Wnuczka do orzechów, Małgorzata Musierowicz


"Jeżycjadę" poznałam dopiero będąc w gimnazjum. Nie wiem jak obecnie wygląda kanon lektur obowiązkowych, ale za moich czasów jedną z pozycji, z którą musieliśmy się zapoznać był właśnie "Opium w rosole". I od tamtej pory obdarzyłam "Jeżycjadę", a historię Genowefy i Kreski w szczególności, wielką, bezgraniczną miłością - najpierw nadrabiałam wszystkie tomy a potem czekałam z niecierpliwoscią na premierę "Sprężyny", "MacDusi" i "Wnuczki do orzechów" właśnie. Z tą różnicą, że po ostatnią z pozycji nie sięgnęłam od razu - być może zniechęcona coraz bardziej rozczarowanymi opiniami - i zainteresowałam się nią dopiero ostatnio, poszukując w zbiorach mojej lokalnej biblioteki czegoś ciekawego do lektury. Ale nawet wtedy trochę się obawiałam, że dołączę do grona rozczarowanych czytelników i często odkładałam lekturę na bok. Czy słusznie? Odpowiem trochę przewrotnie - i tak, i nie. 

Ida Pałys z domu Borejko może i jest prawie pięćdziesięcioletnią mężatką, matką i stateczną panią doktor, ale w głębi pozostaje zwariowaną Idunią, za którą decyzje często podejmują emocje. Po wielkiej kłótni o nic, obrażona na męża i syna Ida opuszcza Jeżyce nie informując nikogo dokąd się wybiera. Na skutek niefortunnego wypadku kontuzjowana kobieta trafia do domu Doroty Rumianek - młodej dziewczyny, aspirująca do roli lekarki - a wkrótce dołącza do niej bratanek o złamanym przez MacDusię sercu - Ignacy Grzegorz Stryba. Ida bardzo chętnie przejęłaby rolę swatki tylko, że żadne z owej dwójki nie wydaje się zainteresowane takim obrotem spraw. 

"Wnuczka do orzechów" odbiega nieco poziomem od "Jeżycjady", którą pokochałam i, niestety, nawet moje całkowicie oddane serii serce nie może tego zignorować. Małgorzata Musierowicz nabrała przykrego zwyczaju do natrętnego moralizatorstwa w swoich powieściach i postrzegania świata w czarno-białych kolorach, a we "Wnuczce do orzechów" staje się to jeszcze bardziej widoczne. Współczesne szkoły są złe bo nie zapewniają należytej edukacji; mięśniak spod sklepu żłopie piwo i nie ma za grosz oleju w głowie; rozwijające się miasto to zło wcielone i trzeba z niego prędko uciekać; a wieś to miejsce idealne, wręcz sakramentalizowane (a przy tym trochę jakby zacofane - bo telefony nie działają a do sklepu jeździ się powozem zaprzęgniętym w konie). 

Widać, że Małgorzata Musierowicz spogląda na świat przedstawiony oczami nie bohaterów lecz swoimi - oczami człowieka starszego, który z sentymentem spogląda na dawny porządek świata. Jak bardzo nie "psioczyłabym" na "Wnuczkę do orzechów", tak nie mogę powiedzieć, że byłam niezadowolona z lektury, albo że podobała mi się średnio. W natłoku współczesnych powieści gdzie litrami leje się alkohol a z kolejnych stron atakują nas erotyczne sceny i wulgaryzmy, miło jest wrócić do Borejków choćby i na chwile. Gdzie nadal ceni się słowo pisane, pierwsza miłość rozkwita powoli a ta nieco starsza - jest troskliwie pielęgnowana. 

Jest coś takiego w "Jeżycjadzie", że gdy ją otwieracie czujecie się dosłownie jak w drugim domu. I "Wnuczka do orzechów" też owo COŚ posiada - humor przepleciony z rodzinnym ciepłem. Poza tym tytuł ten wyjątkowo ujął mnie powrotem starszych bohaterów. Owszem, pierwsze skrzypce wyraźnie odgrywa Dorota Rumianek i młode pokolenie Borejków reprezentowane przez Ignacego i Józefa, ale pani Musierowicz daje nam wyraźny wgląd w życie całej rodziny - seniorów rodu, Gabrysi, Idy, Natalii i Pulpecji - od których przecież wszystko się zacząło. A scena próby porwania w rodzinie Pałysów jest moim absolutnym hitem "Wnuczki". 

"Wnuczka do orzechów" nie jest powrotem starej Jeżycjady i jeśli należycie do grona czytelników, którzy już z poprzednich tomów nie czerpali ani grama przyjemności, może warto powiedzieć sobie stop. Ale nie nazwałabym też tej powieści złą. "Wnuczka do orzechów" jest może odrobinę moralizatorska i czarno-biała, ale posiada niesamowitą dawkę humoru połączoną z rodzinnym ciepłem - klimat nie do podrobienia, który potrafi stworzyć tylko Pani Musierowicz. I to dla tego klimatu sięgam ciągle po kolejne tomy a czasami także i te starsze, co i wam polecam. 

"Wnuczka do orzechów" Małgorzata Musierowicz; wydawnictwo Akapit Press; Łódź 2014 ★★★★

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala