Dom służących, Kathleen Grissom


"Dom służących" nie porusza tematyki szczególnie bliskiej moim zainteresowaniom, ale na przestrzeni ostatnich dwóch lat kilkakrotnie sięgałam po powieści o zbliżonej problematyce. Co więcej, były to pozycje, którym udało się w jakiś sposób podbić moje serducho i zmienić moje spojrzenie na pewne kwestie. Nie nastawiałam się na to, że debiut Kathleen Grissom wywrze na mnie podobne wrażenie, ale pozytywne opinie innych czytelników nieco podwyższyły moje oczekiwania. I kiedy wydawnictwo Papierowy Księżyc wznowiło ową pozycje, szybko zabrałam się za lekturę. 

Siedmioletnia dziewczynka zostaje osierocona w trakcie rejsu z Irlandii. Jej brat zostaje najęty do pracy, a Lavinia - która po traumatycznych przeżyciach traci pamięć - zabrana przez kapitana do swojego domu. Na plantacji tytoniu trafia pod opiekę Belle, nieślubnej córki właściciela, gdzie ma przyuczyć się do roli służącej. Osamotniona i przerażona dziewczynka szybko przywiązuje się do tamtejszej rodziny niewolników. Mimo że różni ich od siebie kolor skory, Lavinia odnajduje wsród nich poczucie bliskości i bezpieczeństwa. W domu właścicieli dochodzi jednak do tragedii, która odciska piętno także na białej służącej. 

Debiut kanadyjskiej autorki broni się przede wszystkim świetnym pomysłem na fabułę. Owszem, zetknęliśmy się juz wcześniej z problematyką przywiązania "białego dziecka" do "czarnych służących", ale Kathleen Grissom ugryzła ów temat od nieco innej strony. Przedstawiając historię niemal całego życia Lavinii, nie tylko opowiada o ciężkiej, wręcz dramatycznej sytuacji czarnych niewolników, niejednokrotnie ukazując ją z brutalną szczerością. Ale w równie dużym stopniu przykłada wagę do problemu ze zrozumieniem własnej tożsamości, z którym zmaga się Lavinia - wychowana przez służących a potem wrzucona do całkowicie odmiennego świata. 

Cała historia zyskuje na tym, że zostaje opowiedziana naprzemiennie z perspektywy Lavinii i Belle. Przez dużą część powieści Lavinia wciąż jest jeszcze dzieckiem, z niewinnością spoglądającym na świat. Kiedy poznajemy historię jej oczami, wiele rzeczy nie zostaje powiedzianych wprost - niektóre z nich zostają wyprostowane przez perspektywę Belle, inne pozostają niedopowiedziane do samego końca. Mimo że niezwykle doceniam ów zabieg i że to głownie dzięki niemu opowieść wydaje się bardziej dramatyczna, trudno mi zignorować fakt, że rownocześnie uwydatnia on pewne braki w warsztacie Kathleen Grissom. Głosy Lavinii z samego początku historii i tej z jej końca, a nawet Belle, momentami za bardzo się do siebie zbliżają. 

Tym co popsuło mój ogólny odbiór powieści, nie był jednak warsztat autorki - wszelkie niedociągnięcia zrzuciłam na fakt, że jest to jej debiutancka powieść i że w przyszłości z pewnością zostanie to doszlifowane. Zgodzę się jednak z zasłyszana opinią, że samo zakończenie odbiega poziomem od reszty historii. Owszem, zgrabnie łączy się ono ze sceną rozpoczynającą powieść i nawiązuje do wątku poruszonego w trakcie lektury, ale to trochę za mało. Podczas gdy cała powieść ma lekkie, niespieszne tempo, samo zakończenie następuje przerażająco szybko, mimo że wiele się w nim dzieje. 

"Dom służących" to kolejna powieść, która pochyla się nad tematem trudnej sytuacji czarnych niewolników. Kathleen Grissom z wyczuciem opowiada  także o rozdarciu człowieka między przywiązaniem a powinnością i ogromnej samotności. Nie brak tej historii scen dramatycznych i przepełnionych smutkiem; brutalnością i ogromnym cierpieniem, ale też i szczęśliwych. I nawet jeśli w warsztacie autorki można dostrzec pewne niedociągnięcia a samo zakończenie zaburza odrobinę dobre wrażenie, nie mam watpliwości że jest to pozycja której warto poświęcić chwile uwagi. 

"Dom służących" Kathleen Grissom; wydawnictwo Papierowy Księżyc ; Słupsk  2013 ★★½

0 comments