5 najlepszych książek jesieni


Gdzieś w połowie tego roku, prawdopodobnie w wakacje, przeżywałam porządny kryzys czytelniczy. Nie chodzi o to, że czytałam mało, ale miałam nieprzyjemne wrażenie, że żadna z lektur nie satysfakcjonuje mnie absolutnie w 100%. Chciałam żeby coś mnie zachwyciło, nawet jeśli w konsekwencji miałoby mi to zafundować chwilowego kaca książkowego. Prosiłam Was nawet o pomoc na fanpage’u, żebyście polecili mi coś co Was w sobie rozkochało. Dobrze jest mieć ten okres za sobą. W trakcie trzech miesięcy jesieni - września, października i listopada - udało mi się przeczytać 34 pozycje. Owszem, natrafiłam na kilka tytułów, które mnie rozczarowały, ale za to pojawiły się też historie, które całkowicie mi to zrekompensowały. I wybór najlepszej piątki był naprawdę trudny. Ale w końcu się udało. 

Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender, Leslye Walton

Przyznaję to ze wstydem, ale, pomimo mojej ekscytacji polską premierą i tym że zażyczyłam sobie ów tytuł na świąteczny prezent, byłam niemal przekonana, że debiut Leslye Walton nie jest czymś co może mnie zachwycić. Gdybym zawsze miała się mylić w tak przyjemny sposób, mogłabym to jednak robić znacznie częściej. „Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender” okazały się dla mnie bowiem jedną z najlepszych pozycji tego roku, a już zdecydowanie - najlepszą lekturą jesieni. Trudno przybliżyć tak naprawdę fabułę debiutu Leslye Walton - z jednej strony jest to opowieść o Avie Lavender, z drugiej autorka nie skupia się jedynie na jej postaci lecz opowiada o kilku pokoleniach rodziny dziewczyny - łatwo go za to scharakteryzować bo robi to za nas już sam tytuł. Jest osobliwie. I cudownie. To opowieść przepełniona emocjami - o poszukiwaniu miłości, o rozczarowaniu, o ludzkim okrucieństwie i o akceptacji - a kategoryzowanie jej jako Young Adult wydaje mi się najzwyczajniej w świecie krzywdzące. Cud, miód i orzeszki. 

Amerykaana, Chimamanda Ngozi Adichie

W przeciwieństwie do powieści Leslye Walton, spodziewałam się tego, że Chimamanda Ngozi Adichie poruszy we mnie jakieś najczulsze struny i zmusi do refleksji. Ale „Amerykaana” i tak zdołała mnie zaskoczyć, głównie tym jak inna jest od debiutu autorki, a mimo to równie dobra. Chimamanda Ngozi Adichie pisze o tym co rozumie i widać to w jej powieściach - autentyczność. „Amerykaana” to powieść poruszająca problematykę rasizmu, głównie w Stanach Zjednoczonych, ale ma też dużo bardziej uniwersalną stronę - mówi o poszukiwaniu swojego miejsca, o przesuwaniu granic i o tym jak ciężko nam czasami zrozumieć czym jest tak naprawdę nasze szczęście. Owszem, to opasłe tomiszcze, ale nie dawajcie się temu zniechęcić. Chimamanda Ngozi Adichie niezmiennie zachwyca. 

Muza, Jessie Burton

Czekałam na „Muzę” z niecierpliwością, mimo że tak naprawdę nie wiedziałam o czym opowiada i czy jest to “mój kawałek literatury”. Był. Nowa powieść Jessie Burton różni się od debiutu autorki i raczej nie byłabym w stanie wskazać, który z tych tytułów ujął mnie bardziej, ale przecież nie o to chodzi. W trakcie lektury widać progres jaki wykonała autorka - umiejętnie przeplata ze sobą dwa wątki rozgrywające się w zupełnie innych realiach, a każdy z nich jest równie zajmujący dla czytelnika. To powieść o miłości, rasizmie, podążaniu za swoją pasją, ale chyba przede wszystkim o sztuce - procesie tworzenia i potrzebie samodoskonalenia artysty. Zdecydowanie jest to też jedna z najpiękniej wydanych książek tego roku co teraz, gdy trafił w moje ręce egzemplarz finalny, mogę wreszcie potwierdzić. Ale to taka dodatkowa wisienka na torcie. 

Słowik, Kristin Hannah

Mam wrażenie, że jestem bardzo przewidywalna w tym zestawieniu i że w gruncie rzeczy mogliście sami dokładnie przewidzieć jakie tytuły w nim zamieszczę. I tak nie mogłam przecież nie wspomnieć o „Słowiku”, prawda? Kilka powieści osadzonych na tle II wojny światowej mnie w tym roku rozczarowało, ale pozycja Kristin Hannah zdecydowanie sprostała oczekiwaniom. Mimo że autorka bardzo łatwo mogła wpaść w pułapkę schematyczności i kilka z nich wplątało się do fabuły, jest w „Słowiku” coś ujmującego i wyjątkowego. To historia o miłości, ale tej siostrzanej; wielkiej odwadze i poświęceniu; i o różnych odmianach  heroizmu. Samo zakończenie ma w sobie trochę zbyt dużo cukru co z perspektywy czasu razi jeszcze bardziej, ale równocześnie nie niszczy dobrego wrażenia.  

Przewieszenie, Remigiusz Mróz

Sporo osób zachwyca się ostatnio „Behawiorystą”, ale ja jestem jeszcze na wcześniejszym etapie Mrozowego szaleństwa. Owszem, były pozycje lepsze od „Przewieszenia”, choćby „Szklany klosz”, ale to właśnie lektura powieści Remigiusza Mroza mnie najbardziej zaskoczyła. Nie byłam zachwycona pierwszym tomem trylogii o Forscie, ale drugi zdecydowanie przewyższył go poziomem. Jest w nim mniej rozmachu i sensacji i właśnie to ujęło mnie najbardziej. To plus przewijający się gdzieś w tle Kraków, Zakopane i polskie Tatry. Mówcie co chcecie, ale Mróz potrafi trzymać w niepewności i zwalić z czytelnika z nóg. Jak widzieliście już w TBR-ze, zabieram się niedługo za „Trawers” i naprawdę nie mogę się doczekać.

Koniecznie pochwalcie się co Was zachwyciło jesienią. Może wśród tytułów znajdę inspirację do swoich czytelniczych planów. 

0 comments

Każdy Wasz komentarz witam z uśmiechem na ustach. Wszystkie niezmiennie stanowią dla mnie zresztą niewyczerpane źródło motywacji. Będę więc wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy pozostawiony przez Was ślad i, w miarę możliwości, postaram się na niego odpowiedzieć.
Kala