Filmowy zakątek #6


Ostatnie dni były bogate we wszelakiego rodzaju posty (z tymi promującymi powieść Katharine McGee na czele) i póki co nie zwalniamy tempa. Mam Wam tyle do opowiedzenia, że i tak nie wyrabiam się ze wszystkimi materiałami jakie chciałabym Wam pokazać, a maj szykuje się na nieco zabiegany miesiąc. Nie wybiegajmy jednak tak dalece w przyszłość! Póki co przygotowałam dla Was szósty post z cyklu filmowego zakątka - dla kontrastu z ostatnim, nie ma tu ani jednej premiery kinowej  (ale wiemy, że w te akurat kwiecień nie obfitował). Kolejne tytuły z Marvelowskiego uniwersum, science fiction, komedia i bajka - dla każdego coś miłego. 


IRON MAN 2 (2010)

Z osoby, która filmy Marvela znała jedynie ze słyszenia, bardzo powolutku zmieniam się w ich miłośniczkę. Każda kolejna produkcja jaką oglądam (a przypominam, że Iron Man 2 jest moim trzecim zetknięciem z uniwersum Marvela jeśli chodzi o filmy) podoba mi się coraz bardziej. A chociaż jestem świadoma, że tendencja ta nie utrzyma się długo, póki co cieszę się tym co obserwuję na ekranie! Iron Man 2 kontynuuje opowieść o Tony’m Starku niemal w punkcie gdzie zostawiliśmy go w finale pierwszej części. Mija pół roku odkąd świat dowiedział się, że on i Iron Man to jedna i ta sama osoba. Młody Stark wykorzystuje swój moment chwały, ale pojawiają się także głosy piętnujące zachowanie dziedzica. 

Cudna, cudna to była kontynuacja! Tony Stark jest jeszcze bardziej arogancki i pewny siebie niż przedtem, ale postać Iron Mana to nie jedyne atuty filmu. Trochę się obawiałam, że teraz gdy poznaliśmy back-story postaci, fabuła opierać się będzie głównie na walkach bohatera ze złoczyńcami, ale okazało się że nie miałam racji. Mamy nowego antagonistę; wątek pewnego osłabienia relacji Starka z jego przyjaciółmi; konsekwencje związane z wynalezieniem Iron Man (i to zazwyczaj takie globalne jak i związane bezpośrednio z sylwetką Starka); i wplecenie do historii wątku z SHIELD (zwłaszcza jeśli chodzi o postać Natashy Romanoff). Owszem, to typowe kino rozrywkowe o superbohaterze, ale jak cudnie się można przy tym bawić. Jeśli macie takie tyły z Marvelem jak ja, koniecznie nadróbcie zaległości. 

★★★★★★★★☆☆


DLACZEGO ON? (2016)

Większość moich filmowych wyborów, zwłaszcza tych”poza-kinowych”, to zwykle kwestia przypadku. Spodoba mi się tytuł, zainteresuje mnie zwiastun, które mignie mi gdzieś na Facebookowej tablicy, albo przyciągnie mnie obecność jakiegoś aktora wśród obsady. Na Dlaczego on? natrafiłam przez koleżankę z liceum. Chociaż nie utrzymujemy kontaktów, wciąż znajduje się wśród moich znajomych na Filmwebie, a że szukałam jakiejś lekkiej, zabawnej komedii na wieczór zasugerowałam się jej opinią. Fabuła skupia się na rodzinie Flemingów. Ned razem z żoną i synem wybierają się na święta do swojej starszej córki-studentki. Stephanie zaskakuje ich jednak zaproszeniem do domu swojego chłopaka-milionera, o którym rodzina do tej pory nie miała pojęcia. 

Moje wrażenia z początku i końca filmu bardzo od siebie odbiegają. Miałam straszne problemy by wczuć się w historię i, co zupełnie do mnie niepodobne, oglądałam ją na dwa razy. A) to ten rodzaj kina, w którym humor oscyluje głównie wokół seksu i B) pojawia się tam mnóstwo przekleństw, słowem - nie do końca jest to ten typ komedii za jakimi przepadam. Kiedy przyzwyczaiłam się jednak do powyższych elementów (i podziękowałam w duchu, że nie oglądam go razem z mamutkiem lub tatą), zaczęłam się dobrze bawić. Racja, film trwa trochę za długo i pojawiają się pewne dłużyzny, a sama fabuła - absolutnie przerysowana - balansuje na granicy dobrego smaku, ale Dlaczego on? może się poszczycić świetną obsadą (zwłaszcza męską). James Franco, Bryan Cranston i Keegan-Michael Key “robią ten film”, a już sama mimika ich twarzy jest bezbłędna. Drugi raz pewnie go nie obejrzę, ale jeśli wulgaryzmy i nieco sprośny humor Wam nie przeszkadzają, śmiało możecie obejrzeć. 

★★★★★☆☆☆☆☆


SING (2016)

Zatęskniłam za jakimiś animacjami. Owszem, zdecydowana większość tytułów jakie oglądam wpisuje się w ramy kina rozrywkowego, ale to właśnie przy filmach skierowanych do młodszego widza bawię się zawsze najlepiej. Sing chodził za mną już od jakiegoś czasu (nie wiem dlaczego tak przyciągają mnie animacje ze zwierzętami w roli głównej) i w końcu razem z mamutkiem zdecydowałyśmy się na wspólny seans. A bawiłyśmy się wybornie! Sing opowiada historię upadającego teatru i jego właściciela. Aby uratować budynek od bankructwa, Buster Moon postanawia zorganizować konkurs piosenki. Nagroda ma wynosić 1000 $, ale Panna Crawly - wiekowa sekretarka i pomocnica - zamiesza na ulotce błędną wartość - 100 000 $, co skutkuje zaskakującą liczbą kandydatów na przesłuchaniu.  

Sing nie jest animacją z zaskakującym, nowatorskim morałem. Owszem, jak każda bajka, tak i ta niesie ze sobą jakąś wartość dla dzieci - że trzeba walczyć o swoje marzenia i nie należy podawać się w drodze do ich realizacji - ale nie jest on akurat najważniejszy. Sing to animacja typowo rozrywkowa, pełna pomniejszych historii i bohaterów, do których odczuwamy sympatię (szympans Johnny, świnka Rosie, słonica Meena no i Pani Crawly <3), a dodatkowo urozmaicona współczesną muzyką w nowych aranżacjach. Piosenki wpadają w ucho i człowiek mimowolnie do nich podryguje, jest niesamowicie zabawnie, ale nie brakuje też momentów bardziej melancholijnych i chwytających za serducho, i w ogóle jest to taki obrazek na który miło się spogląda. Jasne, wspomniany morał jest wtórny a poszczególne wątki raczej przewidywalne, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. Jeśli tylko lubicie animacje i nie przeszkadza Wam w nich spora doza muzyki, koniecznie. 

★★★★★★★☆☆☆


EX MACHINA (2015)

Kiedy stawiałam przed sobą wyzwanie obejrzenia 52 filmów w 2017 roku, jednym z moich “celów” było zapoznanie się z najgłośniejszymi tytułami ostatnich lat. Przy ilości produkcji wypuszczanych w danym roku trudno wyselekcjonować te, na które warto poświęcić czas, ale w takich sytuacjach wszelkiego rodzaju zestawienia top produkcji, które masowo powstają na przełomie grudnia i stycznia okazują się zbawienne. Ex Machina była jednym z tytułów wymienionych jako najlepsza, a że po Kryptonimie U. N. C. L. E. mam słabość do Alicii Vikander, nie wahałam się dwa razy. Film opowiada historię programisty Caleba, który po wygraniu konkursu udaje się do ukrytej rezydencji swojego szefa. Na miejscu okazuje się, że ma stać się częścią eksperymentu dotyczącego sztucznej inteligencji. 

Ex Machina nie charakteryzuje się wartką akcją, rozmachem czy spektakularnymi efektami specjalnymi. Fabuła jest bardzo spokojna, wszelkie informacje jakie otrzymujemy są nam odpowiednio dawkowane, a wszystko - poczynając od scenografii aż po technologie - bazuje na prostocie. A mimo to Ex Machina robi ogromne wrażenie. Od samego początku film posiada ciężką, niepokojącą atmosferę, która z każdą kolejną minutą tylko gęstnieje. Wplatane w fabułę piękne kadry krajobrazów, muzyka - wszystko to idealnie współgra z całością. Nawet jeśli pojawiają się pewne przydługie, nużące momenty, nie wpływają one znacząco na jakość produkcji. Ex Machina ujmuje jako całość - atmosferą, niezwykle klimatycznym zakończeniem i grą aktorską (z Alicią Vikander na czele). Jeśli tylko będziecie mieć możliwość, koniecznie zobaczcie. 

★★★★★★★★☆☆


INCREDIBLE HULK (2008)

Jak widzicie, wzięłam sobie do serca nadrabianie Marvelowskich zaległości. Kierując się swoim sprawdzonym źródłem, włączyłam kolejny z listy filmów rozgrywających się w uniwersum Avengersów - Incredible Hulk. Ze względu na raczej mało optymistyczne opinie, tym razem ze znacznie mniejszymi oczekiwaniami. Incredible Hulk przedstawia całkiem nową dla uniwersum postać. Profesor Bruce Banner, który od czasu nadmiernego promieniowania w chwilach nieopanowanego gniewu przemienia się w zielonego potwora - Hulka, szuka dla siebie antidotum. Jest to o tyle utrudnione, że równocześnie musi ukrywać się przed rządowymi agentami, z pewnym generałem na czele. 

Incredible Hulk zostaje utrzymany w zupełnie odmiennej konwencji niż poprzednie filmy. Znacznie mniej tu humoru, a dużo więcej melancholijnych, emocjonalnych scen, które momentami ocierają się o granice kiczu. Chociaż Edward Norton zdecydowanie budzi moją sympatię jako człowiek, który nieustannie stara się zapanować nad swoją naturą, poprzedni klimat filmów - potraktowany “mniej serio” - znacznie bardziej mnie do siebie przekonuje. Bohaterowie wzbudzają emocje, wątek antagonisty rozwija się w interesująca sposób, a i sama historia jest ciekawa, ale sceny między Brucem a Betty absolutnie mnie nie przekonywały. Miałam też wrażenie jakby wrzucono mnie w środek historii, bez zaznajomienia z jej początkiem (ewentualnie jego fragmentami). Incredible Hulk ogląda się może bez zgrzytania zębami, ale mogło być znacznie lepiej. Jeśli macie ochotę, nawiązania do innych filmów są na tyle subtelne i mało istotne że możecie go obejrzeć nawet w oderwaniu od innych produkcji. 

★★★★★☆☆☆☆☆

*Zdjęcia użyte w poście są kadrami z filmów i pochodzą ze strony fdb.pl

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala