Złodzieje snów, Maggie Stiefvater


Pamiętam lęk jaki poczułam na wiadomość, że poszczególne tomy Kruczego cyklu znikają z księgarnianych półek a nakład powoli się wyczerpuje. Mimo że byłam dopiero w trakcie lektury „Króla kruków”, przeszukałam oferty internetowych księgarni (bezowocnie) a potem wyszukałam najbliższy Empik, w którym „Złodzieje snów” byli jeszcze dostępni. Zakupiłam egzemplarz z dziwnie pofalowanym rogiem kartek i śladem po naklejce -50% (nie pytajcie dlaczego nie kupiłam go wówczas gdy promocja obowiązywała - nie wiem) a potem odłożyłam go na półkę. Wiadomość o wyczerpującym się nakładzie (patrz. historia z „Pisane szkarłatem”, „Czasem żniw” czy „Szóstką wron”) popychają mnie do irracjonalnych działań. Ale to temat na osobny wpis a ja chciałam Wam po prostu powiedzieć, że uwielbiam „Złodziei snów”. 

Linia mocy została obudzona, ale Gansey, Adam, Ronan, Noah i Blue wciąż nie są bliżej znalezienia Glendowera. Poszukiwania utknęły w martwym punkcie a najważniejszy trop - zniknął. Wydarzenia ostatnich dni znacząco wpłynęły na zachowanie bohaterów - Adam oddalił się od pozostałych Kruczych chłopców z Aglionby i Blue, a Ronan - który potrafi wyciągać przedmioty ze swoich snów - musi stawić czoło powracającym koszmarom. Niektórzy ludzie są gotowi na wiele by odnaleźć źródło mocy Lyncha a obecność tajemniczego Szarego mężczyzny (i nie chodzi o Christiana!) w miasteczku i liczne włamania nie są kwestią przypadku. 

Złodzieje snów” zdecydowanie nie potwierdzają teorii zgodnie z którą drugie tomy serii prezentują niższy poziom od pierwszego. Kontynuacja Kruczego cyklu nie tylko dorównuje poziomem „Królowi kruków”, ale pod pewnymi względami wręcz go przewyższa. Chociaż poszukiwania Glendowera, punkt wyjścia dla całego cyklu, rzeczywiście zamiera w martwym punkcie i schodzi na dalszy plan, Maggie Stiefvater oferuje nam sporo w zamian. Ciężar fabularny drugiego tomu spoczywa na wątku “złodziei snów” czyli wyciągania ze snów przedmiotów. Ów motyw już sam w sobie jest fascynujący i stanowi niezaprzeczalny walor powieści, ale jeśli dodamy do tego fakt, że zostaje on mocno powiązany z postacią Ronana Lyncha, chyba nie muszę dopowiadać dlaczego „Złodzieje snów” skradli moje serce. 

Drugi tom Kruczego cyklu zdecydowanie rozwija wątek Ronana - najbardziej fascynującego bohatera cyklu. Poznajemy historię rodziny młodego Lyncha i jego skomplikowaną osobowość, ale nawet te dodatkowe informacje nie pozbawiają go pewnej aury tajemniczości. „Złodzieje snów” przedstawiają nam dodatkowo dwójkę kolejnych niejednoznacznych i niesamowicie przez to intrygujących postaci - Kavinsky’ego oraz Pana Szarego. Maggie Stiefvater udowadnia przy tym to co już wiedzieliśmy - że posiada niesamowity talent do kreacji bohaterów i że to właśnie w nich a także w łączących ich relacjach (przy czym przyjaźń jest ważniejsza niż wątek miłosny) tkwi siła Kruczego cyklu

Pomimo że jestem oczarowana baśniowością i lirycznością historii, rozumiem że proza Maggie Stiefvater nie spodoba się każdemu. „Złodziei snów” nie charakteryzuje szybka akcja czy zwroty fabularne, to typowa opowieść napędzana przez bohaterów (ang. character-driven story), ewentualnie wspominaną już baśniową, magiczną atmosferą. Język  Maggie Stiefvater jest przy tym równie osobliwy co sama fabuła - niektóre dialogi wydają się absurdalne i trudno wyobrazić sobie podobne rozmowy w realnym życiu. To taki trochę liryczny, bardzo emocjonalnie nacechowany styl, który do mnie niesamowicie trafia, ale dla niektórych może stanowić dodatkową wadę. 

Trochę się bałam, że za bardzo zasugerowałam się opiniami czytelników i dlatego tak zakochałam się w „Królu kruków”, ale to nie o to chodziło. „Złodzieje snów” posiadają wszystkie te elementy, które oczarowały mnie w pierwszym tomie Kruczego cyklu, a także ociupinkę więcej (to chyba kwestia Ronana i motywu złodziei snów). Warto się przekonać czy proza Maggie Stiefvater jest czymś dla Was. Ale jeśli „Król kruków” Was zawiódł pod względem stylu i powolnej akcji, „Złodzieje snów” raczej tej opinii nie zmienią. 

Złodzieje snów” Maggie Stiefvater; wydawnictwo Uroboros; Warszawa 2015 ★★★★★

0 comments