Kaznodzieja, Camilla Läckberg


Po lekturze pierwszego tomu serii o Fjällbace obiecałam sobie i Wam, że powrócę do twórczości Camilli Läckberg. Nie przypuszczałam natomiast, że zabierze mi to aż tak dużo czasu. Niestety, urocza starsza pani, która z uśmiechem na ustach zaspoilowała mi w księgarni zakończenie „Kaznodziei” wpłynęła na moje czytelnicze życie bardziej niż zapewne przypuszczała. Nawet wówczas gdy promocja na Targach Książki w Warszawie zmotywowała mnie w końcu do zakupu drugiego tomu, musiałam znaleźć jeszcze więcej pokładów energii by zasiąść nad lekturą. A koniec końców i tak się rozczarowałam. 

Gorące lato w Fjällbace zostaje zakłócone strasznym odkryciem niesfornego chłopca. W Wąwozie Królewskim zostaje znalezione pokiereszowane ciało młodej kobiety. Co gorsze, w tym samym miejscu policja odkrywa jeszcze dwa, stare szkielety. Wszystko wskazuje na to, że sprawa wiąże się z zaginięciem dwójki kobiet sprzed przeszło dwudziestu lat. Mimo urlopu i faktu, że razem z Eriką oczekują narodzin dziecka, Patrik zmuszony jest do powrotu do pracy. Szkoda tylko, że posiadają niewiele wskazówek a kolejne tajemnice tylko się namnażają. 

Nie czuję się osobą adekwatną do oceny intrygi kryminalnej, skoro z góry byłam świadoma zakończenia. Wydaje mi się jednak, że nie wszystko zagrało tak jak powinno. Owszem, początkowo Camilla Läckberg umiejętnie buduje napięcie i dorzuca kolejne tajemnice niemal w takim samym tempie jak jakieś wskazówki.  Niestety, ostateczny “twist fabularny” (nad którym nie będę się rozwodzić ze względu na spoilery) wypada niesamowicie sztucznie i wydawał się za bardzo naciągany, jakby wprowadzony na siłę. Autorka wprowadziła też niepotrzebny chaos niektórymi wątkami. Rozumiem, że „Kaznodzieja” jest elementem serii, ale wrzucanie czytelnika w sam środek jakiegoś wątku - bez początku czy zakończenia - nie wydaje się racjonalnym pomysłem. 

Tym co zawiodło mnie szczególnie było jednak tło obyczajowe. Pomijam fakt, że kilkakrotnie sprawdziłam czy  „Kaznodzieja” stanowi drugi tom serii, bo absolutnie nie rozumiałam jak to się stało, że z poprzedniego punktu Erika i Patrik są na etapie prawie rodziców. Chodzi po prostu o to, że wątek owej pary był zwyczajnie nudny. Erika i Patrik prowadzili w kółko jedną i tą samą rozmowę a na dodatek co chwile zmagali się z problemem niechcianych gości i tego jak się ich jakoś kulturalnie pozbyć. Zresztą, nie są to jedyne postacie, które wiecznie odtwarzają jeden i ten sam scenariusz - podobna sytuacja dotyczyła choćby starszego policjanta, który ma wieczne wyrzuty sumienia, że za mało angażuje się w pracę, ale nic z tym nie robi. 

Nie wiem co się stało. Nie wiem dlaczego dialogi nagle wydawały mi się sztuczne albo dlaczego nie dopilnowano dostatecznie korekty. Nie rozumiem tego zwłaszcza dlatego że widać w tej historii potencjał. Nie da się ukryć, że „Kaznodzieję” czyta się szybko i lekko, i że, z zupełnie niezrozumiałych powodów, czytelnik jednak chce wiedzieć co słychać u znanych bohaterów. Doceniam też fragmenty przedstawione z perspektywy ofiar, które budowały atmosferę napięcia i lęku. Tylko że to wciąż za mało. 

„Kaznodzieja” pozostawiła mnie rozdartą jeśli chodzi o moje odczucia. Z jednej strony nie da się ukryć, że czułam się rozczarowana. Z drugiej zastanawiam się czy gdyby nie spoilery nie odebrałabym tej powieści inaczej. Nie odradzam wam tego tytułu także dlatego że wiem jak wielu sympatyków posiada i być może i Wam przypadnie do gustu. Mam na półce jeszcze tom trzeci więc z pewnością się z nim zapoznam a potem - zobaczymy. Czy według Was poziom serii się podnosi?

Kaznodzieja” Camilla Läckberg; wydawnictwo Czarna Owca; Warszawa 2012 ★★½

0 comments