Korona, Kiera Cass


Tuż przed polską premierą „Korony”, czyli gdzieś w okolicach maja, byłam niesamowicie podekscytowana tym tytułem i nie mogłam się doczekać momentu, w którym dowiem się jak Kiera Cass zakończy całą historię. Potem jakoś mi przeszło. Właściwie bez konkretnego powodu- chyba przegapiłam odpowiedni moment i straciłam zainteresowanie historią. Gdyby nie fakt, że mój mamutek wciąż był ciekaw wielkiego finału prawdopodobnie nie wypożyczyłabym nawet  „Korony”. Czy straciłabym wiele? Chyba niekoniecznie. 

Pomimo wydarzeń, które wstrząsnęły pałacem, Eliminacje nadal trwają. Księżniczka Eadlyn teraz nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej odczuwa presje wyboru małżonka. Młoda następczyni tronu nie budzi sympatii społeczeństwa a jej kolejne decyzje spotykają się ze słowami krytyki. Teraz dodatkowo musi chwilowo przejąć obowiązki władczyni i zapanować nad sytuacją w Illei. Eadlyn powoli dostrzega coś co wydawało jej się nie do pomyślenia - że może Eliminacje rzeczywiście są jej szansą na miłość. 

„Korona” rozpoczyna się w momencie, w którym pożegnaliśmy bohaterów w „Następczyni” i najlepszym pomysłem, w miarę możliwości, wydaje mi się przeczytanie tych tytułów jeden po drugim. Pomimo że sama między lekturą miałam przerwę zaledwie ok. 4 miesięcy umknęło mi wiele faktów i początkowo trudno było mi rozróżnić od siebie poszczególnych chłopców. Kiera Cass miała tendencje do przybliżenia nam charakterów jedynie tych postaci, które na dłużej pozostały w Eliminacjach i przez to samo zakończenie nie stanowi zaskoczenia chyba dla nikogo oprócz głównej bohaterki. 

„Korona” obfituje w liczne momenty, które wywołują w czytelniku zażenowanie - i to w kilku płaszczyznach. Kiera Cass stara się wpleść w fabułę polityczne aspekty historii, ale widać, że czuje się w tym temacie niewygodnie. Trudno nie dostrzec absurdów pewnych rozwiązań - działania Eadlyn są nierozważne a mimo to przychodzą jej z niesamowitą lekkością. Tym razem nawet wątek romantyczny budzi sporo wątpliwości. Relacja Americi i Maxona miała w sobie coś bajkowego, to co pojawia się między Eadlyn a jej wybrankiem wydaje się może logiczne, ale jakoś niewłaściwie zbudowane - i doprawdy trudno uwierzyć w ich rzekomą wielką miłość. 

Wydawało mi się, że kontynuowanie pierwotnej trylogii „Selekcja” miało sens, ale prawdę mówiąc nie jestem już o tym dłużej przekonana. „Koronę” czyta się nadal lekko i wciąż w pewnym sensie czuć tu klimat bajki w połączeniu z reality show, ale liczne wady coraz bardziej odwracają od tego uwagę. Kiera Cass chciała tak dużo - przedstawić rodzące się uczucie, zbudować polityczne tło, wpleść gdzieś wątek LGBT - ale chyba po drodze się pogubiła i coś nie wyszło. 

Chociaż popularna opinia głosi, że „Korona” przewyższa poziomem „Następczynię” osobiście nie mogę się z nią zgodzić. Ostateczne, a przynajmniej mam taką nadzieję!, zakończenie serii „Selekcja” okazało się dla mnie rozczarowujące. Nie zaprzeczam, że przeczytałam „Koronę” szybko i były momenty, w których bawiłam się nawet dobrze w trakcie lektury, ale oczekiwałam więcej. Jeśli chcecie koniecznie poznać zakończenie bajki Eadlyn, dajcie „Koronie” szansę, ale w innym wypadku chyba lepiej poczytać co innego. 

„Korona” Kiera Cass; wydawnictwo Jaguar; Warszawa 2016 ★★½

0 comments