Wiek cudów, Karen Thompson Walker


Od czasu do czasu przeglądam zagraniczny booktube w nadziei, że znajdę jakąś pozycję, która a) nie jest zbyt popularna czy zachwalana i b) nie wpisuje się w nurt powieści Young Adult ani New Adult. W taki sposób natrafiłam choćby na uwielbiany przeze mnie "Fioletowy hibiskus" czy "Skazaną" (którą co prawda zakupiłam, ale jakoś nadal nie zabrałam się do lektury), i tak też zdecydowałam się na lekturę "Wieku cudów". Trochę zdziwił mnie fakt, że ów tytuł już dwukrotnie został wydany w Polsce a do tej pory jakoś nie zetknęłam się z opiniami na jego temat, ale to tylko zmotywowało mnie do lektury - liczyłam na to, że wynajdę dla Was coś niesamowitego. Ale nie do końca tak było.

Początkowo zmiany są bardzo subtelne, prawie niezauważalne, ale wkrótce nie da się już ich ignorować. Następuje spowolnienie, dzień i noc stają się coraz dłuższe i postrzeganie doby w tych samych kategoriach wydaje się całkowicie bezcelowe. Część społeczeństwa postępuje zgodnie z zaleceniami rządu, pozostali porzucają dotychczasowe życie i formułują się w specyficzne grupy. Początkowo "spowolnienie" wydaje się oddziaływać tylko na zwierzęta, zwłaszcza ptaki, ale wkrótce i ludzie odczuwają jego negatywne działanie. A gdzieś w tle owych przemian  rozgrywa się normalne życie takie jak to Julii - odrobinę samotnej, skrywającej sekret nastolatki, która po raz pierwszy w życiu się zakochuje.

"Wiek cudów" jest kolejną historią, która wydaje się przekłamana jeśli patrzymy na nią z perspektywy okładkowego opisu. Przed lekturą zapoznałam się z blurbem wznowionej w 2016 edycji i spodziewałam się jakiejś wielkiej, romantycznej opowieści, rozgrywającej się w obliczu końca świata. Tymczasem debiut Karen Thomspon Walker  opowiada zupełnie inną historię. Chociaż bez wątpienia mamy do czynienia z powieścią post-apokaliptyczną, fabuła nie obfituje w wartką akcje czy też nagłe zwroty. Wręcz przeciwnie - jej tempo jest niespieszne a zwolennicy akcji mogą wręcz odczuwać chwilowe znużenie.

Karen Thompson Walekr ma zupełnie inną koncepcję zbliżającej się apokalipsy.  Objawiającej się bardzo subtelnymi zmianami, które na pierwszy rzut oka wydają się niemal błahe i niezwykle powolnej, a przy tym przerażającej tym, że wydaje się ona nieunikniona. I nawet jeśli momentami chciałam żeby wydarzyło się coś więcej i wyczekiwałam jakiegoś punktu kulminacyjnego, murze przyznać, że owa wizja świata wyjątkowo we mnie trafiła. Może dlatego, ze wydawała się tak bliska temu co znamy i przez to wydawała się o wiele bardziej prawdopodobna.

Pomijając ową post-apokaliptyczną wizję, debiut Karen Thompson Walker to jednak przede wszystkim napisana pięknym językiem opowieść o dojrzewaniu. Ze względu na specyficzne tempo nie zaryzykowałabym stwierdzeniem, że jest to powieść, która trafi do młodzieży. Trzeba jednak oddać autorce, że z problematyką dojrzewania radzi sobie lepiej niż niejeden pisarz Young Adult. Karen Thompson Walker udaje się oddać poczucie osamotnienia i niezrozumienia Julii a także jej silną potrzebę by znaleźć kogoś w kim miałaby oparcie - czy to przyjaciela, czy wreszcie miłość.

"Wiek cudów" bez wątpienia nie jest złym debiutem. Karen Thomspon walker tworzy jednak powieść, której trudno znaleźć adekwatnego odbiorcę - czy to z powodu powolnego, niespiesznego tempa czy problematyki bliskiej nastolatkom. Osobiście odnalazłam w tej subtelnej, melancholijnej powieści coś ujmującego a z drugiej strony oczekiwałam od niej czegoś zupełnie innego i być może nie byłam w nastroju na tego typu historię. Jeśli zdecydujecie się na lekturę, miejcie na uwadze, że opis bardzo przekłamuje rzeczywistość.

"Wiek cudów" Karen Thomspon Walker; wydawnictwo Znak; Kraków 2012 ★★½

0 comments