Awaria małżeńska, Natasza Socha i Magdalena Witkiewicz


Emocjonalny wydźwięk powieści jest dla mnie niesamowicie ważny w trakcie lektury i dlatego bardzo często zdarza mi się sięgać po pozycje, które wzruszają i chwytają czytelnika za serce. Po tym jak moje serce książkoholika zostało jednak ostatnio kilkakrotnie roztrzaskane, potrzebowałam lekkiej zmiany klimatu - czegoś co dla odmiany wywoła uśmiech na twarzy. Po raz kolejny zasugerowałam się więc a) własnymi przeczuciami, b) Waszymi pochwalnymi opiniami i c) biedronkową promocją i sięgnęłam po dzieło duetu znanych polskich autorek literatury kobiecej. I zdecydowanie się nie zawiodłam. 

Wszystko zaczyna się stosunkowo niewinnie - od pewnego kota i wrażliwego kierowcy autobusu; kończy się natomiast małà katastrofą - śmiercią wyżej wspomnianego zwierzaka i pobytem w szpitalu Eweliny i Justyny. Kobiety, do tej pory całkowicie sobie obce, łączy teraz wspólny los. Połamane i otumanione lekami zostają uziemione w szpitalu a stery w ich domach są zmuszeni przejąć ich małżonkowie. Sebastian i Mateusz skupieni do tej pory na na pracy i własnych pasjach teraz muszą przejąć opiekę nad dziećmi i innymi codziennymi obowiązkami. A wbrew pozorom nie jest to nic łatwego. 

„Awaria małżeńska” to taka opowieść, która z przymrużeniem oka traktuje o rzeczach ważnych i wartych choćby wspomnienia. Przepełniona komizmem sytuacyjnym tylko z pozoru wyśmiewa męską postawę i gloryfikuje pozycje kobiety w domu. W rzeczywistości „Awaria małżeńska” jest takim pstryczkiem w nos ze strony autorek w kierunku nas - kobiet. Historia dwójki małżeństw przypomina nam o tym jak ważne jest by w natłoku obowiązków nie zapomnieć o rodzinie; i o tym że jeżeli mamy jakieś oczekiwania względem partnera, może warto wyrazić je wprost. 

Zdecydowanie największym atutem powieści jest jej humor. Fabuła, bardzo silnie osadzona we współczesnej rzeczywistości (na co wskazują choćby częste nawiązania do kultury), przepełniona jest dowcipnymi zdarzeniami, które być może niektórzy z czytelników znają z autopsji. Pewne kwestie zostają nieco przerysowane, ale z miejsca dostrzegamy, że jest to zabieg celowy. Tak żebyśmy mieli możliwość utożsamienia się z bohaterami a równocześnie żeby nasze codzienne błędy nie zostały znowu niezauważone. 

Trochę obawiałam się tego, że skoro mamy do czynienia z duetem pisarek, poziom powieści będzie nierówny, ale były to bezpodstawne obawy. Nie wiem jak wyglądał podział pracy między autorkami a to dlatego że jest to niezauważalne w trakcie lektury. Całość charakteryzuje się lekkim i dowcipnym stylem i taką samą atmosferą. Jedyne co mogłabym zarzucić to fakt, że dwukrotnie dopatrzyłam się malutkiego chochlika - zostały pomylone imiona głównych bohaterów (raz pań, raz panów). Ludzką rzeczą jest jednak popełniać błędy i chociaż uważam że ktoś powinien to wyłapać, całość zrekompensowała mi ten drobny mankament. 

„Awaria małżeńska” to takie idealne książkowe remedium na gorszy dzień i wszelkiego rodzaju smutki czy smuteczki. Mimo że jest to historia napisana ze sporą dozą humoru, traktuje o rzeczach i nam czytelnikom bliskich. Pani Magdalena Witkiewicz po raz kolejny mnie nie zawiodła a pani Natasza Socha zachęciła do tego by przyjrzeć się jej twórczości bliżej. Jeśli też cierpicie na Syndrom Złamanego Serca Czytelnika, gorąco polecam Wam lekturę „Awarii małżeńskiej” - u mnie podziałała znakomicie. 

Awaria małżeńska” Natasza Socha i Magdalena Witkiewicz; wydawnictwo Filia; Poznań 2016 ★★★★

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala