” przypomina momentami oglądanie serialu, w którym absolutnie wszystko może się wydarzyć i trudno choćby na chwilę oderwać od niego wzrok. Doceniam też nieschematyczne zakończenie całej historii. Równocześnie jednak nie czuję żeby była to lektura dla mnie i raczej nie zdecyduje się na zgłębienie twórczości autorki.

PS. W powieści pojawia się sporo błędów, ale że posiadam egzemplarz przed ostateczną korektą trudno mi określić na ile to informacja, która może być dla Was istotna.

Zapomnij o mnie, K. N. Haner; wydawnictwo Kobiece; Białystok 2018 ★★☆☆☆

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję autorce i wydawnictwu

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala